Fotograf oskarża "Super Express" o publikację zdjęcia bez zgody
Wszystko wskazuje na to, że "Super Express" spotka się na sali sądowej z Markiem Kossakowskim, autorem zdjęcia wykorzystanego w jednym z ostatnich numerów gazety oraz na jej stronie internetowej. Kossakowski dowodzi, że naruszono jego prawa autorskie - majątkowe i osobiste - podpisując zdjęcie cudzym nazwiskiem.
Afera zaczęła się od tekstu zatytułowanego "SEWERYN BLUMSZTAJN: Redaktor z Wyborczej nie chce rodzić”. Kossakowski, dziennikarz o opozycjonistycznej przeszłości, następująco skomentował tę sprawę na Facebooku:
Ponieważ "Super Express" obublikował moje zdjęcie bez zgody i z naruszeniem praw autorskich, pytam się kolegów prawników i stosowne organizacje, czy nie chciałyby się tym zająć. W szczególności chodzi mi o zwrot sumy 1,60 zł, którą musiałem wydać na to pisemko, oraz odszkodowanie za straty moralne, jakie poniosłem w związku z koniecznością wyjścia o tak wczesnej porze do kiosku.
Mimo luźnego tonu wpisu pod wklejonym zdjęciem numeru gazety wywiązała się obszerna i pełna emocji dyskusja. Komentujący właściwie jednogłośnie nawoływali do nieodpuszczenia gazecie tej sprawy.
Faktycznie, wiele wskazuje na winę "Super Expressu", jednak sprawa może nie być aż tak oczywista. Gazeta wskazuje jako autora zdjęcia Petrosa Tovmasyana, działacza politycznego ormiańskiego pochodzenia. Redaktor naczelny "SE" Sławomir Jastrzębowski w rozmowie telefonicznej powołuje się na wiadomości e-mail, w których Tovmasyan deklaruje posiadanie praw do zdjęcia, a także zrzeka się wynagrodzenia za wykorzystanie fotografii. Według własnych słów Jastrzębowskiego jego gazeta nie ma w zwyczaju posługiwać się materiałami naruszającymi prawa autorskie, nie leży to zresztą w jej interesie.
Tovmasyan tylko do pewnego stopnia potwierdza tę wersję. Na pytanie o sprawę zdjęcia odpowiedział następująco:
Nie można przez maila zadeklarować prawa do zdjęcia, czego też nie robiłem. Ani tym bardziej niczego sie nie zrzekałem, jednak faktem jest, że nieumyślnie wprowadziłem pracowników "Super Expressu" w błąd.
Na pytanie o swoje obawy w kwestii ewentualnych konsekwencji prawnych powiedział:
Jedyne, co zrobiłem, to skopiowałem to zdjęcie na Twittera, co w żaden sposób nie uszczupliło prawa pana Kossakowskiego.
Choć mimowolny sprawca zamieszania nie widzi w sytuacji żadnego problemu, to nie wszyscy jego twitterowi obserwatorzy byli tego samego zdania. Dali temu zresztą wyraz niepochlebnymi komentarzami. Faktem pozostaje, że okoliczności mogą mocno skomplikować ścieżkę pokrzywdzonego prowadzącą do naprawy szkód i rekompensaty.
Na co w tej sytuacji liczy Marek Kossakowski? Autor zdjęcia napisał w odpowiedzi na pytanie, że sprawę "zdjął sobie z głowy" i teraz zajmuje się nią jego prawnik. Dziennikarz oczekuje zarówno zadośćuczynienia za naruszenie autorskich praw osobistych, jak i autorskich praw majątkowych, choć nie podaje żadnych konkretnych kwot.
Źródło: Facebook