Fujifilm X‑T100, czyli amatorski maluch nie tylko dla początkujących [recenzja]
Na Fujifilm X-T100 czekałem długo. Od momentu, gdy pojawiły się pierwsze plotki. Już na papierze ten aparat przykuł moją uwagę. Sprawdziłem go w prawdziwym świecie i postanowiłem podzielić się z wami uwagami.
07.09.2018 | aktual.: 26.07.2022 17:52
Fujifilm X-T100 na papierze wygląda jak całkiem niezły bezlusterkowiec z niższej półki, lecz nie aż tak niskiej. Na pokładzie znajdziemy 24-megapikselową matrycę bayerowską APS-C, niestety nie jest to X-Trans. Sensor jest obsługiwany przez dość zaawansowany procesor, który pozwala na wiele, lecz wiele też zabiera, ale przecież model amatorski nie może być tak doskonały, jak profesjonalne.
Co na papierze, czyli specyfikacja Fujifilm X-T100
Jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że nawet amatorskie korpusy coraz bardziej dorównują zaawansowanym starszym braciom. Tak też jest w przypadku Fujifim X-T100. Natywne ISO to zakres 200-12800 i jest rozszerzalne do wartości 100-51 200. Aparat obsługuje zapis w plikach JPEG oraz 14-bitowych RAW-ach, co już na wstępie powinno przykuć uwagę bardziej zaawansowanych użytkowników.
6 klatek na sekundę to całkiem niezły wynik ciągłego strzelania. Oprócz tego wspierane jest przez 256-strefowy system pomiaru światła. Wśród niego możemy wybrać następujące tryby: Multi, Punktowy oraz Uśredniony. Niestety zabrakło pomiaru centralnie ważonego, co może się nie spodobać niektórym użytkownikom.
Autofokus to 91-punktowy hybrydowy układ detekcji fazy. Pracuje on w kilku trybach: Jednopunktowym z siatką 7x13, Strefowym (siatki: 3x3, 5x5 oraz 7x7, w zależności od rozmiaru strefy) oraz Szerokim/Śledzącym. Ustawianie automatycznej ostrości na twarz z priorytetem oka to opcja, którą znajdziecie nie tylko w zaawansowanych modelach X-Pro2, X-T2 czy X-H1, ale również w tym maluchu.
Tym, co mnie zaskoczyło w Fujifilm X-T100, jest możliwość nagrywania w rozdzielczości 4K. Niestety to jest bolączką aparatu i według mnie naciąganym gadżetem. Możliwe jest kręcenie tylko w 15 klatkach na sekundę, co nie zapewni nam płynnego obrazu. W rozdzielczości Full HD możemy nagrywać z klatkażem nawet do 59.94p.
Retro wzornictwo i całkiem solidna konstrukcja
Jak doskonale wiecie, firma Fujifilm kładzie nacisk na design. Projektanci umiłowali sobie wzornictwo w stylu retro, któremu trudno jest cokolwiek zarzucić. Gdy kupowałem mój aparat Fujifilm X-T2 była to niewątpliwie ogromna zaleta. Jako, że Fujifilm X-T100 wzornictwem przypomina swoich starszych braci (Fujifilm X-T2 oraz Fujifilm X-T20), przypadł mi do gustu. Jest on dodatkowo dostępny w kilku wersjach kolorystycznych: złotej, czarnej oraz grafitowej.
Aparat waży niecałe 450 gr i mierzy 121 x 83 x 47 mm, więc jest mały i lekki, aż chce się powiedzieć: ”poręczny”. Właściwie tak jest. Nawet nie przeszkadza obudowa, wykonana z tworzywa sztucznego. Jego jakość jest zadowalająca i nie zauważyłem jakichkolwiek problemów – no może śmieszny dźwięk, który wydaje góra aparatu podczas otwierania wbudowanej lampy błyskowej. Oczywiście – warto pamiętać, że to aparat amatorski i nie można spodziewać się po nim nie wiadomo czego. W związku z tym nie znajdziecie w nim żadnych uszczelnień.
Na bokach aparatu są umiejscowione klapki, pod którymi znajdziemy liczne złącza: mikro jack do podłączania mikrofonu zewnętrznego, interfejs USB oraz miniHDMI. Slot kart pamięci znajduje się pod spodem w komorze baterii. Jest to pojedyncze gniazdo, obsługujące standard SDHC UHS-1. Swoją drogą – akumulator w środku to NP-W126S, czyli ten sam, który jest w bardziej zaawansowanych korpusach.
To, co podkreśla rolę Fujifilm X-T100 jako aparatu lifestyle’owego, to m.in. obracany o 180 stopni ekran. Można go obrócić do pozycji ”selfie” i bez problemu widzieć siebie na ekranie. Na pewno przyda się to vlogerom i wszelakim podróżnikom.
Jak leży Fujifilm X-T100 w ręce i jak się go obsługuje?
Obsługa Fujifilm X-T100 jest banalnie prosta, nawet jeśli nie mieliście wcześniej w rękach korpusu tej firmy. Z malutkim dołączony gripem aparat leży w dłoniach całkiem pewnie. Większość przycisków jest pod prawą ręką, więc mamy do nich bardzo szybki dostęp. Jedyne, co mnie zaskoczyło, to tylne pokrętło, które zostało obrócone o 90 stopni. Jest to dość dziwny zabieg, ale praktyczny. Działa ono tak, jak powinno.
Ekran dotykowy nie jest moim konikiem w przypadku aparatów fotograficznych. Zwyczajnie w świecie – nie przepadam za tą opcją, aczkolwiek w X-T100 obsługa aparatu wydawała mi się naturalna właśnie za pomocą dotyku. Niestety występowało niewielkie opóźnienie, a przez przyzwyczajenie z natychmiastowo reagujących smartfonów, było ono dla mnie irytujące.
Na plus dla Fujifilm X-T100 trzeba przypisać wielofunkcyjne pokrętło po lewej stronie aparatu, które w zależności od wybranego trybu fotografowania zmienia swoje zadanie. To bardzo przemyślany zabieg i chylę tu czoła przed projektantami. Tuż pod nim znajduje się wajcha do otwierania lampy błyskowej. Podczas każdorazowego jej przesuwania miałem wrażenie, że się złamie. I na dodatek ten śmieszny dźwięk obudowy…
Ergonomia aparatu, zwłaszcza jak na model amatorski, jest bardzo dobra. To korpus, na który wystarczy spojrzeć, by się domyślić co, gdzie i jak. Gdyby był jeszcze joystick do zmiany punktów autofokusa – byłoby idealnie, lecz niestety nie można mieć wszystkiego.
Jak sprawdza się Fujifilm X-T100 w prawdziwym świecie?
Mamy w rękach mały, lifestylowy aparat w estetyce retro. Dobrze, że jest ładny, ale niech też będzie praktyczny. To ta chwila, w której wziąłem malucha i przeszliśmy się na długi spacer.
Uwielbiam klastyczną ogniskową 35 mm na małym obrazku, więc do korpusu podpiąłem obiektyw Fujinon XF 23 mm f/2 R WR, który jest moim towarzyszem na co dzień. Włączyłem aparat, co zajęło mu około 2-3 s, by być gotowym do działania i ruszyłem w drogę.
Międzyczasie przeskakiwałem po menu, szukając różnych ustawień, które są opisane w prosty sposób. Doszedłem do ustawień autofokusa i niestety tu spotkał mnie zawód. Pojedynczy punkt ostrości jest dość duży, co uniemożliwia bardzo precyzyjne działanie AF. Z tym mogło być lepiej, ale wierzę, że zmieni się to wraz z którąś aktualizacją oprogramowania.
Niestety w praktyce obsługa dotykowa okazała się zbyt irytująca i musiałem wyłączyć tę funkcję. Poszedłem dalej i tutaj kolejny zawód dotyczący układu autofokusa. Mimo tego, że miałem przyczepiony dość jasny i szybki obiektyw, aparat nie dawał rady przy dynamicznych scenach – ani w trybie pojedynczego punktu, ani podczas śledzenia. Gubił się lub nie nadążał. Przy fotografowaniu czysto statycznych scen było w porządku. I ”w porządku” to dobre określenie – szału nie było, ale tragedii też nie. W końcu to aparat dla amatorów.
Mam też tak, że uwielbiam zgrywać zdjęcia z aparatu na telefon i wrzucać do mediów społecznościowych. Fujifilm X-T100 obsługuje łączność Wi-Fi oraz Bluetooth. Dzięki specjalnej aplikacji Fujifilm Camera Remote jest możliwe kontrolowanie aparatu z poziomu urządzenia mobilnego - przynajmniej teoretycznie. O ile w Fujifilm X-T2 nie mam z tym problemu, to w X-T100 takowy się pojawił. Aparat nie chciał sparować się z moim iPhonem z systemem iOS 11, mimo podejmowania kilku prób oraz resetowania ustawień sieci. Cóż – bywa.
Zwróciłem uwagę też na inną ciekawą rzecz, którą podkreśliło kilku moich znajomych z branży. Fujifilm X-T100 ma opóźnienie reakcji po wciśnięciu spustu migawki. Nie działa natychmiastowo – potrzebuje chwili, by ”zajarzyć”, o co chodzi i dopiero wtedy zwalnia migawkę. Cóż, w przypadku robienia zdjęć unikatowym chwilom, jak zdmuchiwanie świeczek z tortu, warto myśleć o tym wcześniej.
Jak wspominałem wcześniej, Fujifilm X-T100 pracuje na baterie NP-W126S, czyli te same, co X100F, X-T2, X-Pro2, X-H1 czy X-E3. Akumulator ma pojemność 1200 mAh i wystarczy na zrobienie około 400-450 zdjęć na jednym pełnym ładowaniu. Mi udało się go rozładować kilkukrotnie, ale dzięki dedykowanej ładowarce, dołączanej do zestawu, nie miałem problemu z uzupełnieniem niedoborów energii. Całe szczęście też, że miałem ze sobą zapas akumulatorków, nauczony doświadczeniem z mojego własnego korpusu.
Jakość zdjęć i odwzorowanie kolorów
Czas na to, co właściwie interesuje nas wszystkich. Uwaga, będzie szybki werdykt – jakość zdjęć w Fujifilm X-T100 jest naprawdę dobra, jak na aparat, za który zapłacimy 3 tys. zł z obiektywem. Fotografowanie na wysokich czułościach jest możliwe, a szumy pojawiają się od wartości ISO 1600. Wiadomo – na wyższym ISO pokroju 3200, 6400 czy 12 800 cyfrowe ziarno jest bardziej widoczne, aczkolwiek nie ma tragedii przez jego charakter. Pokuszę się o stwierdzenie, ze jest nawet przyjemne. Oczywiście wraz ze wzrostem czułości wzrasta kontrastowość.
A co z kolorami? Balans bieli się zgadza nawet w trybie automatycznym. Kolory są dobrze odwzorowane, chociaż nie jest to tam sam charakter obrazka, co znany nam z matryc X-Trans. Szczerze uwielbiam te tony, które daje mój X-T2, tej ”magii” zabrakło mi jednak w X-T100. Mimo wszystko na plus X-T100 należy zaliczyć rozpiętość tonalną i możliwość wyciągania wielu szczegółów z cienia, jak i jasnych partii. Jest naprawdę nieźle!
Dla kogo jest Fujifilm X-T100? Podsumowanie
Fujifilm X-T100 to na pewno aparat, któremu warto przyjrzeć się bliżej. Dobrze leży w ręce, ładnie wygląda, a jakość zdjęć jest zadowalająca. Na dodatek, jeśli kręcicie vlogi albo lubicie robić selfie – obracany ekran przemówi za tym korpusem. Chociaż z drugiej strony – musicie pamiętać wtedy o ograniczeniu kręcenia do rozdzielczości Full HD, bo 4K/15p to ”lipa”.
Bateria trzyma całkiem dobrze, jak na taki mały aparat, wydajność też jest w porządku. Ale i tutaj nie jest bez zarzutów – opóźnienie w reakcji aparatu może czasem zepsuć nam chwilę, którą chcieliśmy ująć. Tym bardziej, gdy nie korzystamy z bardzo szybkiego obiektywu. Obsługa dotykowa może solidnie wkurzyć, zwłaszcza, że jesteśmy przyzwyczajeni do reakcji w czasie rzeczywistym. Dodatkowo – nie tylko czas reakcji, ale i czułość ekranu może podnieść ciśnienie.
Opisałem tu wiele minusów, ale i plusów. Pamiętajcie wciąż, że to aparat, który może być fajnym wprowadzeniem w system Fujifilm X, zwłaszcza, że zestaw z obiektywem 15-45 mm kosztuje niecałe 3 tys. zł. Można śmiało powiedzieć, że Fujifilm X-T100 jest wartą rozważenia alternatywą dla systemu Canon EOS M, czy serii Sony A6000. Niewątpliwym plusem jest to, że Fujifilm stale rozwija swój system i nawet, jeśli będziecie chcieli przejść na wyższy model aparatu, zostaną wam kompatybilne obiektywy.