Studenci, Wólczanka i łódź podwodna, czyli jak realizowałem ostatni projekt

Niedawno miałem okazję nawiązać współpracę z firmą Wólczanka, która wspiera działania studentów Koła Naukowego Politechniki Wrocławskiej ”Robocik”. Praca z takim klientem wymaga organizacji i odpowiedniego podejścia. Było to dla mnie wyzwanie, o którym chcę wam powiedzieć.

Studenci, Wólczanka i łódź podwodna, czyli jak realizowałem ostatni projekt
Źródło zdjęć: © © Marcin Watemborski / [watemborski.com](http://watemborski.com/)
Marcin Watemborski

21.02.2020 | aktual.: 24.02.2020 12:56

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Ciekawy projekt i kontakt z polecenia

Gdy odebrałem kontakt od Oli, specjalistki ds. marketingu, zajmującej się wsparciem studentów Politechniki Wrocławskiej z ramienia Wólczanki, byłem zaskoczony. W pierwszej chwili nie wiedziałem, o co chodzi, a projekt okazał się interesujący.

Ola zadzwoniła do mnie z polecenia mojej koleżanki - blogerki Meri Wild, bo dowiedziała się, że działam we Wrocławiu, a estetyka moich zdjęć jej odpowiadała. Przedstawiła mi projekt, który od razu wydał mi się ekscytujący. Miałem zrobić zdjęcia członkom Koła Naukowego Politechniki Wrocławskiej ”Robocik”, którzy stworzyli autonomiczną łódź podwodną i polecą z nią do San Diego w Stanach Zjednoczonych na konkurs. Jako, że uwielbiam temat nowych technologii i podziwiam działania młodych naukowców, zgodziłem się od razu.

Obraz
© © Michał Gałczyński / [**mgstud.io**](http://mgstud.io/)

Wiedziałem, że te zdjęcia będą dla mnie nie tylko zleceniem, ale również możliwością do poznania ciekawych ludzi. Przy okazji moja dziennikarska iskierka rozpaliła ogień zainteresowania i od razu umówiłem się na wywiad z Miłoszem Lisowskim – prezesem ”Robocika”, który możecie przeczytać na Wirtualnej Polsce.

Duży klient to duże wyzwanie

W trakcie ustalania szczegółów sesji, dowiedziałem się, że chodzi o kilkanaście kadrów wizerunkowych, które nie będą lookbookiem. Będą prezentowane głównie w mediach społecznościowych, a w umowie był jasno określony zakres wykorzystania gotowych zdjęć. W toku naszych ustaleń doszliśmy do tego, że ja będę odpowiedzialny jedynie za fotografowanie według ustalonej z przedstawicielami firmy estetyki, a retuszem zajmie się inna osoba.

Obraz
© © Marcin Watemborski / [watemborski.com](http://watemborski.com/)

Z punktu widzenia fotografa – taki deal to bajka, bo po zrobieniu sesji i selekcji zdjęć, wystarczy odesłać surowe pliki i po sprawie. Oczywiście międzyczasie dogadałem kwestię wykorzystania wybranych przeze mnie zdjęć we wspomnianym wcześniej wywiadzie. Obeszło się bez żadnych problemów, a klient był jawnie podekscytowany publikacją, co ja. Układ idealny!

Przed zdjęciami otrzymałem mailowo krótki brief z przedstawieniem zarysu sesji lifestylowej z elementami zdjęć biznesowych, więc wiedziałem na co się przygotować. Wólczanka to duża firma, więc tym bardziej chciałem przyłożyć się do realizowanego tematu. Zawsze daję z siebie 100 procent, by moi klienci byli zadowoleni z efektów i być może w przyszłości wrócili z kolejnymi zleceniami. W ten sposób każdy fotograf wystawia wizytówkę o samym sobie.

Obraz
© © Michał Gałczyński / [**mgstud.io**](http://mgstud.io/)

Przygotowania i rozczarowania

Przygotowując się do dużej sesji (miałem fotografować łącznie około 15 osób), naładowałem baterie do lamp błyskowych, sprawdziłem modyfikatory, statywy i blendę. Karty pamięci były puste, akumulatory do aparatu naładowane. Miałem ze sobą na wszelki wypadek ładowarki do korpusu oraz lamp błyskowych, jak również zapasowe baterie do wyzwalaczy bezprzewodowych.

Sprzęt studyjny:

Gdy Monika (wizażystka) przygotowywała modeli, a ja poszedłem z przedstawicielkami klienta, asystentem Michałem oraz prezesem koła naukowego zobaczyć wyznaczone miejsca sesji. Przed zdjęciami dostałem od Oli mapkę kampusu Politechniki Wrocławskiej z zaznaczonymi budynkami, gdzie będziemy mogli robić zdjęcia.

Podczas spaceru okazało się, że jedno z miejsc nie wygląda atrakcyjnie, a w innym nie będziemy mogli fotografować (brakowało zgody). Jedno z pomieszczeń miało dziwną żółtą kolorystykę i wymagało niemalże kompletnego wyciemnienia go na zdjęciach – widoczni mieli być tylko modele. Na dodatek dookoła było pełno szkła, ale ściągnie tablic, które wisiały na ścianach od lat okazało się kiepskim pomysłem. Staraliśmy się jednak zrobić jak najwięcej przed zdjęciami, by retuszer miał mniej pracy. Na szczęście szybka burza kreatywnych mózgów pozwoliła znaleźć rozwiązanie.

Obraz
© © Michał Gałczyński / [**mgstud.io**](http://mgstud.io/)

Brief i mood board są pomocne, ale nie zawsze

Bohaterowie naszych zdjęć byli gotowi – makijaż oraz stylizacje wyglądały świetnie. Okazało się, że wszystkie zdjęcia będziemy realizowali w zamkniętych przestrzeniach, ale byłem przygotowany na fotografowanie w plenerze – przezorny zawsze ubezpieczony. Brief zawierający zdjęcia przykładowe był bogaty w jasne zdjęcia z nowoczesnym sprzętem, którego jednak nie zastaliśmy na terenie Politechniki – mieliśmy do dyspozycji salę do prowadzenia zajęć laboratoryjnych z pomarańczowymi stołami, warsztat z różnymi maszynami oraz foyer biblioteki PWr. Przyznam szczerze, że zrobienie w przestrzeniach, które nie są sterylnym studiem jest po prostu trudne. Na każdym kroku były elementy, które w jakiś sposób mogły rozpraszać uwagę.

Obraz
© © Marcin Watemborski / [watemborski.com](http://watemborski.com/)

Po wykonaniu kilku pierwszych zdjęć w sali pełnej szklanych tablic, wiekowego sprzętu i pomarańczowych stołów, stwierdziliśmy wspólnie, że trzeba kompletnie zmienić estetykę, przedstawioną w briefie. Modele mieli być dobrze oświetleni, a tło wygaszone – tak, by ledwo było je widać. Ze względu na spójność całej sesji, wszystkie zdjęcia musiały być utrzymane w podobnym tonie.

Oprócz miejsc, wyzwaniem była praca z ludźmi, którzy nie zajmują się modelingiem na co dzień. Jak to bywa przy takich zdjęciach – niektórzy byli po prostu zestresowani i nie ma w tym nic dziwnego. Bycie fotografowanym to nie jest naturalna sprawa dla wszystkim (włączając w tym mnie). Rozmawiając z każdym z członków ”Robocika” udało mi się nawiązać więź i po chwili żartowaliśmy sobie ze wszystkiego. Sesja zmieniła się w lekki teatrzyk – było wesoło, a studenci jeszcze bardziej angażowali się w realizację projektu.

Obraz
© © Michał Gałczyński / [**mgstud.io**](http://mgstud.io/)

Czego nauczyła mnie ta sesja?

Sesja dla Wólczanki była dla mnie bardzo budującym doświadczeniem. Byłem podekscytowany tematem naszej wspólnej pracy i pełny podziwu dla naszych bohaterów. Ci młodzi ludzie mogą z powodzeniem zmienić przyszłość polskiej i światowej nauki ze swoimi pomysłami i umiejętnościami.

Przede wszystkim muszę zwrócić uwagę na to, że to doświadczenie sprawiło, że musiałem zacząć myśleć inaczej. Od samego początku wiedziałem, że muszę być przygotowany na zdjęcia plenerowe oraz we wnętrzach – sporządzenie listy sprzętu było bardzo pomocne. Druga nauka płynąca z tej sesji to bycie przygotowanym na nagłe zmiany planu i wystąpienie przeciwieństw losu – mam na myśli tutaj problemy związane z miejscem fotografowania, ale bardzo się cieszę, że miałem duże wsparcie w Oli i Kasi z Wólczanki (oraz Monice – wizażystce). Wspólnymi siłami udało nam się wymyślić rozwiązanie.

Obraz
© © Marcin Watemborski / [watemborski.com](http://watemborski.com/)

Trzecia i chyba najważniejsza sprawa to kwestia współpracy z bohaterami, którzy nie są profesjonalnymi modelami. Starałem się być wyrozumiały i rozmawiać z członkami koła naukowego na różne codzienne tematy – przecież każdy z nas jest człowiekiem. Każdy ma prawo być zestresowany, a moim zadaniem podczas robienia zdjęć było niejako rozładowanie sytuacji i sprawienie, by osoby przed obiektywem mogły poczuć się swobodnie.

Wiem, że w przyszłości realizacja podobnych sesji będzie dla mnie dużo łatwiejsza, chociaż przede mną jeszcze długa droga nauki współpracy z różnymi klientami. Zadanie uważam za wykonane, klient jest zadowolony z efektów, więc ja tym bardziej.

Komentarze (0)