Fotograf RedBulla i ambasador Canona - Marcin Kin opowiada o tajnikach jego pracy
Marcin Kin dokumentuje najważniejsze wydarzenia sportowe na świecie. Pracuje ze sportowcami światowego formatu. Od początku swojej kariery fotografuje dla Red Bulla, jest ambasadorem Canona. Dziś podzielił się z nami swoim doświadczeniem i radzi, jak fotografować w trudnych warunkach.
28.02.2019 | aktual.: 26.07.2022 15:55
Monika Homan: Jak wyglądały Twoje początki?
Marcin Kin: Wyglądało to dokładnie tak, że zbliżało się nasze pierwsze dziecko i wraz z żoną zdecydowaliśmy, że rzucam wszystko i biorę się za zdęcia. Wcześniej prowadziłem swoją firmę. Robiłem strony internetowe, ale nie do końca mi to pasowało. Postawiliśmy na fotografię sportową. Na początku było włóczenie się ze znajomymi, zbieranie doświadczenia, budowa portfolio.
Dlaczego sport i fotografia? Były w twoim życiu wcześniej?
Tak. Ze sportem jestem związany od zawsze. Jestem instruktorem snowboardu, jako dziecko trenowałem biathlon. Pochodzę z gór i zawsze korzystałem z ich dobrodziejstw. Pierwszy aparat dostałem w prezencie od taty. Zaczynałem od fotografii cyfrowej, bardzo mi się to spodobało. W szkole średniej miałem dużo znajomych, którzy uprawiali narciarstwo freestylowe i bardzo mi się podobał sposób, w jaki oni spędzają czas. Mój poziom umiejętności nie dorównywał ich wyczynom, więc żeby być w akcji i móc spędzać z nimi czas, robiłem im zdjęcia.
Kiedy poczułeś, że osiągnąłeś sukces?
Chyba jeszcze tak się nie poczułem. Dla mnie każde nowe zlecenie jest nową szansą na poszerzenie swoich umiejętności, dotarcie do nowych klientów. Wydaje mi się, że ważne jest, żeby nie spocząć na laurach i stawiać sobie cele coraz wyżej. Do zagranicznego poziomu mi jeszcze trochę brakuje.
Za tobą kolejny Dakar, jak to się stało, że się tam znalazłeś?
Dostałem kiedyś zlecenie od Red Bulla żeby sfotografować chłopaków z Orlen Teamu - Jacka Czachora i Marka Dąbrowskiego - podczas przygotowań do rajdu Dakar. Poleciałem do Maroka na dwa dni i wydaje mi się, że zrobiłem swoją robotę dobrze. Red Bull był zadowolony, ale również chłopakom spodobało się to, co zrobiłem.
Co konkretnie im się spodobało? Zdjęcia czy może twój styl pracy?
Chyba mój upór. Oni spędzają ze sobą cały rok jeżdżąc na motorach. Był jeszcze z nimi Kuba Przygoński. Ja przyjechałem do Maroka i wyglądało to tak, że trzech panów wskakiwało na motor co trzy godziny i jeździli przez godzinę. Cieżko było się z nimi umówić, że coś robimy. Oni mówili, że idą pojeździć i po prostu staraliśmy się ich złapać. Tak wyglądał pierwszy dzień. Od razu obrobiłem zdjęcia i pokazałem im co się udało zrobić. Powiedziałem im wprost, że te zdjęcia mogą być cztery razy lepsze, pod warunkiem, że pójdą jeździć wtedy, kiedy ja chcę i na moich zasadach. No i tak się stało. Pustynia rządzi się swoimi zasadami i robienie zdjęć w środku dnia mija się z celem. Najlepiej fotografować tuż po wschodzie, lub tuż przed zachodem słońca.
Pustynia rządzi się swoimi prawami również pod kątem warunków. Nie są one przyjazne ani dla człowieka, ani dla sprzętu. Jak sobie z tym radzisz?
Chyba nie ma patentów na całkowite zabezpieczenie sprzętu. Widziałem już różne pokrowce, ale tak naprawdę niewiele to daje, bo piasek dostaje się wszędzie. Główną zasadą jest nie zmienianie obiektywów w trakcie pracy. Ja zawsze na rajdzie korzystam z dwóch aparatów, na jednym mam zapięty obiektyw Canon EF 70-200 mm f/2.8L IS II USM, a na drugim Canon EF 24-70 mm f/2.8l II USM i to mi pozwala na spore manewry. Czasem chciałoby się użyć jakiegoś rybiego oka, albo jakiejś stałki - wtedy trzeba schować się gdzieś w samochodzie. Zawsze jednak trzeba liczyć się z tym, że kurz dostanie się do środka aparatu podczas wymiany obiektywu.
Wiemy jak zadbać o bezpieczeństwo sprzętu, a jak zadbać o siebie?
Trzeba pamiętać, że jesteśmy na pustyni. Pamiętać o odpowiednim stroju, kremach, wodzie. Kiedyś na pustyni w AbuDhabi o godzinie 7 rano, kiedy było bardzo przyjemnie, poszedłem w środek pustyni bez klapków. Po trzech godzinach czekania na przejeżdżające samochody i motocykle nagle zrobiło się bardzo gorąco w stopy. Nie planowałem odchodzić daleko od samochodu, ale jak to zwykle bywa, zawsze wydaje mi się, że za następną wydmą będzie lepiej i tak wylądowałem dwa kilometry dalej. Skończyło się tak, że lokalsi trochę się ze mnie pośmiali i zawieźli mnie do samochodu.
A Ty? Śmiałeś się, czy byłeś zły?
Też się śmiałem. Wiadomo, głupia sytuacja, ale mam dystans do siebie. Ważne, żeby takie sytuacje czegoś nas uczyły. Tak samo w Zakopanem śmiejemy się, że ludzie idą w góry w klapkach, myślę, że wyglądają podobnie, do mnie idącego przez pustynię bez klapków.
Jaka jest twoja ulubiona impreza sportowa, na jakiej bywasz?
Bardzo lubię imprezy z cyklu Hard Enduro, w Polsce mamy Red Bull Megawatt. Bardzo fajna impreza, bardzo dużo się tam dzieje - dużo kurzu, dużo błota, latające motocykle. Jest spory potencjał na wykazanie się jako fotograf.
A i warunki chyba nieco lżejsze?
Tak, bo to jednak nasze warunki, tutejsze, ale też można dostać nieźle w kość. Cały dzień biegania po kopalni w Bełchatowie i ogarnięcie tego od strony strategicznej jest dość wymagające.
Na dużych imprezach poznajesz również gwiazdy sportu. Z kim pracowałeś dotychczas?
Troszeczkę tych osób się przetoczyło. Z takich najbardziej znanych fotografowałem Adama Małysza na dwóch lub trzech rajdach Dakar. Moja historia z Adamem zaczęła się tak, że robiłem zdjęcia na zakończeniu jego kariery w skokach i w życiu bym się nie spodziewał, że niedługo później będę go fotografował na rajdach. Fajnie, że mam zdjęcia Małysza lecącego na skoczni i mam też Adama latającego po pustyni.
Pamiętasz jakąś przygodę związaną z gwiazdami sportu?
Kiedyś dostałem zlecenie do magazynu Red Bullietin. W Warszawie była impreza gokartowa, na którą przyjechał Mark Webber i wymyśliłem sobie, że pójdę do niego i zrobię jakieś super zdjęcie portretowe. Niestety, jak stanąłem na wprost tak znanej osoby, to troszeczkę mnie onieśmieliło i stałem, jak wryty. Miałem zapiętą na aparat dwusetkę, a pokój miał może 3 na 3 metry. Próbowałem mu zrobić zdjęcie, ale byłem zbyt blisko i marzyłem tylko żeby jak najszybciej stamtąd uciec.
Co zrobić, żeby zaistnieć w świecie fotografii i dostać pierwsze zlecenie?
Przede wszystkim nie można się poddawać. Określić się, co się chce robić. Mam wrażenie, że szczególnie u młodych ludzi jej sporo niezdecydowania. Chcą próbować wszystkiego i od razu mieć z tego fajne pieniądze, a jak wiadomo nie od razu wszystko przychodzi.
Co zabierasz ze sobą w torbie, kiedy idziesz na zdjęcia?
Mam ze sobą zawsze dwa aparaty. Jest to konieczność, bo traktuję fotografię jako zarobek i cokolwiek by się nie działo, muszę wykonać swoją pracę. Mam ze sobą dwa Canony DX - jeden Mark I i drugi Mark II. Obiektywy, jakie zabieram to: Canon EF 24-70mm f/2.8L II USM, Canon EF 70-200 mm f/2.8L IS III USM, Canon EF 85mm f/1.8 USM, Canon EF 35 mm f/1.4L II USM, i rybie oko CANON EF 14mm f/2.8L II USM.
Poza tym ładowarki do obu aparatów, wężyk spustowy, staram się zawsze mieć statyw, choć te często gubię. Myślę, że dużo jest statywów w Maroku, dużo blend fotograficznych. Ludzie się pewnie zastanawiają co to takiego, bo pan, który wypasa kozy nie koniecznie musi to wiedzieć.
Jakbyś miał wybrać tylko jeden obiektyw, to który być wybrał?
W zależności od tego, co bym robił, to było by to albo Canon EF 24-70mm f/2.8L II USM, albo Canon EF 70-200 mm f/2.8L IS III USM. To są najbardziej uniwersalne obiektywy i można na nich "oblecieć" wszystko.
Czym charakteryzuje się dobre zdjęcie?
To zależy według jakich standardów. Uważam siebie za rzemieślnika i przede wszystkim mam spełnić oczekiwania klienta. Udane zdjęcie to takie, które spełnia swoją rolę.
Prowadzisz warsztaty z fotografii sportowej pod szyldem Canona. Czego tam uczysz?
Głównie organizacji pracy i innego patrzenia na świat. Z tego co zauważyłem, wiele osób ogranicza się do jednej dziedziny fotografii, a kiedy robimy reportaż z imprezy, trzeba mieć zestaw zdjęć, na których jest wszystko. Dla mnie standardem jest, że przynoszę klientowi jedno zdjęcie portretowe, jedno lifestylowe, które pokazuje co to jest za event, dwa zdjęcia akcji, jedno krajobrazowe, pokazujące miejsce, w którym się to wszystko dzieje. W przypadku wydarzenia, które trwa dwie godziny wcale nie jest łatwo odhaczyć te wszystkie punkty.
Co jest najistotniejsze w fotografii sportowej? O czym trzeba pamiętać?
O tym, żeby się nie dać zabić. Trzeba też patrzeć na siebie dość krytycznie. Nie wystarczy złapać kogoś w locie, czasem warto się pochylić nad swoim zdjęciem i zastanowić się czy nie warto spróbować coś jeszcze poukładać w tym ujęciu.
Często się zdarza, że jesteś niezadowolony z jakiegoś zdjęcia?
Bardzo często. Zawsze myślę, że mogłoby być lepiej. Fajnie byłoby zawsze przynosić takie zdjęcie, którego nie trzeba by było później kadrować, czy poprawiać ekspozycji. Jeszcze chyba mi się nie zdarzyło, żeby przynieść do domu zdjęcie, którego nie musiałem jakoś dopracować.
Ile jest postprodukcji w twoich zdjęciach?
W reklamie jest jej dość dużo. Często robię zdjęcia samochodów i tam jest duża ingerencja w zdjęcie. Natomiast w zdjęciach evetowych duże znaczenie ma czas. Fotografuję przez 2-3 godziny i staram się jak najszybciej przygotować zdjęcia, więc w tym przypadku jest prosta i szybka korekcja. Poprawiam kontrast, ekspozycję, czasami coś przekadruję. Zestaw pierwszych sześciu suwaków w Camera RAW czy w Lightroomie wystarczy. Zero przeklejania, czy czyszczenia kadru. To robię już w trakcie pracy. Trzeba zwracać uwagę, na to, co jest w kadrze. Jeśli na zdjęciu znajdzie się coś, co bardzo mi przeszkadza to po prostu go nie publikuję.
Twój kalendarz jest napięty. Jak znajdujesz czas dla rodziny?
Teraz już nie ma tego tak dużo, jak kiedyś. Kiedyś łapałem każde zlecenie, jakie wpadło. Dziś staram się je trochę selekcjonować. Nie mogę być w każdym miejscu, a z wiekiem coraz bardziej doceniam czas spędzony z rodziną. Nie jest też tak, że jak mnie nie ma to przepadam zupełnie. Wyjeżdżam na kilka dni, a jak wracam, to staram się poświęcić im w pełni.
Rodzinę też fotografujesz?
Telefonem komórkowym. Staramy się czas spędzać aktywnie, więc jak idziemy w góry to plecak jest już upchany rzeczami dla dwójki małych dzieci i żony, na aparat nie ma już miejsca.
Jest zima. Jest zimno, przez większość czasu ciemno, co można fotografować?
Wszystko. Staram się nie ograniczać. Wiele razy fotografowałem znajomych zimą w lesie z trzema lampami. Dzisiaj żyjemy w takich czasach, że co sobie człowiek nie wymyśli, to może zrobić. Wystarczy zebrać fajną ekipę, wziąć coś ciepłego do picia i można spędzić fajny czas w plenerze.
Jak zadbać o własny komfort podczas zimowych wypadów?
U mnie na zdjęciu zawsze jest człowiek, więc nigdy nie jestem sam. Zwykle idziemy w góry w minimum trzy osoby. W moim plecaku po włożeniu dwóch aparatów nie zostaje wiele miejsca na dodatkowe przedmioty - zmieszczą się tam dodatkowe rękawiczki i czapka. Zwykle ktoś mi bierze jedzenie, ktoś dodatkową kurtkę. Trzeba to rozbić jakoś po ekipie. Dziś mamy dostępne takie rzeczy, że można się ubrać lekko i ciepło. Trzeba wziąć też pod uwagę, co będziemy robić. Jeśli wiem, że będę stał w miejscu i jest minusowa temperatura, to musze się ubrać bardzo ciepło, a kiedy wiem, że będę dużo chodził, to ubieram się tak, żebym się nie przepocił. Trzeba pamiętać też, że na kolejnym zdjęciu życie się nie kończy. Nie ma co się odmrażać dla jednego ujęcia.
A jak zimę znosi sprzęt fotograficzny?
Z zimą nie ma żadnych problemów. Zawsze mam dodatkowe baterie, ale nie zauważyłem, żeby w profesjonalnych aparatach szybciej się wyczerpywały, kiedy jest zimno. Na wyprawie z Jędrkiem Bargielem w Himalajach przez praktycznie miesiąc rozładowałem dwa akumulatory.
Najgorsze dla urządzeń jest przechodzenie z zimnego do ciepłego. Lepiej wtedy odłożyć aparat i nic z nim nie robić.
Jak poradzić sobie z wielkimi połaciami białego śniegu, który odbija światło słoneczne?
Często korzystam ze starego patentu reportażowego. Dawna szkoła mówiła, że wewnętrzna część dłoni, to jest mniej więcej środek pomiędzy czernią, a bielą i często dłoń zastępuje mi szarą kartę. Poza tym możemy wielokrotnie sprawdzić sobie ekspozycję. Najgorzej, kiedy na niebie są małe chmurki, wtedy nie jesteśmy w stanie przewidzieć, czy akcja będzie się działa w pełnym słońcu, czy w zacienieniu i czasem się zdarza się, że się nie trafi.
Czy zimą fotografuje się inaczej niż latem?
O tyle gorzej się fotografuje zimą, że trudniej jest wyjść z domu. Wiadomo, że kiedy w domu pali się w kominku i jest ciepło to nie chce się wyjść. Zimą trzeba też po prostu więcej nosić. Ubieramy kilka warstw ubrań, do tego dochodzi ciężki sprzęt fotograficzny.
Jak to się stało, że zostałeś ambasadorem Canona?
Darek Załuski mnie polecił. Miałem taką sytuację, że tuż przed wyprawą padło mi jedno body i dostałem od niego numer do pani, która się zajmuje takimi osobami. Odezwałem się do Canona i mi pomogli ze sprzętem i tak zaczęła się nasza współpraca, że zaczęliśmy się wymieniać - ja doświadczeniami, a oni sprzętem.
Partnerem publikacji jest firma Canon.