Jak radzić sobie z krytycyzmem w sieci?

Jak radzić sobie z przyjmowaniem krytyki; czym jest konstruktywna krytyka, a czym zwykły hejt? Ani od jednego, ani od drugiego w sieci nie uciekniemy. Dlatego warto wiedzieć, jak do tych zjawisk podchodzić.

Jak radzić sobie z krytycyzmem w sieci?
Marcin Watemborski

26.01.2020 | aktual.: 26.07.2022 15:01

Media społecznościowe sprawiają, że internet zalewają dziennie miliony zdjęć. Sam jestem w kilkunastu grupach fotograficznych – spokojnie mogę powiedzieć, że wpada tam kilka tysięcy obrazów dziennie. Gdy dołączamy do jakiejś społeczności i decydujemy się na publikację naszych kadrów, wystawiamy je otwarcie na krytykę – konstruktywną bądź nie.

Jak radzić sobie z krytycyzmem i hejtem w internecie?

Jeśli zdecydujemy się na walkę z hejterem, może to przybrać dziwny obrót i uwolnić w rozmówcy niepohamowane pokłady arogancji, chamstwa i nienawiści. Możemy się przy okazji dowiedzieć, ”na co spadliśmy przy urodzeniu”, "z czym zamieniliśmy się głowami", ”czego to on nie robił z naszą matką” albo coś o ”niepolskich korzeniach”. Z tym ostatnim spotkałem się, publikując jeden artykuł – byłem pod szczerym wrażeniem dedukcji tej osoby, zwłaszcza że dostałem zapytanie na prywatny adres mailowy.

Dobra, skoro odpowiadamy ciosem za cios, to nie możemy zrobić tego na poważnie. Hejter lub troll (osoba podżegająca do bezsensownej dyskusji celem własnej uciechy) zobaczy, że przejęliśmy się jego komentarzem, więc karmimy jego ego. Jeśli odbijamy piłeczkę, róbmy to dokładnie w stylu rozmówcy, prześmiewczo, ale zachowując klasę.

Ignorowanie hejtera to danie mu się wygadać, nieodpowiadanie na jego zaczepki i tyle. W ten sposób jego ego nie zostanie dowartościowane, ale może się pieklić i dalej podżegać nas do beznadziejnej dyskusji, w której nie mamy ochoty brać udziału. Nic nie wkurza atencjusza bardziej, niż brak poświęcania mu uwagi. Często takie osoby zaczynają iść jeszcze głębiej w swoje wywody, a końca nie widać.

W przypadku, gdy komentujący dalej wypisuje i nie daje nam spokoju, możemy uciec się do zablokowania go. W ten sposób nie musimy się już niczym przyjmować, ale warto pamiętać o tym, że niezadowolony ”władca internetów” może nie odpuścić i przy każdej możliwej okazji zacznie nam to wypominać – oczywiście poza naszą wiedzą i wtedy możemy dostać absurdalne zapytanie: ”O co chodzi z XXX, że jedzie po tobie na Facebooku?”. Uwierzcie mi – zdziwienie po usłyszeniu takiego pytania na długo zapada w pamięć.

Najlepsze wyjście, to siedzieć czasem cicho

Od małego mama powtarzała mi, że za dużo gadam. Miała rację. Ba, ma ją dalej – po prostu czasem nie potrafię milczeć i powiem parę słów za dużo. Uczę się od jakiegoś czasu techniki opanowania swoich emocji, co przechodzi na media społecznościowe.

Zasada, którą staram się wyznawać (ale nie zawsze wychodzi) brzmi: ”Jeśli nie masz nic miłego do powiedzenia, nie mów nic”. Oczywiście nie oznacza to, że w przypadku, gdy ktoś będzie mnie obrażał, będę siedział cicho. Chodzi raczej o sposób funkcjonowania społeczności internetowych – ludzie bardzo szybko podłapują zachowania innych i podążają za nimi, zupełnie jak stado owiec, w którym dochodzi do zapętlenia, bo każda owca widzi tylko ogonek tej przed nią i za nim idzie. Swoją drogą – nie zmyśliłem tego, patrzcie poniżej.

Herd Of Sheep Run Around Car

Wracając do wypowiadania swojego zdania – jeśli nie mam ochoty się wypowiedzieć na jakiś temat, a ktoś mnie ”przywoła do odpowiedzi” w mediach społecznościowych, stosuję różne zachowania. Jeśli temat nie jest kontrowersyjny i chodzi o wyrażenie ogólnej opinii, która nie uderza bezpośrednio w twórcę – mogę coś napisać.

Jeśli dochodzi do tego, że ktoś chce, bym zagrał głos w rozstrzygnięciu jakiegoś sporu – raczej tego unikam. Nie czuję się na tyle biegły w wielu kwestiach, by móc oceniać innych twórców. Nie wiem, dlaczego zrobili dane dzieło, co nimi kierowało, ani co chcieli przekazać. Nie wstydzę się też przyznać otwarcie, że czegoś nie wiem – nie jestem alfą i omegą. Nie ma nic złego w niewiedzy.

Co więcej – jeśli poniosą mnie emocje, bo wstałem lewą nogą, albo przyćmiło mi umysł i napisałem kilka słów za dużo – zdarza mi się usunąć swój komentarz lub go edytować i napisać do autora posta z przeprosinami w wiadomości prywatnej. Nikt z nas nie może pozwalać sobie na brak kontroli i nic nie usprawiedliwia naszych złych zachowań.

Pierwsza i podstawowa zasada funkcjonowania w społeczności internetowej – bez względu na to, czy artystycznej – powinna brzmieć: ”Granica wolności słowa kończy się tam, gdzie zaczyna się cierpienie”. Jeśli mamy pisać tylko po to, by zrobić komuś przykrość, lepiej odejść od komputera i wyprowadzić swoje myśli na spacer.

Źródło artykułu:WP Fotoblogia
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)