Fujifilm X‑T2 – test trybu filmowego
Wśród liczących się na rynku systemów bezlusterkowych, Fuji X był ostatnim, do którego wprowadzono zaawansowane funkcje filmowe. Samo w sobie nie jest to niczym złym – czasem lepiej poczekać i zrobić coś dobrze, niż bombardować rynek kilkoma wersjami wciąż poprawianego produktu. Z drugiej strony, takie pierwsze próby nie zawsze są udane.
Budowa i ergonomia
Fujifilm X-T2 dość fundamentalnie różni się od większości aparatów typowo używanych przez filmowców. Oczywiście, podobnie jak GH5 czy A7s ma dwa kółka sterujące i sporo przycisków; ma też jednak tarcze do ustawiania czasu migawki i ISO, a przysłoną sterujemy poprzez pierścień na obiektywie. Wymaga to przestawienia sobie pewnych odruchów, ale gdy już to zrobimy, większość rzeczy ustawimy jeszcze szybciej niż w innych, i tak już przecież bardzo dobrych ergonomicznie aparatach.
Drobne problemy są dwa. Pierwszym jest czas migawki. Tarcza czasów działa identycznie jak to w Panasoniku LX100, czyli dla ustawionej na niej wartości 1/30 możemy drugim pokrętłem wybrać 1/20, 1/25, 1/30, 1/40 lub 1/50. Analogicznie dla tarczy przestawionej na 1/60 możemy ustawić 1/40, 1/50, 1/60, 1/80 i 1/100. Powoduje to, że trzy najpopularniejsze wartości – 1/50 sek (klasyczne rozmycie ruchu dla 25 kl./sek), 1/100 sek (analogicznie dla 50 kl./sek) i 1/25 sek (gdy jest bardzo ciemno) – nie są dostępne naraz i wymagają obrotu tarczy. Mała rzecz, a drażni.
Drugi problem to dźwigienki tarcz do zmiany trybu pracy aparatu (np. z filmowego na zdjęcia) oraz trybu pomiaru światła (ta się akurat w filmie zbytnio nie przydaje – mamy zebrę i szare karty). Są dość małe i trudno nimi operować, gdy ma się duże palce.
Do całej reszty trudno mieć jakiekolwiek zarzuty. Korpus jest solidny i dobrze leży w ręce, a układ przełączników, gdy już się przyzwyczaimy, pozwala na sprawną pracę. Co ciekawe, Fujifilm X-T2 nie posiada osobnego przycisku do nagrywania filmów. Wyzwalamy je tym samym spustem co zdjęcia. Opinie na temat tego rozwiązania mogą być różne, mnie osobiście całkiem przypadło ono do gustu.
W ramach podsumowania aparat zasłużył na pochwałę. Nie tylko z powodu tego, co już napisałem powyżej. W ostatnim czasie przewinęło mi się przez testy kilka aparatów, w których optymalizacja ergonomii pod fotografię poszła tak daleko, że ta filmowa na tym ucierpiała. Fujifilm X-T2 z podobnej sytuacji wychodzi obronną ręką. Z jednej strony – widać, że jest świetnie ergonomicznie zorganizowany pod nieruchome obrazy. Z drugiej – nadal bardzo wygodnie się nim filmuje. I o to chodzi.
Menu
Podobnie jak w Nikonie D500, także i tu większość potrzebnych funkcji zebrano w jednej zakładce w menu. Rzadko kiedy musiałem zaglądać w inne miejsca, co przyspieszało pracę. A nawet gdyby czegoś zabrakło, Fujifilm X-T2 oferuje możliwość skompletowania sobie własnej zakładki menu z dowolnymi funkcjami, jakie tylko wybierzemy.
Do tego dochodzi menu podręczne, gdzie też znajdziemy sporo potrzebnych rzeczy bez konieczności zaglądania do głównego. Tak naprawdę, to trudno mi sobie wyobrazić, co jeszcze można by poprawić w menu, żeby było lepiej. Chyba się nie da. I mówię to jako człowiek, który nigdy wcześniej w swoim życiu nie miał sprzętu Fuji w rękach.
Bateria
Bateria, mówiąc krótko, mogłaby być większa. Nie jest tak źle jak w konstrukcjach Sony, ale do rekordów też daleko. Żeby być konkretnym, podczas testów udało mi się ją raz rozładować do zera i nagrałem w tym czasie 26 minut materiału w HD (25 kl./sek) oraz 23 minuty (ciągiem) w 4K. Z dobrych wieści – aparat w tym czasie zrobił się może ledwo letni, więc problemów z przegrzewaniem raczej bym się nie spodziewał.
Wizjer i ekran
Od dłuższego już czasu nie zdarzyło mi się narzekać na wizjer elektroniczny czy ekran w aparacie. Tu też nie będę, do rozdzielczości czy kolorów jednego i drugiego trudno mieć zastrzeżenia. Ruchomość ekranu również do większości zastosowań wystarcza, mimo że oferuje on jedynie ruch góra-dół (jak w Sony), a nie pełen mechanizm typu “flip-out” (jak na przykład aparaty Panasonic serii G i GH czy Canon 60/70/80D).
Jedyne, co bym zmienił, gdybym mógł, to dodał do ekranu funkcję dotykową. Skoro dość konserwatywny w wielu kwestiach Canon mógł coś takiego dać w 5D Mark IV, to i Fujifilm X-T2 raczej by od dotykowości nie ucierpiał. Tym bardziej, że dotykowy ekran w połączeniu z dobrym autofokusem staje się powoli standardem wśród co lepszych filmujących aparatów.
Autofokus
A skoro już przy autofokusie jesteśmy, to ten sprawuje się całkiem dobrze. Zdarzają mu się lekkie niepotrzebne korekty, ale generalnie ma tendencję do trzymania się raz obranego celu, nawet gdy ten jest ruchomy. I robi to dobrze.
Fujifilm X-T2 - AF
W trybie manualnym focus peaking mógłby działać lepiej, ale na pocieszenie dostajemy powiększenie wybranej części kadru, które możemy spiąć z ruchem pierścienia ostrości.
Szczegółowość obrazu
Obraz w 4K jest bardzo szczegółowy i ogólnie dobrej jakości. Co ciekawe, mimo braku filtra dolnoprzepustowego i nietypowego układu filtrów barwnych na matrycy, materiał 4K jest całkowicie wolny od kolorowych przebarwień. Minimalną morę/aliasing da się zobaczyć, ale jej poziom jest niewielki i nie odczujemy go podczas filmowania obiektów innych niż tablica testowa. Ogólnie – jest to jedno z najlepszych 4K, jakie widziałem, spokojnie porównywalne z GH5 czy A6300.
Fujifilm X-T2 - szczegółowość obrazu / image detail
W HD aliasing staje się wyraźniejszy. Nie jest tak monstrualny jak w konstrukcjach APS-C Sony, ale do najlepszych tym razem nieco brakuje. Sytuację pogarsza fakt, że z jakiegoś powodu na ISO 12800 nagle pojawiają się niewystępujące wcześniej paskudne różowo-zielone przebarwienia. Imponuje za to ostrość i szczegółowość obrazu, które stoją na bardzo wysokim poziomie. Dodaję też plusa za identyczne zachowanie w 25 i 50 kl./sek. Sumarycznie obraz HD, mimo pewnych wad, zasługuje na dobrą ocenę – bliżej mu do początku stawki w tej kategorii niż do jej końca.
Na koniec ciekawostka – gdy w aparacie wewnętrznie nagrywamy 4K (w normalnym profilu obrazu), po HDMI wychodzi sygnał w HD. Jest to wyjątkowo paskudny sygnał HD, odczuwalnie gorszy niż 1080p, które aparat jest w stanie zapisać wewnętrznie. Niestety, odkryłem to przypadkiem pod koniec testów i nie miałem już jak nagrać tablicy testowej. Niemniej, jeśli planujecie używać zewnętrznego monitora podczas filmowania w 4K, warto wziąć ten fakt pod uwagę.
Szum
W 4K graniczna użyteczna czułość to dla mnie okolice ISO 6400. Z kolei w HD szum wydaje się o około 1EV wyższy, czyli granicę stawiamy w okolicy ISO 3200. Oczywiście, jak zwykle, dużo zależy od charakteru filmowanej sceny oraz osobniczej tolerancji na szum w obrazie, jaką charakteryzuje się dana osoba filmująca czy klient.
Fujifilm X-T2 - szum / noise
Przy okazji nagrywania materiału testowego pozwoliłem sobie na zrobienie porównania z popularnym i obecnym na rynku już od jakiegoś czasu Sony A6300. W 4K Fujifilm X-T2 nieco szybciej traci szczegóły kosztem mniejszego szumu, który niestety jest zauważalnie “plackowaty”. Sumarycznie obraz wygląda na nieco nadmiernie odszumiony programowo (odszumianie tradycyjnie zostawiłem na wartości domyślnej). W Sony szum jest znacznie bardziej drobnoziarnisty i przez to mniej uciążliwy w odbiorze, nawet jeśli jest go ciut więcej. No i A6300 nie “zjada” szczegółów.
Fujifilm X-T2 - złe warunki oświetleniowe / bad lighting conditions
W HD to Fujifilm X-T2 jest górą. Co prawda szumi nieco bardziej, ale wyraźnie lepsza jakość obrazu HD, jaką oferuje ten aparat, rekompensuje to z nawiązką.
Fujifilm X-T2 vs. Sony A6300
Rolling shutter
Podobnie jak w przypadku GH5, napiszę dwa słowa o procedurze pomiaru, zanim przejdę do omawiania wyników. Procedurę stosowaną do tej pory opisałem obszernie w naszej kompilacji na temat zjawiska rolling shutter. Tym razem, mając odniesienie w postaci Sony A6300, mogłem zrobić porównanie z wykorzystaniem strzelającej seriami błysków reporterskiej lampy fotograficznej. Czas odczytu matrycy w Sony znam (34,8ms w 4K). Czas odczytu matrycy Fujifilm X-T2 wyliczyłem więc z proporcji w szerokości pasów wygenerowanych przez lampę.
Zmierzone w ten sposób wyniki przedstawiają się następująco:4K, 25kl/sek – 22,34msHD, 25kl/sek – 15,9msHD, 50kl/sek – 16,06ms
Fujifilm X-T2 - rolling shutter
Wynik w 4K jest bardzo przyzwoity. Pomijając ostatnie rekordy ustanowione przez GH5, jest to wartość bliska temu, co prezentował Nikon D500. Tyle tylko, że Nikon korzystał jedynie ze środkowego wycinka matrycy i miał dużego cropa w 4K. Fujifilm X-T2 też ma w tym trybie dodatkowego cropa, ale jest on bardziej akceptowalny – 1.17x, co w połączeniu z matrycą APS-C daje łącznie 1,755x (jestem w stanie to zaakceptować za cenę braku przegrzewania). Mniej więcej tyle co Canon 5D mark IV, a on przekroczył 30ms w kategorii rolling shuttera. Jednym słowem – X-T2 nie ma się czego wstydzić i wynik w 4K w połączeniu z dobrą jakością obrazu w tym trybie dobrze świadczy o jego konstruktorach.
Wyniki w HD mogłyby być ciut lepsze, ale nadal są to akceptowalne wartości, szczególnie biorąc pod uwagę, że HD z tego aparatu jest dobrej jakości. Wyniki potwierdzają też identyczny sposób odczytu matrycy w 25 i 50 kl./sek (są w granicach błędów pomiarowych identyczne). Ponownie pozostaje mi pochwalić firmę za znalezienie bardzo rozsądnie wyważonego kompromisu między jakością obrazu, a szybkością odczytu. Konstruktorzy Sony A6300 i A6500 mogliby się uczyć.
Profile obrazu i F-Log
Zacznę od tego, że naprawdę podobają mi się kolory, jakie generuje Fujifilm X-T2 na standardowych profilach obrazu. Te ostatnie, ponazywane “imionami” różnych negatywów, działają z grubsza tak jak profile typu “standard”, “neutral” czy “portret” w innych aparatach. Możemy je dodatkowo lekko korygować pod względem kontrastu, świateł, cieni czy nasycenia. Dla użytkowników “niewyczynowych” powinno to spokojnie wystarczyć.
Gorzej, gdy będziemy chcieli więcej. Mówiąc krótko, F-Log to moim zdaniem największa wpadka testowanego aparatu. Zacznijmy od tego, że żeby z niego skorzystać, trzeba sięgnąć po zewnętrzny rejestrator, bo Fujifilm X-T2 nie zapisuje logarytmicznego materiału wewnętrznie. To akurat jestem w stanie zrozumieć – większość 8-bitowych kodeków 4:2:0 średnio sobie radzi z logarytmicznymi profilami obrazu i wyprowadzenie zapisu na rejestrator wydaje się w tym kontekście bezpiecznym rozwiązaniem, gwarantującym rozsądną jakość obrazu.
Niestety, właśnie ta jakość (a raczej jej brak) jest problemem. Mimo zapisu na zewnętrzny rejestrator (Atomos Shogun Flame pracujący w ProResie HQ w 4K) jakość obrazu w trybie logarytmicznym jest odczuwalnie gorsza niż w “normalnych” profilach obrazu. Szumu jest zauważalnie więcej (i jest brzydki, wydaje się rozciągnięty w poziomie), pojawiają się realne problemy z aliasingiem (widać to szczególnie na drzewach na tle nieba), a do tego kolory wyglądają, jakby składową chrominancji obrazu ktoś rozmył – nie pokrywają się do końca z konturami. Przy cyfrowej transmisji sygnału wizyjnego coś takiego nie ma prawa mieć miejsca.
Fujifilm X-T2 - F-Log
Tego samego rejestratora oraz kabla użyłem kontrolnie z Sony A6300 i tam wszystko było ok, więc błędy tych składowych równania mogę wykluczyć. Wina musi zatem tkwić gdzieś w aparacie.
W realnych, życiowych sytuacjach można F-Loga próbować używać – cały film z testem autofokusa jest w nim nagrany i tam problemy aż tak bardzo nie rzucają się w oczy, choć są obecne. Niemniej w sytuacjach innych niż z dużą ilością światła, zalecałbym ostrożność.
Niestety, do niesamowicie konfigurowalnego S-Loga w aparatach Sony czy V-Loga w Panasoniku trochę brakuje.
Kodeki
Fujifilm X-T2 oferuje w miarę standardową mutację MPEG-4/AVC z próbkowaniem koloru 4:2:0 i 8-bitową głębią. Teoretycznie zarówno w 4K jak i HD przepływność to 100 Mbit/sek. W praktyce klipy w HD w 25 kl./sek, które nagrałem, były bliżej ok. 80 Mbit/sek. Nie odczułem jednak żadnego spadku jakości, który mógłby się z tym wiązać. Do kompletu przydałby się na pokładzie jakiś bardziej skompresowany tryb HD do mniej wymagających (za to długich) nagrań.
W większości standardowych zadań kodek wewnętrzny jest absolutnie wystarczający i dobrze wywiązuje się ze swoich obowiązków. Choć oczywiście chciałbym, żeby na pokładzie znalazło się 4:2:2 i 10 bitów oraz wewnętrzny zapis filmów z profilem logarytmicznym.
Podsumowanie
Fujifilm X-T2 jest poniekąd tym, czym nie do końca udało się zostać Nikonowi D500 i Canonowi 5D mark IV – bardzo dobrym aparatem fotograficznym z porządnie zaimplementowanym trybem filmowym, szczególnie tym w 4K. O ile możliwości fotograficznych Canona i Nikona nie śmiałbym negować, o tyle ich “filmowość” mogłaby być lepsza.
W X-T2, póki nie bierzemy się za zaawansowane filmowanie w F-logu, dostajemy wszystko, czego potrzebujemy – ładne kolory, świetną ergonomię (która mimo podporządkowania fotografii sprawdza się w filmie), rozsądny kodek, ruchomy ekran i dobry wizjer elektroniczny oraz system bardzo dobrych (choć niestety drogich) obiektywów. Bez kilku drobnych wpadek (bateria, kolorowy “syf” na iso 12800, brak dotykowego ekranu) się nie obeszło, ale ogólnie oceniam ten model bardzo dobrze. “Skok” na bardziej wyczynowe filmowanie co prawda trochę się nie udał, ale debiutantowi jestem to w stanie wybaczyć.
Na moją pozytywną ocenę wpływa też rozsądne umiejscowienie tego aparatu na rynku. W segmencie, w jakim funkcjonuje Fujifilm X-T2, przyjdzie mu konkurować głównie z Panasonikiem GH5, Sony A6500 i Olympusem OM-D EM-1 mark II. Przy czym podział jest dosyć prosty. Użytkownicy, dla których najważniejszy jest film, kupią GH5. Ci, którzy filmują i robią zdjęcia, ale filmowanie jest dla nich ważniejsze, wezmą A6500. Natomiast ci, którzy filmują i robią zdjęcia, ale ważniejsza dla nich jest fotografia, mają do wyboru właśnie X-T2 oraz Olympusa. Tego ostatniego niestety jeszcze nie testowałem, więc trudno mi wskazać zwycięzcę. Wiem tylko, że będzie to zacięta walka.
Podsumowując – Fujifilm X-T2 znalazł swoje miejsce na rynku i bardzo dobrze wywiązuje się z tego, czego w tym kontekście można by od niego oczekiwać. Niby nie brzmi to jak nic wielkiego, ale wiele modeli różnych producentów miało z tym nadspodziewanie duże problemy.