Fotografia koncertowa: tu dzieje się magia [poradnik]

Jeśli zgodzić się z cytatem przypisywanym Frankowi Zappie, pisanie o muzyce jest jak tańczenie o architekturze. Skoro więc nie słowo, to może obraz?

Hatesphere © Wp.pl / Joanna Kurkowska
Hatesphere © Wp.pl / Joanna Kurkowska
Olga Drenda

21.06.2012 | aktual.: 26.07.2022 20:31

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Jak wykonać dobre zdjęcie koncertowe?

W teorii fotografia koncertowa jest rodzajem fotoreportażu, jednak sprowadzenie jej do kategorii dokumentu byłoby pewną niesprawiedliwością. Podobnie jak muzyka nie jest jedynie zbiorem nut, a uczestnictwo w występie na żywo nie jest do końca codzienną sytuacją, tak samo dobra fotografia koncertowa nie jest jedynie fachową relacją z wydarzenia: przede wszystkim opowiada o emocjach, o charyzmie i zapale wykonawców, o interakcji artysty i odbiorcy. Innymi słowy – zadaniem fotografa pod sceną jest czujne chwytanie dokładnie tych momentów, w których dzieje się magia. Ale kiedy możemy powiedzieć, że zdjęcie z koncertu jest dobre?

Joanna "Frota" Kurkowska z kolektywu Black Box Photo mówi: „To na pewno takie kadry, które zwalają z nóg i wbijają się w pamięć na całe miesiące czy lata - chociażby słynna fisheye'owa klatka Danny'ego Northa z koncertu Blur na T In the Park czy poszczególne zdjęcia Antona Corbijna z trasy Depeche Mode”. Faktycznie, fotografie Corbijna, który towarzyszył Depeszom jako fotograf i filmowiec na licznych trasach, dla wielu stanowią abecadło fotografii koncertowej. Przyczyniły się również do budowy legendy zespołu, którego występy miały sławę prawdziwych rockowych misteriów (fotografie dołączone do albumu Depeche Mode „101” można zobaczyć tutaj).

Anton Corbijn był jednak etatowym fotografem Depeche Mode i cieszył się możliwościami niedostępnymi nawet większości zawodowców. A jak wygląda bardziej standardowa droga do fotografowania koncertu? Należy – po pierwsze – postarać się o zgodę. Często organizatorzy stosują obostrzenia i zabraniają swobodnego pstrykania na koncertach, zezwalając na rejestrację jedynie niewielkiej grupie. Aby do niej dołączyć, niezbędna jest zgoda organizatora, czyli tzw. photopass – można go uzyskać, kontaktując się zazwyczaj z działem prasowym. Uzbrojony w taką akredytację fotograf zyskuje możliwość wejścia do tzw. fosy – specjalnie wydzielonego sektora dla fotografów.

Zazwyczaj jest tam gęsto od aparatów, co sprawia, że – jak to w fotoreportażu – szczególnie pożądanymi cechami stają się czujność i refleks. Zwłaszcza że powszechną praktyką jest możliwość fotografowania jedynie przez ograniczony czas, zwykle przy rozpoczęciu pierwszych trzech utworów, aby nie zakłócać publiczności odbioru koncertu. W sytuacji, w której dziesiątki osób starają się zrobić jednocześnie świetne zdjęcie, fotografowanie staje się olbrzymim wyzwaniem.

Stać w fosie i przetrwać

Tłok w fosie, ciemności, decybele, ograniczenia czasowe sprawiają, że fotografia koncertowa przypomina sport ekstremalny, zwłaszcza w przypadku koncertów klubowych, gdzie z przestrzenią jest krucho. Jak wyjść z tej sytuacji zwycięsko? „To, że jest mało czasu na zrobienie materiału, nie jest takie niezwykłe. Ten sam problem mają koledzy zajmujący się klasyczną reporterką” - uspokaja Artur Rawicz z Music Foto Kolektiv. „Z tym trzeba sobie jakoś radzić i każdy ma chyba wypracowany swój własny sposób. Jedni fotografują metodycznie, przepinając szkła w danej kolejności, inni reagują na bieżąco na to, co dzieje się na scenie.

Tłok bywa irytujący, ale nie zawsze. Jeśli w fosie są w większości doświadczeni koledzy i koleżanki, to nie ma problemu. Wtedy można się spodziewać, że każdy mniej więcej wie, jak się poruszać, jakie zachowania są uciążliwe dla innych, czego unikać. Sprawy się komplikują, kiedy w fosie pojawiają się jakieś VIP-y od organizatora, ludzie z komórkami lub małpkami w rękach, nieumiejący się zdecydować, czy fotografować z wyciągniętej łapy, czy może okazywać uwielbienie dla artysty i kontynuować headbanging (dla niewtajemniczonych - machanie piórami na koncercie metalowym – przyp. OD)” - ostrzega Rawicz.

Grinderman © T Mobile Music / Joanna Kurkowska
Grinderman © T Mobile Music / Joanna Kurkowska

Praca fotografa koncertowego wymaga różnego rodzaju umiejętności – w zależności od rodzaju zlecenia, ta dziedzina fotografii dotyczy nie tylko świata rocka, ale i muzyki klasycznej czy jazzu. „Klub dla metali i filharmonia to dwa bieguny tej samej fotograficznej planety, ale każdy z nich zahacza o dość wysoki poziom trudności” - mówi Joanna Kurkowska. „I o ile w takiej filharmonii musimy być jak Solid Snake z Metal Gear Solid, to już przebywanie na metalowym koncercie wymaga od nas wytrzymałości Schwarzeneggera. W filharmonii musisz być niewidzialny, zachowywać się jak najciszej i robić zdjęcia tylko w najgłośniejszych momentach. Zapomnieć o czymś takim, że istnieje seria z aparatu.

Drugi biegun oznacza raczej mocne plecy, oczy dookoła głowy i nastawienie się na to, że możemy dostać butelką, zostać popchniętym lub zgniecionym (zdarza się, że na takich koncertach nie ma fosy). Że stracimy sprzęt. To trochę wojna, ale na mniejszą skalę”. Klubowe pandemonium to jednak dobra szkoła, jak przekonuje Frota: „Jestem zwolenniczką teorii, że najlepszym miejscem do nauki nie są ogromne festiwale, na które wszyscy walą drzwiami i oknami, ale małe zatłoczone kluby, często bez fosy, bez dobrego oświetlenia. Przejście z fotografowania klubu na pracę na festiwalu jest o wiele bardziej płynne i przyjemne niż odwrotna droga”.

Przede wszystkim światło i ruch

Jednym z najważniejszych problemów, z którymi konfrontuje się każdy fotograf koncertowy, jest światło. Oświetlenie sceniczne rządzi się swoimi prawami i z tej przyczyny na większości imprez muzycznych używanie flesza jest absolutnie zakazane. Należy nastawić się zatem raczej na polowanie na momenty lepszego oświetlenia i jasne punkty na scenie.

„Z odsieczą przychodzą producenci sprzętu... niedługo nie trzeba będzie nawet zdejmować zaślepek z obiektywów, by wykonać poprawnie naświetlone zdjęcie” - zauważa Artur Rawicz. „Czasy, w których użyteczne ISO 3200 było marzeniem, a najważniejszym w fotografii koncertowej parametrem była jasność szkła, już chyba mamy za sobą”. Oświetlenie można spróbować przewidzieć, oglądając inne koncerty artystów z tej samej trasy i na podstawie tych danych ustawić zawczasu parametry aparatu. Nie zawsze jest to jednak możliwe. „Totalna loteria: czy zespół będzie miał swojego oświetleniowca, czy klub wypożyczy dodatkowe oświetlenie na koncert, czy świetlik odpali tylko przody i pójdzie spać?”- mówi Joanna Kurkowska. „A szkoda, bo dobrze złapana gra świateł może naprawdę zachwycić”.

The Flaming Lips © Blackboxphoto.pl / Joanna Kurkowska
The Flaming Lips © Blackboxphoto.pl / Joanna Kurkowska

Koncert klubowy czy plenerowy to przede wszystkim napięcie, emocje, ruch. Jak nadążyć i sprawić, żeby fotografia nie była tylko bladą namiastką tego, co na koncercie się działo? Dlatego właśnie fotografia koncertowa nie jest łatwym zajęciem, bo jak można w statycznej formie oddać towarzyszące koncertowi natężenie emocji – zarówno sceniczną pasję wykonawców, jak i reakcje widzów?

Warunki panujące na koncercie ograniczają możliwości dopracowania kompozycji. Na co warto zaprogramować sobie wzrok, żeby szybko wychwycić dobry kadr? „Polować na najlepsze klatki, przewidywać pewne sytuacje, trenować refleks” - radzi Joanna Kurkowska. „Nie ma schematu, jak powinny wyglądać dobra kompozycja i kadr w fotografii koncertowej. Myślę, że jest to totalnie subiektywne odczucie - jedni lubują się w dokładnych, niepoucinanych i przepięknie doświetlonych kadrach (jak Amerykanin Todd Owyoung), inni gustują w lekkim brudzie, potrafią uciąć to lub tamto, albo nie boją się szumów (tu przykładem będzie nasz rodak Adam Jędrysik)”.

Warto również pomyśleć praktycznie, w perspektywie publikacji zdjęć. „Składać dynamiczne i krótkie (maks. 15-20 zdjęć z jednego koncertu) galerie, które widz ma oglądać z przyjemnością. Wbrew pozorom fotografowie myślą tylko o momencie naciśnięcia spustu, zapominając o tym, co będzie potem. W dobie Internetu, gdzie rezygnuje się z jednego zdjęcia ilustracyjnego na rzecz całej galerii, jest to niezwykle ważne” - dodaje. Artur Rawicz radzi przygotować się wcześniej i w miarę możliwości zapoznać się ze stylem artysty, na którego koncert się wybieramy. „Przede wszystkim - to oczywistość, ale łatwo umyka - dobrze jest znać twórczość danego wykonawcy i sposób, w jaki koncertuje. Od biedy można pomóc sobie YouTube'em i obejrzeć, co się dzieje. To wielkie ułatwienie” - mówi.

Okazuje się, że scenariusz koncertu można przewidzieć i przygotować się do pewnego stopnia na ciekawe momenty – chociażby wybrać dobre miejsce pod sceną. „Zazwyczaj spektakularne zachowania prezentowane są w tych samych okolicznościach, np. wyskok gitarzysty na koniec danego utworu. I odwrotnie - kiedy wykonawca jest względnie statyczny (ot, jak choćby Slayer). Wiedząc to, można się przygotować do takiego utrudnienia i zamiast fotografować frontalnie, można ustawić się z boku, tak by mieć pewność, że szybko uda się zebrać kadry, w których muzycy nie mają mikrofonów na twarzy, a potem skupić się na innych kadrach. Niezależnie od powyższych, zawsze warto mieć w głowie jakiś pomysł, wiedzieć, jakie zdjęcia chce się wykonać. Oczywiście, nie zawsze się to udaje, ale bardzo pomaga. A kiedy muzyk zna Cię osobiście, to możesz być prawie pewny, że podejdzie pod obiektyw, mrugnie okiem czy wykona jakiś fajny gest w Twoją stronę, który warto, a nawet trzeba sfotografować” - przekonuje Artur Rawicz.

Pod sceną też się dzieje

Koncert to nie tylko scena, ale i publiczność. Tam też często dzieją się ciekawe rzeczy – a zdjęcia słuchaczy to momenty, w których fotografia koncertowa jest najbliższa czystego fotoreportażu. „Moim zdaniem nieraz wśród publiki jest o wiele bardziej ciekawie niż na scenie. Dobry reportaż to zbiór kawałków, z których fotografia stricte koncertowa jest jedynie fragmentem. Klimat, ludzie, te wszystkie pozafosowe sytuacje, z jakimi spotyka się fotograf - od kąpieli w błocie po wciągające fotorelacje ze strefy gastro - z tego można tworzyć fascynujące historie” - mówi Joanna Kurkowska.

Combichrist © T Mobile Music / Joanna Kurkowska
Combichrist © T Mobile Music / Joanna Kurkowska

„Po pięciu latach zajmowania się fotografią koncertową zauważyłam, że to właśnie podoba mi się najbardziej. Zamiast skupiać się na pojedynczych zdjęciach, o wiele większa frajdę sprawia mi sklejanie takiej całości. Pewnie dlatego moim ulubionym materiałem z zeszłego roku są galerie z Off Festivalu z całą masą zdjęć koncertowych doprawionych ujęciami publiki, portretami czy backstagem, a z tegorocznych wspominam całkiem przyjemnie backstage'ową serię z Green Zoo, gdzie nie ma żadnego zdjęcia koncertowego - materiał z festiwalu, którego esencją jest muzyka, ale bez zdjęć koncertowych. Moim ulubionym polskim fotografem koncertowym posiadającym taką niesamowitą zdolność składania fantastycznych galerii jest Paweł Jóźwiak , którego galerie bardzo gorąco polecam. Z tych reportaży można naprawdę dużo się nauczyć”.

Niezbędnik fotografa koncertowego

Czas zajrzeć do torby fotografa koncertowego. Jakimi parametrami trzeba przede wszystkim się kierować i co należy do absolutnego niezbędnika? Joanna Kurkowska radzi: „Nie ma idealnego zestawu. Owszem, fajnie jest mieć sprzęt za paręnaście tysięcy, ale nie każdego na to stać. I nie zawsze to, co najlepsze będzie odpowiednie do danej sytuacji – autofokus obiektywów ze światłem 1.2 będzie wariować na koncertach miotających się po scenie rock'n'rollowców czy punków, ale dobre body z wysokim użytecznym ISO jest już sporym ułatwieniem. Osobiście pracuję na zoomach (16-28 mm i 80-200 mm) i jednej stałce (50 mm) i uważam, że na potrzeby klubowo-festiwalowe jest to zestaw niemal idealny ze względu na mnogość zastosowań i ułatwienie, jakie daje zoom.

Oczywiście ma to pewne minusy, ale nie ma co ukrywać, że wychodzi o wiele lepiej cenowo, jak i ilościowo - plus oszczędzamy czas, kiedy nie musimy szybko zmieniać stałek (no chyba, że ktoś pracuje na dwóch korpusach). Jedno jest pewne: im mniejsza jasność obiektywu i większe ISO użytkowe, tym lepiej i nagle ciemne sale nie są aż tak straszne. Choć, jak wspomniałam wcześniej – nie zawsze”. Do dziś jednymi z moich ulubionych zdjęć pozostają te zrobione Nikonem D50 z kitowym obiektywem, czasem dopalane lampą (jeżeli nie było obostrzeń):

© Joanna Kurkowska
© Joanna Kurkowska

Z drugiej strony, nie wiem, czy bez troszkę lepszego sprzętu nie udało mi się ustrzelić np. tej fotografii:

© Joanna Kurkowska
© Joanna Kurkowska

Warto zadbać też o drobiazgi niezwiązane ściśle z fotografowaniem, ale poprawiające komfort pracy – zatyczki do uszu (fotografowie stoją zwykle w pobliżu głośników, przez co nawet najwspanialsza muzyka staje się fizyczną próbą sił dla uszu), komplet kart i smyczkę na identyfikator – tak na wszelki wypadek.

Poza fosą

Koncerty fotografować chcą nie tylko zawodowcy, ale i zwyczajni fani. Co zrobić, jeśli nie znajdujemy się w fosie, tylko wśród publiczności, a mimo to chcemy zrobić kilka zdjęć? Stojąc w tłumie, widzimy wokół siebie głównie głowy, jesteśmy też narażeni na skutki uboczne koncertowego entuzjazmu... Czy mimo to mamy szansę na udane zdjęcia (zakładając oczywiście, że wolno nam je robić)? Jak może poradzić sobie amator, mając do dyspozycji tylko zwykły kompakt?

„Paradoksalnie więcej kompaktów widzę czasem w fosie niż wśród uzbrojonej głównie w lustrzanki publiki” - zauważa Joanna Kurkowska. „W małym klubie kompakty i bezlusterkowce mogą być bardzo przydatne. Mam koleżankę, która praktycznie nie rozstaje się ze swoim Sony Nexem i robi nim całkiem przyzwoite zdjęcia. Nawet pożyczałam go od niej parę razy, aby ustrzelić jakiś plan ogólny. Ale chyba od czasu, kiedy zdjęcie Rafała Milacha robione iPhone'em wylądowało na okładce »Tygodnika Powszechnego«, nie powinien być to wstyd” - śmieje się Frota.

„Co więcej, Bartek Skowron na swoim panelu w czasie Green Zoo Festival dość dużo miejsca poświęcił tzw. aparatom z sektora amatorskiego i nie tylko ich nie skreślał, ale i czasem korzystał z nich podczas koncertów. W skrócie: nawet stojąc w tłumie z małpką, można zrobić przyzwoitą fotografię, ale raczej na opad szczęki też nie ma co liczyć” - podsumowuje. Amatorom Frota poleca alternatywne festiwale, gdzie mogą liczyć na sporą swobodę i możliwość rozwinięcia skrzydeł. „Prawda jest taka, że wiele festiwali (m.in. Green Zoo w Krakowie czy Off Festival w Katowicach) nie zabrania w regulaminie wnoszenia sprzętu, a i fani okupujący inne rzędy są w bardzo komfortowej sytuacji - kiedy nas wyrzucają po trzech kawałkach, oni mogą fotografować cały koncert".

Gentleman © Wp.pl / Joanna Kurkowska
Gentleman © Wp.pl / Joanna Kurkowska

Jak mówi Joanna Kurkowska: „Przeszkód nie da się obejść ani wyważyć. Są jak rosnące stawki ZUS czy nagranie przez naszą ulubioną kapelę słabego albumu - trzeba je zaakceptować. Na to nie ma innego złotego środka poza doświadczeniem”. Warto jednak mierzyć się z nimi – bo reportaż koncertowy, choć trudny i wymagający, jest jedną ze szczególnie ekscytujących odmian fotografii.

Eksperci:

Joanna "Frota" Kurkowska, fotografka współpracująca m.in. z Wirtualną Polską, Onetem, T Mobile Music czy Polską Filharmonią Bałtycką w Gdańsku. Jej zdjęcia można oglądać na autorskiej stronie blackboxphoto.pl oraz blogu frotograf.blogspot.com. Prowadzi również stronę poświęconą fotografii koncertowej fosiarze.blogspot.com. Zapytana o ulubione zdjęcie koncertowe swojego autorstwa mówi: „W skrócie powiem, że jest to zdjęcie Jeffa Amenta z Pearl Jam zrobione w Chorzowie w 2007 roku, a drugie - to klatka ustrzelona na koncercie Juliette & The Licks w Krakowie w 2008. Pierwsze to pamiątka z drugiego koncertu, który fotografowałam, a drugie ma dla mnie dość mocne znaczenie osobiste”.

Artur Rawicz, fotograf tworzący wspólnie z Marcinem Bąkiewiczem Music Foto Kolektiv (mfk.com.pl). Współpracuje m.in. z Onetem, CGM.pl, Wirtualną Polską, Jazz Forum, Teraz Rockiem oraz Klubem Stodoła i TR Warszawa. Jego zdjęcia można zobaczyć na www.mfk.com.pl oraz na blogu fotoamatorszczyzna.wordpress.com.

Komentarze (0)