Fujifilm X‑M1 - pierwsze wrażenia i zdjęcia
Fujifilm X-M1 to najmłodszy bezlusterkowiec tej marki. Po kilku godzinach miejskiej przygody z nim zapomniałem, do czego jest potrzebny wizjer. Myślę, że wielu osobom ten sprzęt z powodzeniem zastąpi lustrzankę.
Pierwsze wrażenia
Na spotkanie X wybrał kawiarnię we francuskim stylu na Nowym Świecie. Jak przystało na obywatela świata z japońskimi korzeniami, nosi się w stylu fusion. Coś z second handu: ponadczasowa klasyka, trochę plastiku dobrej jakości, nowoczesna technologia, wszystko w dobrych proporcjach, zamknięte w zgrabnym korpusie. Przedstawił się jako amator z zamiłowaniem do przygód. Nie miał wiele czasu - jedno popołudnie. Zdecydowałem się na espresso, żeby nie tracić czasu i szybko uderzyć w miasto z nowym kompanem.
Bardzo udane połączenie retro i minimalizmu - to esencja wzornictwa Fujifilm X-M1. Obudowa aparatu jest w całości wykonana z dobrej jakości plastiku imitującego skórę (czarne elementy) i metalu (srebrne). Wszystko idealnie spasowane. Na rynku będą dostępne jeszcze modele brązowo-srebrne i czarne.
Po podpięciu zoomu (Fujinon 16-50 mm f/3.5-5.6) przydałoby się trochę więcej dobrze wyprofilowanego plastiku pod palcami, szczególnie przy obsłudze menu. Podczas fotografowania spokojnie można lewą ręką trzymać jakiś zimny napój i cieszyć się zabawą. Kciukiem obsługuje się wszystkie przyciski funkcyjne umieszczone z tyłu.
Pokrętła programów i włącznik pracują z odpowiednim oporem, pokrętła nastaw - niestety trochę za lekko, są za to umieszczone blisko siebie, co ułatwia obsługę. Po kilku chwilach korzystania z aparatu dochodzę do wniosku, że wszystkie przyciski są na miejscu, poza jednym - wideo. Przydałoby się dla niego specjalne miejsce, na przykład z tyłu, w okolicach gorącej stopki. Bardzo przydatny jest przycisk "Q", uruchamiający menu podręczne, dzięki któremu błyskawicznie można się dostać do wszystkich używanych opcji.
Uruchomienie odbywa się niemal natychmiast. Po uruchomieniu 3-calowy, odchylany ekran (920 000 punktów) wyświetla wszystkie potrzebne informacje. Po kilku godzinach fotografowania wszystko jest oczywiste i naturalne. Menu aparatu jest tak proste, że łatwiej się w nim odnaleźć niż w panelu niejednej pralki.
[solr id="fotoblogia-pl-72688" excerpt="1" image="1" words="20" _url="http://fotoblogia.pl/1556,sony-rx100-ii-pierwsze-wrazenia" _mphoto="sonyrx100-2-hands-0016-7-641f17c.jpg"][/solr][block src="solr" position="inside"]3027[/block]
Matryca APS-C X-Trans CMOS 16 Mpix i procesor EXR II zapewniają jakość zdjęć jak z lustrzanki - nic dodać, nic ująć. Fujifilm X-M1 łączy nowoczesność z tradycją. Zdjęcia programowo zapisują się przy użyciu "filtrów" naśladujących filmy Fuji, takie jak Velwia, Provia, Astia, jest też tryb czarno-biały i sepia, ja bym dorzucił tu NEOPANa. Naśladownictwo nie dotyczy ziarna. Rozpiętość czułości jest spora - aparat umożliwia fotografowanie w zakresie ISO 200-6400, rozszerzane o 100, 12800, 25600 (ISO).
Podczas jednego popołudnia trudno było sprawdzić wszystkie "filmy", namiastkę pokazuję na zdjęciach. Godne uwagi są też filtry obrazu dostępne przez pokrętło nastaw, konfigurowane w menu. Fujifilm X-M1 można zamienić na LOMO-podobną zabawkę, używając filtra Toy. Miniatura daje efekt tilt-shift. POP podbija kolory i kontrast. Dostępne są też HDR-y, LOW-KEY, HI-KEY, SOFT naśladujący blur rodem z lat 80. Jest też wielokrotna ekspozycja, której daleko do prawdziwej, znanej z eksperymentów z negatywem.
Każdy filtr uszczupla opcje aparatu, np. ogranicza dostęp do pełnej rozpiętości ISO; wszystkie pracują w trybie automatycznym. Najbardziej spodobał mi się filtr tilt-shift, choć mam jedną uwagę: sfera ostrości jest niezmiennie w centrum, co psuje zabawę. Spośród opcji filmów przypadł mi do gustu czarno-biały "negatyw". Poza zapisem przefiltrowanych zdjęć jest opcja nagrywania oryginałów. We wszystkich konfiguracjach można filmować (Full-HD, 30 kl./s).
Fujifilm X-M1 rywalizuje z amatorskimi lustrzankami także pod względem szybkości pracy AF. W półmroku, nawet z wyłączoną diodą wspomagającą AF, aparat ostrzy bez problemu, w kontrze też daje radę. W ostrzeniu pomaga całe 49 punktów AF. Z obiektywem Fujinon 16-50 mm tryb macro niemal nie istnieje, aparat łapie ostość mniej więcej od 10 cm. Niestety, szybko wyładowuje się bateria - po 4 godz. fotografowania padła, ale jej nie oszczędzałem. Ekran miał pełną jasność, wykonałem ponad 400 zdjęć, trochę filmowałem. Aparat jest wyposażony w Wi-Fi, przy pomocy aplikacji Fujifilm współpracuje ze smartfonami i tabletami, dokładniej przyjrzymy się temu przy długim teście.
Japończyk jest zdecydowanie praktycznym amatorem. Sprawdzi się na wakacjach, z zoomem 16-50 mm zaspokoi potrzeby każdego wczasowicza. Widzę go też w rękach modowego blogera potrzebującego ładnego i prostego sprzętu z opcją Wi-Fi. Dużo radości przyniesie również ulicznemu fotografowi, z dokręconym Fujinonem XF 27 mm f/2.8; może być dyskretnym i skutecznym narzędziem do łapania momentu. Widzę go też w torbie profesjonalisty, świetnie się sprawdza, gdy komuś zależy na dyskrecji; jest idealny do snapshotów.
Pierwsze zdjęcia
Więcej zdjęć możecie obejrzeć na naszym profilu w serwisie Flickr.
filtr "toy"
filtr "toy"
filtr "pop"
symulacja filmu cz-b
symulacja filmu cz-b
symulacja filmu velvia
symulacja filmu cz-b
filtr "miniatura"
filtr "miniatura"
filtr "dynamic"
filtr "miniatura"
filtr "toy"
filtr "soft"
wielokrotna ekspozycja
filtr "miniatura"
filtr "pop"
symulacja filmu cz-b
symulacja filmu velvia ISO 200
symulacja filmu velvia ISO 6400
makro symulacja filmu velvia
symulacja filmu cz-b
symulacja filmu cz-b
makro symulacja filmu velvia
symulacja filmu velvia
symulacja filmu velvia