Jade Doskow odwiedziła "Zaginione Utopie" w swoim najnowszym projekcie fotograficznym
"Lost Utopias" ("Zaginione Utopie") to cykl artystycznych zdjęć, prezentujących ogromne obiektyw architektoniczne, które jednoznacznie kojarzą się z okresem świetności popularnych w XX wieku ideologii. Czas myśli filozoficznej przeminął bezpowrotnie, lecz budynki zostały.
Jade Doskow: W 2004 roku odwiedziłam hiszpańską Sewillę z moja rodziną. Podczas objazdowej wycieczki natknęliśmy się na opuszczoną halę targowo-wystawienniczą z 1992 roku. Na miejscu były puste maszty flagowe, fontanna pełna puszek po piwie i kilka postmodernistycznych baraków – niektóre były w użyciu, inne stały puste. Zaciekawiło mnie to i od razu po powrocie do Nowego Jorku zaczęłam studiować historię światowych targów.
Przyświecały mi dwie idee: pierwsza to zderzenie kultur, druga to "czyściec architektury". Wiele z monumentalnych budynków w projekcie było niegdyś atrakcjami turystycznymi. Niektóre zostały ponownie otwarte i odnowione w dziwny sposób. Inne natomiast po prostu nie pasują do całości otoczenia i są zbyt złożone, często bardzo nieprzewidywalnie. Patrzenie na architekturę, jako na coś nieśmiertelnego, jako świadectwo człowieka, jest niemożliwe, gdyż ta ciągle ulega zmianie, co chciałam pokazać na zdjęciach.
Najbardziej podoba mi się architektura przestrzenna, monumentalna i taka, która ciągle ulega zmianom. Na przykład Philip Johnson's New York State Pavilion w nowojorskim Queens, jest budynkiem, który fotografuję od lat. Ewoluująca architektura jest zawsze fascynująca!
Satysfakcjonuje mnie również codzienna amerykańska architektura, jak domy mieszkalne Nowego Jorku – to zupełne przeciwieństwo "Zaginionych Utopii", zrobione z drewna i codziennych materiałów. To dobre rzemiosło.
Moi rodzice zaszczepili we mnie umiłowanie dla sztuki i podczas całego dzieciństwa rysowałam godzinami – przeważnie na podstawie obrazków z moich książeczek. Z czasem zakochałam się w fotografii i w późnych latach 90. trafiłam do szkoły w Nowym Jorku. W czasie wolnym od zajęć pracowałam jako kurier rowerowy i miałam paskudny wypadek.
Z czasem poszłam na kursy fotograficzne i zaczęłam robić cykl autoportretów oraz wnętrza, co zaowocowało nagrodą w jednym z konkursów, w ten sposób zdałam sobie sprawę, że fotografia może być dla mnie znacząca, jako nowe medium. Dzięki robieniu odbitek weszłam w świat fotografii wielkoformatowej – byłam zachwycona szczegółami oraz naświetlaniem w tego typu fotografii. Niesamowicie podobała mi się wielkoformatowa fotografia architektury, wykonywana przez mistrzów w swojej dziedzinie.
Pracuję tylko i wyłącznie wielkoformatowymi aparatami Arca Swiss i kilkoma obiektywami. Przeważnie podróżuję ze sprzętem, ważącym około 30 kg. Takie podejście wymusza na mnie bezpośredni związek z fotografią oraz architekturą, która jest dookoła szkła. Odwrócony obraz na matówce jest niepowtarzalny i traktuję go jako kompletnie inną przestrzeń fotografii.
Czasem myślę, czy XIX-wiecznym pionierom fotografii przypadłyby do gustu moje zdjęcia i sposób, w jaki pracuję.