Jakimi aparatami fotografowało się na początku XXI wieku? [część I]
Dziś 12 megapikseli to minimum w lustrzankach. Kiedyś w zupełności wystarczyło 6 megapikseli, a zdjęcia wcale nie były gorsze. Co zatem noszono w torbach na początku XXI wieku?
Bardzo miło wspominam tamte czasy. Wtedy zaczynałem swoją przygodę z fotografią, stąd taki sentyment. Dzisiejsze najtańsze lustrzanki cyfrowe mają minimum 12 megapikseli, kompakty podobnie. Na początku wieku standardem były 2 lub 4 megapiksele dla kompaktu i 6 dla lustrzanki cyfrowej. Szczerze mówiąc, trochę się denerwuję, widząc na forach posty typu "mam tanią lustrzankę z podstawowym obiektywem", gdyż większość dzisiejszych, tanich lustrzanek ma lepsze parametry niż te wymienione w dzisiejszym zestawieniu.
Wydaje mi się, że przełomowym momentem był rok 2003, kiedy to pojawiła się pierwsza, tania lustrzanka cyfrowa - Canon 300D. Nikon bardzo szybko odpowiedział na konsumenckie rozwiązanie Canona i w styczniu 2004 roku wypuścił Nikona D70. W dzisiejszym zestawieniu przedstawię kilka lustrzanek z tamtego okresu, które szczególnie zapadły mi w pamięć.
Canon 300D
Niestety nigdy go nie miałem. Obiekt westchnień, nieraz chodziłem do elektromarketów popatrzeć i powzdychać. Do dziś pamiętam wakacje 2004 roku, Francja, Montpelier, Media Markt i cena 1199 euro. Zdjęcia z 300D zalewały gelerie internetowe, wszyscy rozwodzili się nad rewelacyjną jakością obrazka. Dziś parametry tego aparatu nie zrobią na nikim wrażenia - 6 megapikseli, ISO max 1600, ale wydaje mi się, że kiedyś ludzie mniej narzekali na mankamenty puszek. Również w 2003 roku został wypuszczony na rynek Canon 10D, który zapoczątkował linię dwucyfrowych Canonów z literką "D" po liczbie. Cena? Ok. 12 000 zł na początku produkcji (sic!).
Nikon D100
Idziemy o oczko wyżej. Nikon D100 to jak najbardziej profesjonalny aparat z parametrami, które dziś nie zrobią na nikim wrażenia. 6 megapikseli, 3 kl./s, ISO 1600, ale jakże świetne zdjęcia z niego wychodziły! Nikon dość wolno posuwa się z trzycyfrową serią. Od czasów D100 mamy do czynienia dopiero z jego trzecim następcą, D300s, podczas gdy Canon zdążył wypuścić już 5 aparatów od czasów 10D. Ostatnio znalazłem w Internecie starą gazetkę Profilabu, gdzie w promocji to cudo kosztowało 10 999 zł! Weźcie pod uwagę, że średnie wynagrodzenie w 2003 roku wynosiło ok. 2200 zł...
Kodak DSC 14 n/c
Tak, dobrze widzicie. Dziś Kodak jest zmarginalizowany na rynku aparatów cyfrowych. Owszem, ma kilka kompaktów, ale na pewno nie można powiedzieć, że ma mocną pozycję rynkową. Zdecydowanie inaczej było w 2003 roku, kiedy to właśnie Kodak wypuścił pełnoklatkową lustrzankę z matrycą CMOS o rozdzielczości 14 megapikseli. Aparat podobnie jak lustrzanki Fuji wyposażony był w bagnet Nikona. W 2004 roku wprowadzono na rynek również ten sam aparat z bagnetem Canona. Kodak DCS 14n był typowym aparatem studyjnym, ponieważ jego szybkostrzelność wynosiła zaledwie 1,8 kl./s. Co ciekawe, jedynym konkurentem był Canon 1Ds, ale on oferował 11 megapikseli. Wyobrażacie sobie dziś aparat oferowany z dwoma mocowaniami? I to na dodatek największych konkurentów. Cena? Jak przystało na najwyższej klasy lustrzankę małoobrazkową - około 28 000 zł.
Fuji Finepix S2 Pro
W 2007 roku Fuji wypuścił ostatnią cyfrową lustrzankę, model S5 pro. Kiedyś ten producent znacznie lepiej radził sobie na rynku aparatów z wymienną optyką. S2 Pro to Nikon F80 z cyfrowym wnętrzem i innym napisem. Lustrzanka wyposażona była w ówczesny standard, czyli 6 megapikseli. Konstruktorzy bardzo przyłożyli się do konstruowania matrycy, bo dzięki zastosowaniu 8-kątnej fotodiody, zwiększa się powierzchnia aktywna sensora, pozwalając na wydajną interpolację. Aparaty Fuji od zawsze słynęły z niedużej szybkości działania, ale przede wszystkim ze świetnych matryc, które doskonale radziły sobie z dynamicznymi tonalnie scenami. Cena to około 9000 zł.
Sigma SD9
Sigma znana jest głównie z produkcji obiektywów. Zazwyczaj są sporo tańsze od odpowiedników Canona, Nikona czy Sony. Jednak aparaty produkowane przez Sigmę są bardzo drogie, a ich parametry sporo gorsze niż konkrencji. Nie wiem do końca, czym jest to spowodowane, ale cóż, jest jak jest. Sigma to przede wszystkim całkiem inna matryca. Foveon X3 to 3 warstwy, gdzie każdy piksel rejestruje pełną informację o kolorze. W Internecie aż wrzało od dyskusji o wyższości Foveona nad CMOS-em czy klasycznym CCD i na odwrót. Moim zdaniem Foveon X3 to jednak kiepskie rozwiązanie. Ogromne szumy na ISO 400, paskudnie zażółcony obrazek i bardzo nienaturalnie niebieskie niebo. Owszem, zdjęcia były bardzo ostre, ale wymagały długiej postprodukcji. Co ciekawe, aparat nie miał możliwości zapisu plików JPG., generował jedynie RAW-y. Miałem go nawet przez dość krótki czas, ale szczerze mówiąc, nie polecam. Cena to około 9000 zł w momencie wprowadzenia na rynek.