"Frymografia" - w złym jest dużo dobrego

Przerażający upał, cykady, rodzinne wakacje w Hiszpanii. Idziemy na spacer w Begur. To takie landrynkowe nadmorskie miasteczko na północ od Barcelony - chłodne wnętrza kościołów i patelnie skwerków, na których smażą się turyści. Wspinamy się nieco wyżej. Tam gdzie kończy się zgiełk, w małych kamiennych domach, zaczyna się prawdziwa Iberiada. Czas zwalnia, my przyśpieszamy. Pod nami, jak na dłoni, drzemie hiszpańskie miasteczko. Po tych dachach z wypalanej czerwonej gliny można dosłownie chodzić.

"Frymografia" - w złym jest dużo dobrego
Źródło zdjęć: © © Bogdan Frymorgen / RMF FM
Bogdan Frymorgen

12.01.2014 | aktual.: 26.07.2022 20:04

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Nagle mój starszy syn staje jak wryty. Ma dziesięć lat. Jest odwrócony tyłem. Przed nim pękniecie w ścianie zdaje się wsysać go w nieznaną czarną otchłań. Ja również staję i wytężając oczy, wgapiam się w szczelinę. Widzę w niej symbol strachu, który od początku świata towarzyszy rodzicom - z jednej strony czyhające na dzieci niebezpieczeństwa, z drugiej - ich niepohamowana ciekawość świata. I ta tajemnica pomiędzy, która jeśli nie zostanie zgłębiona, może sparaliżować wszystkim życie.

Tomek stał w bezruchu jakąś chwilę. Wystarczyłoby podnieść aparat, skomponować przyzwoicie kadr i skurczyć wskazujący palec na korpusie. Pstryk. Gotowe. Na rezultat musiałem poczekać. Takie to były analogowe czasy.

Po dobrej minucie, niczym roztopiony w słońcu słup soli, chłopak zbliżył się do ściany. Następnie, jak gdyby nic, pobiegł dalej. Niewielki aparat zawieszony na przegubie jego dłoni nonszalancko zwisał mu z nadgarstka. Coś pogwizdywał. Zaciekawiony ruszyłem w kierunku miejsca, które tak zahipnotyzowało syna. Poczułem żar rozgrzanych od słońca kamieni i usłyszałem dziwnie znajome dźwięki. Im bliżej czarnej czeluści, tym wszystko bardziej stawało się jasne. W dziurze nie krył się ZŁY, który miał połknąć mi syna. W uchylonych drzwiach zobaczyłem natomiast włączony telewizor, a w nim hiszpańską wersję brytyjskiej kreskówki.

Fotografując, często doświadczamy dwuznacznych sytuacji. Z niematematycznej różnicy między tym, co rzeczywiste, a tym, co wyobrażone, rodzi się zdjęcie. To piekielnie ważne, by zapamiętać te chwile i rozszyfrować kod, który nimi rządzi. Ten kod stanie się sługą naszych fotograficznych przygód. Pomoże zaczarować czas, by wśród pospolitych rekwizytów i bez suflera regularnie mogły pojawiać się przed nami takie ciche dramaty. Ale już na naszych zasadach i bez żadnego przypadku. Tak chyba stajemy przed uchylonymi drzwiami do świadomej fotografii.

Komentarze (0)