"Frymografia" - aparat to młotek

"Frymografia" - aparat to młotek

"Frymografia" - aparat to młotek
Źródło zdjęć: © © Bogdan Frymorgen / RMF FM
Bogdan Frymorgen
28.04.2014 12:22, aktualizacja: 26.07.2022 19:58

Istotą fotografii nie jest rejestrowany obraz. To przede wszystkim rytuał, w jakim on powstaje, i jego osobiste przeżywanie. Odmian jest wiele. Co najmniej tyle, ile jest ludzi parających się tą sztuką. Są więc rytuały świadome i te przezroczyste. Jedne rzeźbią wrażliwość, inne karmią instynkt fotograficznym fast foodem. Nie chcę wydawać osądów, bo każdy fotograf dokonuje własnego wyboru. Wszyscy natomiast dzielimy ze sobą tę samą przestrzeń. Choć generalnie robi się w niej ciaśniej, działamy równolegle, nie wchodząc sobie w drogę. To ważna zasada foto-współ-istnienia.

Tramwajowe tory w Gandawie. Wokół turyści zachwycający się belgijskim cudem, a ja, z nosem przy bruku, daję się hipnotyzować metalowym szynom. Nikt mnie nie widzi. Jestem niewidzialny. Zmierzam w kierunku miejsca, gdzie zdjęcie może odjechać w prawo lub w lewo. Nie wiem, w którą ucieknie stronę. Wiem natomiast, jak w kadrze zarzucić kotwicę, by wzrok odbiorcy popłynął tam, gdzie pragnę. Ustawiam obiektyw i czekam sekundę, bez obaw, że zaraz przejedzie mnie tramwaj. Robię zdjęcie. Odchodzę. Tym razem to nie była jazda na gapę.

Przestrzeń mojego fotograficznego działania jest skromna. Czasami sam sobie wchodzę w paradę, gdy szukam w rzeczywistości szparki dla własnej wizji. Lubię wówczas porównywać się do kreta. Kret jest bowiem zwierzęciem nieskomplikowanym: robi swoje i go nie widać. Widoczne są natomiast efekty jego pracy. Jedni po nich depczą, inni podziwiają. Takie z natury jest moje kretowisko.

Obraz
© © Bogdan Frymorgen / RMF FM

To nie muszą być epickie obrazy. Wręcz przeciwnie. Unikam sytuacji, które najczęściej wabią człowieka z aparatem. Zwalczam tę pokusę. Nie z arogancji, lecz z przekonania, że aby robić zdjęcia, musi starczyć mi siły. Fotografowanie jest bowiem fizycznym rytuałem. Oprócz umiejętnego spojrzenia na świat to także spalanie kalorii. Zdjęcia stracą szlif, jeśli nie wskrzesimy w sobie skupienia i napięcia mięśni. Samo oko nie wystarczy. Ważne są mocne uda i ramiona, które w każdych warunkach zastąpią statyw. Najmniej w tym kontekście chodzi o sprzęt. Ważne jest to, by go unieść.

Aparat to młotek, a zdjęcie to gwóźdź - zawsze powtarzam tę maksymę, gdy rozmawiam o fotografii. Nie musi być zrobiony ze złota, ale powinien działać niezawodnie. W trójkącie optyki światła i czasu aparat dla fotografa jest narzędziem bezosobowym. Nieważna jest marka, ważne jest natomiast jego rytualne znaczenie. Na przykład słynny czeski fotograf, Miroslaw Tichy, całe życie robił zdjęcia wykonanym przez siebie aparatem z tektury. Dziś czytamy o nim w historii światowej fotografii.

Obraz
© © Bogdan Frymorgen / RMF FM

Niezbędną częścią rytuału jest dla mnie wprowadzenie formalnych ograniczeń. Mała karta pamięci w aparacie i wyłączony monitor zazwyczaj wystarczają, by myśleć wyłącznie o zdjęciach, które mają znaczenie. Włącza się wtedy analogowy tryb pracy. Nie marnuję klatek, a co niezmiernie ważne, oszczędzam czas. Nie chcę krytykować, więc nazwijmy to przestrogą. Współczesna fotografia nie zna gorszych wrogów od maszynowego naciskania migawki i natychmiastowego podglądania obrazu. Często przez to zdjęcia trafiają do kosza, zanim mają okazję dojrzeć na matrycy. To dzieciobójstwo popełnione z niecierpliwości - śmiertelny grzech ciułaczy megabajtów.

Obraz
© © Bogdan Frymorgen / RMF FM

Myślę, że warto popracować nad własnym rytuałem, nawet jeśli wymaga on od nas świętej cierpliwości. To daje szanse na wypracowanie stylu, który pojawia się później, już w bardziej świadomym uprawianiu fotografii. I nieważne, czy robimy zdjęcia z pasji czy dla prostego zabicia czasu - dziurawą siecią nie schwytamy rybki! Więc łatam ją codziennie, uważając, by nie zjeść przy okazji wszystkich rozumów.

Źródło artykułu:WP Fotoblogia
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)