Fotoreportaż, który przyprawił autora o depresję
Chciał wnikliwie obserwować umieranie starego człowieka, sfotografować to i upamiętnić. Kontrowersyjny i nagradzany na najważniejszych polskich konkursach fotoreportaż Mikołaja Nowackiego pokazuje ostatnie dwa miesiące życia 101-letniej Pani Wacławy Pindelskiej. My pokazujemy od początku do końca, jak fotograf z Wrocławia wykonał swój znany cykl i jaka historia kryje się za jego zdjęciami. Tym samym rozpoczynamy nowy cykl na Fotoblogii.
Chciał wnikliwie obserwować umieranie starego człowieka, sfotografować to i upamiętnić. Kontrowersyjny i nagradzany na najważniejszych polskich konkursach fotoreportaż Mikołaja Nowackiego pokazuje ostatnie dwa miesiące życia 101-letniej Pani Wacławy Pindelskiej. My pokazujemy od początku do końca, jak fotograf z Wrocławia wykonał swój znany cykl i jaka historia kryje się za jego zdjęciami. Tym samym rozpoczynamy nowy cykl na Fotoblogii.
Od pomysłu i motywów, przez trudności w realizacji, aż po osobiste uczucia twórcy - znani fotografowie opowiadają na Fotoblogii o tym, jak tworzyli swoje największe prace. Kilka razy w miesiącu będziemy publikować wywiady z gwiazdami polskiej fotografii.
Na początek przedstawiamy Mikołaja Nowackiego i jego fotoreportaż o ostatnich miesiącach życia 101-letniej Wacławy Pindelskiej. Fotograf urodził się w 1972 roku we Wrocławiu, gdzie w 1997 roku skończył prawo na Uniwersytecie Wrocławskim. Twórca kontynuował naukę, pracując nad doktoratem, ale przerwał to i zajął się fotografią.
W latach 2004-2006 Nowacki pracował jako fotoreporter dla "Gazety Wyborczej", później także dla "Polska The Times". Publikował swoje fotoreportaże w "National Geographic Polska" czy polskiej edycji "Newsweeka". W latach 2006, 2007 i 2008 uczestniczył w warsztatach fotografii NG prowadzonych przez Tomasza Tomaszewskiego.
Paweł Łączny: Skąd pomysł na ten dokument?
Mikołaj Nowacki: Zacząłem fotografowanie Wacławy Pindelskiej i jej synów - Tomasza i Tadeusza Pindelskich - w 2008 roku. Było to dokumentowanie wizyt rodzinnych, portrety Ciotki, grupowe portrety rodzinne robione ze statywu z samowyzwalacza. Myślałem wtedy o robieniu reportażu osobistego typu "Wizyta u Cioci" do rodzinnego albumu, ale nie miałem do końca przekonania, że chcę to robić konsekwentnie, więc kończyło się na portretach, które są teraz ważną pamiątką rodzinną.
We wrześniu 2009 byłem na festiwalu fotoreporterskim "Visa pour l'Image" w Perpignan, we Francji - najważniejszej na świecie corocznej imprezie dla zawodowych fotoreporterów. W Perpignan uświadomiłem sobie, że najważniejsze tematy są niekoniecznie na drugim końcu świata. Nabrałem odwagi, żeby zmierzyć się z bardzo osobistym, frapującym mnie tematem - starością i bliskością śmierci w mojej własnej rodzinie. Nie odbyło się to natychmiast, ale stopniowo nabierałem pewności, że to jest teraz najważniejszy dla mnie temat. Zacząłem odwiedzać Ciotkę i jej synów coraz częściej, oczywiście zawsze z aparatem, z którym się nie rozstaję.
Jak zareagowali domownicy – najbliżsi Twojej Ciotki?
Wytłumaczyłem im, jaki mam zamiar: chcę fotografować regularnie ich życie – starość i synowską miłość. Uzyskałem zgodę na robienie zdjęć do magazynów. Wtedy niespecjalnie wierzyłem jeszcze, że ten reportaż mógłby być wydrukowany w Polsce. Ostatecznie opublikowała go "Polityka" ze świetnym tekstem Izy Michalewicz. Ciotka i jej synowie byli i tak od dłuższego czasu przyzwyczajeni, że zawsze, gdy przychodzę, w którymś momencie wyciągam aparat, więc nie było to dla nich nic nowego. Co jakiś czas przypominałem im przy różnych okazjach, że to może się ukazać w jakiejś publikacji, żeby upewnić się, czy są świadomi tego, że to zdjęcia nie tylko do rodzinnego albumu. Mam wrażenie, iż ta świadomość dodawała im poczucia ważności.
Jak długo realizowałeś ten cykl?
Od podjęcia decyzji o robieniu na poważnie reportażu do jego zakończenia minęło ok. 2 miesięcy. Przez ten czas byłem u Ciotki i jej synów ponad 20 razy. Wizyty trwały średnio 2-3 godziny, najdłuższa ok. 12 godzin, kiedy Ciotkę zabrało pogotowie. Towarzyszyłem wtedy Tadkowi i Tomkowi, pomagałem załatwiać formalności w szpitalu.
Podjąłem decyzję, że chcę być świadkiem odchodzenia starego człowieka, chciałem wnikliwie obserwować ten proces, chociaż spróbować go zrozumieć. Zdecydowałem, że chcę być przy tym, obojętnie, czy potrwa to jeszcze tydzień, czy np. dwa lata (Ciocia miała już 101 lat). Chcę obserwować ten okropny czas dla starego człowieka i jego (Jej) najbliższych. To był imperatyw. Moim celem jako fotodziennikarza jest pokazywanie prawdy, mojej własnej prawdy.
Powiedz proszę, jak powstawał ten dokument.
Nie miałem szkicu. Śledziłem z aparatem rozwój wydarzeń. Bycie świadkiem powolnego umierania Cioci wywoływało we mnie silne emocje. Wiedziałem więc, że aby przekazać je odbiorcy, muszę też uchwycić między innymi sytuacje, w których moi bohaterowie będą wyrażać emocje.
Pani, którą fotografowałeś, była Twoją ciocią. Powiedz mi, proszę, jak ten fakt wpływał na Ciebie w czasie pracy, jak radziłeś sobie z emocjami?
Kiepsko sobie radziłem, wpadałem w depresję. Myślę jednak, że tak bliskie, częste i intensywne spotkania z jakimikolwiek ludźmi w tej sytuacji wywołałoby u mnie podobne emocje. Dłuższy czas (ponad 10 dni) nie przyjeżdżałem, bo po prostu nie byłem psychicznie w stanie tego znieść i musiałem sobie zrobić przerwę. Wtedy Tomek i Tadek dzwonili do mnie i pytali: "No co jest z Tobą? Dlaczego nie przyjeżdżasz?".
Poczułem wtedy, że jestem dla nich ważny, że te moje wizyty wprowadzają element radości do ich niewesołego życia i przełamują rutynę.
Jakie masz sugestie dla mniej doświadczonych kolegów po fachu, którzy chcieliby się podjąć podobnej tematyki?
Po pierwsze, wybór tematu musi być bardzo osobisty. Nie jest dobrym pomysłem robienie czegoś, co już było pokazywane wiele razy. Jeśli nie mamy koncepcji, jak to pokazać w całkiem nowy, świeży, osobisty sposób, zrezygnujmy. Po drugie, jeśli już mamy imperatyw fotografowania czegoś, to poświęćmy temu DUŻO czasu. Nie da się zrobić dobrego, wnikliwego fotoreportażu ukazującego naturę fotografowanego tematu, robiąc zdjęcia w trzy godziny. Dobrze jest fotografować coś np. trzy miesiące, dużo czytać i myśleć o temacie, dać się tematem opętać, wracać i robić zdjęcia jeszcze raz, jeszcze lepiej. Jeśli nasze fotografie mają pokazywać naszych bohaterów z godnością, to musimy ich po prostu szanować. Na samym początku pracy nad tym reportażem postanowiłem, że chociaż chcę pokazać starość i umieranie bez upiększeń, to pewnych zdjęć nie zrobię i już.
Jaką misję widzisz w tego typu dokumentach traktujących o najcięższych momentach w życiu bohaterów zdjęć?
Zdjęciami chciałem pokazać to, czego media unikają jak ognia - mówienia o starości i umieraniu. Obowiązuje kult młodości i piękna. Nasza zachodnia kultura to kultura wypierania. Wypieramy fakt, że dookoła nas jest ocean cierpienia, wypieramy nawet to, że sami cierpimy. Udajemy sami przed sobą, że będziemy żyć wiecznie i że nasi bliscy też zawsze będą przy nas.
Chciałem tym reportażem pozbawić złudzeń siebie i osoby oglądające te zdjęcia. Sprowokować do refleksji na temat życia i śmierci.
Ten materiał wzbudził wiele kontrowersji. Jakie były najczęstsze zarzuty pod Twoim adresem? Jak myślisz, co kierowało ludźmi, którzy je formułowali?
Ten reportaż uzyskał nagrody w dwóch najważniejszych konkursach fotoreporterskich w Polsce. Sporo było naprawdę idiotycznych i wulgarnych wpisów wynikających z zawiści. Większość komentarzy dotyczyła jednak samego reportażu. Ludzie zastanawiali się na przykład, czy takie pokazywanie starości i umierania wprost jest etyczne. Mam wrażenie, że ci, którzy byli święcie oburzeni, to właśnie przedstawiciele "wypieraczy". Rozbawiło mnie jedno pytanie: "A gdzie sacrum umierania?". Sacrum umierania? Ja widziałem tylko postępującą biologiczną i umysłową destrukcję Człowieka i cierpienie bliskich. Było to naprawdę bardzo dalekie od "sacrum", cokolwiek to znaczy.
Jaka jest dla Ciebie najważniejsza lekcja po realizacji tego materiału?
Najważniejszą lekcją była sytuacja, kiedy Ciocia przed obiadem w kuchni zaczęła płakać, mówiąc, że nie kochała życia. To wwierciło mi się w świadomość: "KOCHAĆ ŻYCIE" – oto najważniejsza lekcja od Ciotki Wacławy Pindelskiej.
Z Mikołajem Nowackim rozmawiał Paweł Łączny.
__________
Zdjęcia robiłem lustrzanką cyfrową z pełną klatką. Większość fotografii wykonałem obiektywem 35 mm f/2. Używałem też początkowo 24-70 mm f /2,8, ale światła było za mało, więc przestałem z niego korzystać.[block position="inside"]1455[/block]