3 utwory bez lampy, czyli jak zabrać się za fotografię koncertową
Majówki przeważnie otwierają sezon koncertowy, który trwa późnej jesieni. W tym czasie odbywa się wiele festiwali muzycznych, na których można złapać kilka niezłych ujęć. Zastanawiacie się jak zacząć? Nic prostszego!
08.05.2016 | aktual.: 08.05.2016 10:23
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Fotografia koncertowa to nie tylko zjawiskowe zdjęcia znanych osób, ale również możliwość do obejrzenia wielu koncertów i poznania interesujących ludzi ze środowisk artystycznych – nie tylko muzyków, ale i wielu fotografów. Dzięki temu wasz warsztat na pewno wzrośnie dzięki wymianie doświadczeń.
Koncerty są organizowane w naszym kraju przez okrągły rok, jednak najwięcej z nich odbywa się w miesiącach od maja do października. Po długim weekendzie majowym zaczyna się przeważnie robić ciepło i w wielu miejscowościach są organizowane imprezy plenerowe, w tym festiwale muzyczna jak: Open'er, Orange Warsaw Festival, Woodstock, Castle Party, czy inne. Jest to świetna okazja do zgromadzenia pokaźnego portfolio koncertowo-reporterskiego.
Nie zapominajcie również o tym, że uprawianie fotografii koncertowej to nie tylko muzyka, ale cała otoczka. Wśród ludzi na koncertach można znaleźć prawdziwe perełki, jeśli chodzi o nietypowe stroje i zachowania, co może skutkować stworzeniem genialnego eseju fotograficznego.
Jak zacząć?
Początki większości fotografów koncertowych są takie same. Każdy z nas ma zajawkę na koncerty, chce się wbić jak najbliżej artysty, którego lubi, obejrzeć show, posłuchać muzyki i na końcu – zrobić zdjęcia.
Oczywiście podejście pod tytułem „chcę wejść na koncert za darmo i cyknąć parę fot na odczep” można nazwać niepoważnym i interesownym, ale w przypadku pasjonatów – tak po prostu jest. Założę się, że nikt nie zaprzeczy. Nie ukrywam, że ja też dzięki akredytacji fotograficznej zaliczyłem kilka koncertów gwiazd światowego kalibru jak: Linkin Park, Natalia Oreiro, Black Label Society, Moonspell, czy kilkukrotnie Dope D.O.D.
Na wstępie – nie traktujcie zdjęć koncertowych jako okazji do szybkiego zarobku, bo powiem wprost – nie ma w tym specjalnej kasy. Zdjęcia koncertowe są potrzebne portalom lokalnym i tematycznym do ogarnięcia odsłonówki oraz spełnienia warunków patronackich. Wiem, co mówię, bo zajmowałem się przez kilka lat nie tylko fotografowaniem koncertów, ale i organizowaniem patronatów medialnych.
Jeśli chcecie zacząć robić zdjęcia na koncertach – najprostszym sposobem jest pójście na kilka z nich, zapłacenie za wejście i robienie zdjęć z publiczności, o ile to nie jest zakazane. W ten sposób zgromadzicie niewielkie portfolio, które możecie później pokazać w redakcji jakiegoś portalu, czy magazynu.
Drugim krokiem jest znalezienie interesującego nas portalu tematycznego, albo lokalnego, który zapewni nam wjazd na koncerty. Jak wspominałem – nie nastawiajcie się na kasę, bo z tego jej specjalnie nie ma. W najlepszym wypadku dostaniecie czasową legitymację prasową (która de facto może często pomóc) oraz akredytację foto (+1 osoba, o ile będzie taka opcja).
Nie zapominajcie jednak, że będzie to traktowane jako wasza praca, więc musicie być odpowiedzialni i wywiązać się z powierzonego zadania jak najlepiej – wystawiacie tym świadectwo o sobie samych.
Kilka rad i zasad panujących na koncertach
Jeśli już udało wam się dotrzeć na koncert, macie ze sobą torbę pełną sprzętu – musicie uważać. W niektórych miejscach obowiązują pewne zasady, których należy się trzymać, bo inaczej zostaniecie wyproszeni i z całej zabawy nici.
Przede wszystkim – pamiętajcie, że idąc na koncert do filharmonii nie wypada zakładać dresu. Dobór stroju jest bardzo ważny, ponieważ czasem, mimo akredytacji, możecie nie zostać wpuszczeni na wydarzenie. Nikt też nie każe wam zakładać garnituru, ale koszula, czarne jeansy, półbuty i jakaś marynarka powinny zdać egzamin.
Warto jest również przed pójściem na sam koncert zorientować się jak wygląda miejsce, w którym przyjdzie nam pracować i jaki sprzęt należy zabrać. Jeśli jest tam ciemno – na pewno przyda się aparat z wysokim ISO, jasne szkła a nawet lampa błyskowa. Co do tej ostatniej – zanim błyśniecie pierwszy raz, dowiedzcie się czy można to w ogóle robić.
Na wielu koncertach panuje zasada „3 songs, no flash”, która odnosi się do sposobu fotografowania. Po wpuszczeniu fotografów do fosy, czyli specjalnie wyznaczonego dla nich miejsca, warto zająć sobie dogodne miejsca, zostawić plecak lub torbę w dogodnym, bezpiecznym, niezagrażającym nikomu miejscu i czekać. Prawdopodobnie będziecie mieli okazję robić zdjęcia tylko przez czas trwania 3 numerów, czyli ok. 10-15 minut. Jest to związane z prezencją muzyków, którzy niekoniecznie chcą być przedstawiani zlani zimnym potem. Co do drugiej części, czyli używania flasha – chodzi po prostu o to, żeby nie oślepić muzyka i nie rozbijać świateł tworzących cały nastrój. Ta sama zasada dotyczy światła ciągłego, więc panele LED nie przejdą.
Jedną z najważniejszych kwestii, której nauczyłem się w bardzo bolesny sposób, jest ochrona słuchu. Będąc pod sceną macie obok siebie piekielnie silne głośniki – wasze uszy tego nie zniosą, więc zadbajcie o stopery. Jednorazowe kupicie za ok. 2-3 złote w najbliższej aptece. Jeśli jednak zapomnieliście o tym – polecam słuchawki dokanałowe.
Co ze sprzętem?
I tutaj pojawia się odwieczna walka i prześciganie się na megapiksele, jasne szkła, zoomy, stałki i tak dalej... Kiedy zaczynałem z fotografią koncertową miałem Canona EOS 1000D z obiektywem EF 17-55 mm f/2.8 USM IS. Szkło było super, korpus niekoniecznie – szumił już na ISO 800, a maksymalna wynosiło 1600. Starałem się jednak robić zdjęcia tym, co miałem na podorędziu i jakoś to nawet wychodziło. Ważniejsza niż jakość zdjęć była chwila. Złapanie tego decydującego momentu.
Z czasem przesiadłem się na Canona EOS 5d Mark II, a później na Mark III. Zooma zastąpiłem jasnymi stałkami w przedziale 28 – 135 mm. Wcale nie jest tak, że obiektywami stałoogniskowymi fotografuje się trudniej – po prostu trzeba nauczyć się innej kultury pracy. Jestem z osób, które wybierają w jakość, zamiast wygody pracy. Właściwie jedynym problemem, z którym się zmagałem, była wiecznie zabrudzona komora lustra, ale z tym radziłem sobie nosząc zawsze gruszkę do przedmuchiwania.
Z góry mówię – nastawcie się na fotografowanie w trybie manualnym. Warunki oświetleniowe na koncertach potrafią się zmieniać diametralnie od jasnych białych świateł po skrajne wartości RGB, czego współczesne matryce nie lubią. Jest to również powód, dla którego najlepiej będzie robić zdjęcia w RAWach, które później bez problemu powyciągacie na krzywych w Lightroomie albo Photoshopie.
Retusz?
Tak, każdy z nas chce mieć ładne obrazki, ale w przypadku fotografii koncertowej, jak każdej relacji, nie należy przeginać. Przede wszystkim powinniśmy zwrócić uwagę na to, czy materiał ma pójść w czarnobieli, czy kolorze i trzymać się obranego środka, by zachować spójność. Nie ma nic bardziej irytującego niż oglądanie zdjęć kolorowych wymieszanych z BW.
Wielu fotografów koncertowych uwielbia suwak Clarity w Lightroomie. Trzeba przyznać, że fajnie wyciąga detale, ale również sprzyja zwiększeniu widocznego szumu i pogłębia cienie – więc z tym ostrożnie. Odszumianie też nie powinno być zbyt intensywne, bo zrobi się nam papka na zdjęciach.
Jeśli chodzi o korekcję kolorów – traktuję to bardzo indywidualnie i dobieram kolory do każdego zdjęcia osobno. Czasem wręcz je zmieniam przy pomocy suwaków, by osiągnąć jak najbardziej atrakcyjny wizualnie efekt. Zawsze jednak zaczynam pracę od wyrównania ekspozycji tak, bym miał pełny histogram, a później docinam go na każdym kanale. Dzięki temu kolory są zbliżone do zastanych i większość możemy regulować balansem bieli.
Zapewne zaskoczę was moim podejściem do kadrowania w przypadku koncertów, ale tutaj osobiście je dopuszczam. Czasem możemy mieć tragiczne miejsce w fosie i nasze kadry będą na jedno kopyto – warto je więc trochę urozmaicić. Niektórzy fotografowie silnie krzywią kadry nadając im tym dodatkowej dynamiki – nie ma w tym nic złego, ale ja jednak wolę proste linie.
Co dalej z tymi zdjęciami?
No tak, skoro już byliśmy na koncercie, mamy gotowe foty to pewnie trzeba je wysłać do redakcji. Wiele redakcji pracuje z serwerami FTP, na które wrzucamy zdjęcia. Niektóre z nich wymagają opisania ich według standardu IPTC, ale to już temat na osobny artykuł.
Jeśli koncert i robienie zdjęć sprawiły wam radość, bawcie się tym dalej - to cały sens fotografii. Nie myście o pieniądzach z tego typu zdjęć, tylko traktujcie to jako rozrywkę. Kiedy zacznie to przysparzać wam frustracji warto zrobić sobie kilka miesięcy przerwy, żeby nie popaść w rutynę, która odbierze całą radość.