Dwa dni z Fujifilm X‑H1. Moje pierwsze wrażenia i zdjęcia przykładowe z Portugalii
Kiedy firma Fujifilm zaprosiła mnie do Lizbony to wiedziałem, że szykuje się duża premiera. Po cichu spodziewałem się nowego bezlusterkowca Fujifilm X-T3 i nie zawiodłem się, chociaż zobaczyłem zupełnie inny sprzęt. W słonecznej Lizbonie na dziennikarzy z całej Europy czekał bowiem bezlusterkowiec Fujifilm X-H1 - nowy, flagowy model z matrycą APS-C. Spędziłem z nim dwa dni fotografując nie tylko w czasie warsztatów, ale też w czasie podróży po nadmorskich okolicach Lizbony. Zobaczycie, co z tego wyszło.
20.02.2018 | aktual.: 20.02.2018 21:12
W zaledwie 4 godziny lotu samolotem z mroźnego, ponurego i pełny smogu Wrocławia znalazłem się w innym świecie. Słoneczna Portugalia przywitała mnie temperaturą ok. 15 stopni Celsjusza, moją ulubioną kawą i słodkimi przysmakami Pastel de Nata. Kiedy do rak dostałem jeszcze nowego bezlusterkowca Fujifilm X-H1 z perspektywą warsztatów z Szymonem Szcześniakiem oraz podróżą wybrzeżem okolic Lizbony to prawie nic więcej nie było mi potrzebne do szczęścia.
Zanim zacznę chwalić sam aparat, chcę pochwalić organizatorów. Pierwszy raz od dawna byłem na wyjeździe prasowym, który od początku do końca był naprawdę dobrze zaplanowany. Mieliśmy okazję udziału w warsztatach tematycznych (taniec, portret, fotografia ślubna i filmowanie), wybraliśmy się na spacer po Lizbonie, a w dodatku na wszystko było sporo czasu i co bardzo ważne - każdy miał do dyspozycji aparat dla siebie. Dodatkowo, mieliśmy jeszcze okazję wybrać się na jednodniową wycieczkę po przepięknym, zielonym wybrzeżu okolic Lizbony i Cascais - oczywiście razem z X-H1.
Zaawansowany korpus to połączenie prawie wszystkiego, co w Fujifilm najlepsze
Korpus Fujifilm X-H1 to udane połączenie najważniejszych cech modeli X-T2 oraz GFX 50s. Aparat jest zauważalnie większy od dysponującego identyczną matrycą X-T2, ale wyróżnia się obszernym, głębokim i komfortowym gripem. Aparat bardzo dobrze leży w dłoniach, ale raczej z mniejszymi i lżejszymi obiektywami, jak XF 23 mm f/2. Przy większych obiektywach korpus nieco traci na komforcie użytkownika, ale wtedy warto skorzystać z dodatkowego uchwytu VPB-HX1.
Niestety, większy korpus nie przełożył się na zastosowanie większego akumulatora. X-H1 korzysta z ogniwa W-126S, które umożliwia wykonanie tylko nieco ponad 300 zdjęć na jednym ładowaniu. Aparat możemy ładować przez port USB, np. z power banka.
Producent podaje, że korpus jest o 25 proc. cieńszy, ale zarazem dwukrotnie bardziej wytrzymały. 94 uszczelki mają gwarantować, że aparat będzie skutecznie zabezpieczony przed wilgocią i mrozem do -10 stopni Celsjusza, a 3-warstwowa powłoka ma chronić przed uszkodzeniami mechanicznymi.
Większą sztywność konstrukcji ma z kolei zapewnić żebrowana rama, a usztywnione mocowanie bagnetowe ma pomóc przy pracy z dużymi, ciężkimi obiektywami, jak zapowiedziany w Lizbonie XF 200 mm f/2. Powiększono także płytę radiatora, dzięki czemu aparat lepiej oddaje ciepło.
Czuły spust migawki i cicha migawka zachęcają do fotografowania
Spust, jak i sama migawka to dla mnie osobiście dwa kluczowe elementy każdego aparatu. Oba mogą dać wiele przyjemności z fotografowania lub skutecznie do niego zniechęcać. I w tych dwóch aspektach X-H1 zdecydowanie wyróżnia się na tle konkurencji.
Już po wykonaniu kilku pierwszych zdjęć poczułem, że projektanci zastosowali tu nowy spust migawki, który wprawdzie wygląda znajomo, ale jest niezwykle czuły. Skok spustu jest dosyć płytki, delikatny, czuły na nawet drobny nacisk. Dla mnie jest nawet nieco zbyt czuły - zdarzało mi się przez przypadek zrobić zdjęcia, mimo że chciałem tylko ustawić AF. Z pewnością do takiej wysokiej czułości można się jednak przyzwyczaić, a wtedy umożliwi to jeszcze szybsze fotografowanie.
Fujifilm X-H1 ma niezwykle cichą migawkę, a jej dźwięk jest bardzo przyjemny. To chyba najcichsza migawka wśród bezlusterkowców, co z pewnością spodoba się fotografującym na koncertach, w teatrach, na ślubach czy robiącym zdjęcia dzikiej przyrody. Migawka wydaje precyzyjny i delikatny dźwięk, który jest czystą przyjemnością. Szczególnie na tle dosyć twardych, ostrych migawek aparatów Sony. No może trochę z tym przesadzam, ale dla mnie to jest naprawdę istotne.
Poprawiona kultura działania pokręteł i przycisków aparatu usprawnia pracę
Wszystkie pokrętła pracują też z nieco większym oporem i wysoką kulturą. Trudno było mi je przestawić przypadkiem, ale kiedy już chciałem celowo zmienić parametry to pokrętła robiły to precyzyjnie. Poprawiono nieco dwie dźwignie tuż przy tarczach na górnej ściance. Przełączanie trybu mierzenia światła oraz trybu fotografowania wciąż nie jest komfortowe, ale jest dużo lepiej, niż w X-T2. Dźwignie są większe, nie stawiają aż tak dużego oporu. Przyciski z tyłu aparatu są większe, bardziej wystające i mają przyjemny skok - to coś, czego brakowało w X-T2. Nawet tylna i przednia tarcza sprawują się lepiej.
Na górnej ściance pojawił się kwadratowy, czarno-biały ekran LCD o rozdzielczości 1,28 Mpix, który znamy z GFX-a. Co ciekawe, nie jest to ekran typu e-Ink, a specjalny LCD, który konsumuje minimalną ilość energii. Dzięki temu świeci się cały czas. Wyświetlacz pokazuje osobne, najważniejsze parametry w trybie fotografowania oraz filmowania, a kiedy jest wyłączony to wskazuje między innymi liczbę zdjęć do wykonania czy stan akumulatora. W menu znalazłem też opcje umożliwiające indywidualne ustawienia wyświetlanych parametrów.
Jak widzicie, zmiany w ergonomii ogólnie wyszły pozytywnie, a fotografowania X-H1 daje dużo frajdy i komfortu pracy. Na spory minus zmieniło się w zasadzie tylko jedno. Na korpusie nie znajdziemy już niestety tarczy ekspozycji, w miejscu której znajduje się mały ekran LCD. Zamiast tego mamy malutki, zakrzywiony przycisk ulokowany tuż obok spustu. Samo miejsce ułożenia jest świetne, ale przycisk trudno wyczuć palcem bez patrzenia. Dobrym pomysłem byłoby dodanie tam np. delikatnie wystającej kropki, jak w Canonach.
Świetne wrażenie robi wizjer elektroniczny, który współpracuje z dotykowym wyświetlaczem
Celownik o rozdzielczość 3.69 mln punktów i powiększeniu x0.75 jest znacząco większy, niż w X-T2. Wyświetlany tam obraz jest płynny, dzięki odświeżaniu na poziomie 100 klatek na sekundę. Czas opóźnienia w wyświetlaniu obrazu wynosi zaledwie 0.005 sekundy. Wizjer ma imponującą jakość obrazu, który jest jasny, kontrastowy, dający naturalne odczucie. Duży komfort fotografowania zapewnia też większa muszla oczna.
Złego słowa nie mogę powiedzieć też o ekranie LCD, który nie tylko jest dotykowy, ale też odchylany w pionie i poziomie i to akurat element zaczerpnięty z średnioformatowego GFX-50s.
Fotografując Olympusami czy Panasonikami jestem przyzwyczajony, że aparat ustawia ostrość oraz robi zdjęcia praktycznie od razu po wskazaniu punktu na ekranie. To w zasadzie już pewien standard, ponieważ w identyczny sposób działa to w smartfonach, czyli najpopularniejszych aparatach na rynku. Niestety, tego standardu nie spełnia Fujifilm X-H1. Korzystając z ekranu dotykowego ostrość jest ustawiana dosyć wolno, a ekran nie przenosi ramki z punktem ostrości. Przynajmniej w trybie wyzwalania migawki dotykiem. Po przełączeniu trybu na tylko ustawianie punktu ostrości, ramka jest ustawiana w odpowiednim miejscu.
Innym standardem jest natomiast wykorzystywanie ekranu dotykowego jako pola do ustawiania punktu AF, kiedy patrzymy przez wizjer. I w tym wypadku Fujifilm X-H1 radzi sobie dobrze - czułość ekranu i precyzja są wysokie. Nie zdążyło mi się dotknąć ekranu przez przypadek np. nosem, ponieważ muszla oczna oraz sam wizjer jest nieco mocniej wysunięty. Funkcja dotyku jest także wykorzystywana do ustawiania podstawowych opcji w skróconym menu (Q Menu), a także do przeglądania i powiększania wykonanych zdjęć.
W środku wnętrze z X-T2 z lepszym AF i stabilizacją obrazu
Fujifilm X-H1 ma matrycę APS-C o rozdzielczości 24 Mpix bez filtra dolnoprzepustowego oraz procesor obrazu X-Processor Pro. To ten sam duet, który znajdziemy we flagowym modelu X-T2 czy X-Pro 2. Zastosowany tu sensor to wciąż jedna z najlepszych matryc APS-C na rynku, zatem o jakość obrazu możecie być spokojni. Co więcej, projektanci dodali tu nowy system stabilizacji matrycy (IBIS), którego skuteczność producent ocenia na 5,5 EV.
Nowy bezlusterkowiec ma też identyczny, co w X-T2 system AF, który jednak zyskał nowy algorytm i pracuje nieco szybciej i bardziej precyzyjnie. Nowy algorytm poprawia kilka istotnych elementów.
Granica słabego oświetlenia dla prawidłowego działania AF opartego o detekcję fazową została obniżona o około 1.5 EV z poziomu 0.5EV do -1.0EV. Minimalny otwór przysłony pozwalający na działanie AF został rozszerzony z f/8 do f/11, co pozwala na korzystanie z autofocusa opartego na detekcji fazowej teleobiektywu XF100-400mm f/4.5-5.6 R LM OIS WR z telekonwerterem XF2X TC WR.
Nowy algorytm ma także poprawiać ogólną czułość AF i jego precyzję - aparat ma ustawiać ostrość przy scenach z niższym kontrastem. To pokazuje, że teoretycznie można by zastosować ten sam algorytm w X-T2 razem z aktualizacją oprogramowania. Przedstawiciel producenta nie chciał jednak odpowiedzieć na pytanie czy taki pomysł zostanie wcielony w życie. Mam wrażenie, że szanse są na to małe, ponieważ Japończycy mogą chcieć wyraźnie oddzielić określonymi funkcjami i możliwościami oba modele. Z drugiej strony, jeśli jakaś firma miałaby wprowadzić taką aktualizację, to kto, jak nie Fujifilm właśnie. W trakcie tej premiery firma zaprezentowała przecież nowy soft do modeli GFX-50s oraz podstawowego X-T20.
Wróćmy jednak do Fujifilm X-H1. W czasie testów autofokus pracował naprawdę dobrze, ustawiając ostrość błyskawicznie i celnie - zarówno z zoomem XF 16-55 mm f/2,8, jak i stałkami XF 23 mm f/2 czy nawet XF 56 mm f/1.2. System wykrywania twarzy oraz oka radził sobie dobrze w czasie sesji z modelką.
Duże przyśpieszenie z gripem
W czasie testów miałem okazję korzystać także z gripa VPB-HX1, który nie tylko mieści dwa akumulatory i ułatwia fotografowanie w pionie, ale też daje możliwość fotografowania z trybie Boost. Po przełączeniu małej dźwigni znajdującej się z tyłu gripa, aparat dostaje sporego kopa. Po jego włączeniu, szybkość AF rośnie z 0,08 s do 0,06 s, odświeżanie wizjera z 60 kl./s do 100 kl./s. Grip umożliwia także podwyższenie prędkości zdjęć seryjnych z 8 do 11 kl./s, czas blackoutu maleje z 130 ms. Do 114 ms, a opóźnienie wyzwalania migawki z 50 ms do 45 ms.
Fujifilm X-H1 daje dużą przyjemność z fotografowania
Po dwóch dniach spędzonych z nowym X-H1 mogę jasno stwierdzić, że jeden z najbardziej komfortowych i dopracowanych bezlusterkowców na rynku. Duża w tym zasługa nie tylko poprawionej ergonomii, większego gripa, ale też niezwykle cichej migawki, szybszego AF, świetnego wizjera czy dotykowego, odchylanego ekranu LCD.
Fujifilm X-H1 ma kosztować w Polsce ok. 8000 zł, co jest ceną konkurtencyjną do innych modeli tej klasy. Bezlusterkowiec trafi do sprzedaży na przełomie marca i kwietnia. Z czasem przekonamy się czy aparat przekona do siebie profesjonalnych twórców, którzy wciąż w dużej mierze korzystają ze sprawdzonych lustrzanek. Moim zdaniem to na tyle udana konstrukcja, że ma szanse realnie powalczyć o profesjonalny rynek.