Kupujemy używaną lustrzankę - przegląd systemów [Canon]

W ostatnich poradnikach doradzałem bardzo ogólnie w zakupie używanej lustrzanki. Od dziś będę się skupiał na poszczególnych systemach, a zaczynam od Canona. Którą lustrzankę tej marki warto kupić?

Canon EOS 60D © KB
Canon EOS 60D © KB
Jakub Kaźmierczyk

System Canona to jeden z najbardziej popularnych systemów na rynku. Dzięki temu na serwisach aukcyjnych czy ogłoszeniach aż roi się od używanych aparatów tej marki. Japoński producent prowadzi jednocześnie cztery linie aparatów: od cztero- do jednocyfrowych. Zasada jest prosta: im mniej cyfr w nazwie modelu, tym jest to bardziej zaawansowany sprzęt. Zaczynam od modelu 1000D, który trafił na rynek przed czterema laty. Tym krokiem Canon obniżył półkę tzw. Entry Level, odbierając status najprostszej lustrzanki modelowi 450D. Jeśli planujecie zakup aparatu zza oceanu, zapoznajcie się z oznaczeniami, ponieważ różnią się one od europejskich.

W tym zestawieniu przedstawię aparaty, które nie są najnowszymi ewolucjami swoich serii. Pominę również serię 1D, ponieważ osoby, które mogą być zainteresowane tym segmentem, na pewno dobrze wiedzą, co robią. To profesjonalne lustrzanki z najwyższej półki i osobom realnie zainteresowanych zakupem, nie trzeba ich przedstawiać.

Do aparatów z matrycami APS-C pasują obiektywy z oznaczeniem EF lub EF-S, do pełnoklatkowych nie próbujcie podpinać EF-S-ów, bo może się to zakończyć uszkodzeniem komory lustra. Obiektywy EF-S wchodzą głębiej, a co za tym idzie - nie pasują do pełnej klatki.

Kupując Canona, możecie mieć kłopot z użyciem obiektywów producentów zewnętrznych z uwagi na niezbyt dobrą współpracę systemu autofokusu, co często objawia się jako front lub backfocus. W takiej sytuacji warto kupić nowy obiektyw i wysłać go z korpusem do kalibracji.

Plastikowe początki

EOS 1000/1100D to całkowicie plastikowe korpusy, ale skupmy się na pierwszym z nich. Aparat wyposażono w 10-megapikselową matrycę w technologii CMOS, siedmiopunktowy autofokus i wyświetlacz o rozmiarze 3 cali. Oczywiście na próżno szukać w nim pryzmatu - do wyboru pozostaje dość kiepski wizjer oparty na technologii lusterkowej lub tryb live view.

Canon EOS 1000D
Canon EOS 1000D

Brakuje również punktowego pomiaru światła i możliwości użycia wężyków spustowych. Na aparat zwrócą uwagę osoby, które zaczynają swoją przygodę z fotografią. Z pewnością będzie to model na początek, ale jeśli ktoś oczekuje po aparacie czegoś więcej niż tylko podstawowych funkcji, warto, żeby zwrócił uwagę na bardziej zaawansowane korpusy.

Amator, ale z większymi możliwościami

Seria xxxD, czyli dawny Entry Level Canona. Ta linia aparatów bardzo wydoroślała, szczególnie od modelu 500D, pierwszym z linii po wypuszczeniu 1000D. Korpusy tych aparatów są plastikowe i nieduże, brak w nich pryzmatu pentagonalnego, a system autofokusu działa podobnie do tego w Canonie 5D Mark II - mało precyzyjnie i dość powoli.

Canon EOS 500D
Canon EOS 500D

W porównaniu z linią xxxxD seria trzycyfrowa jest znacznie bardziej zaawansowana w zakresie funkcji aparatu. Modele od 550D filmują w Full HD (500D również ma taką opcję, ale przy 20 kl./s, więc nie biorę jej pod uwagę), mają również znacznie więcej megapikseli. Już w 500D jest 15 Mpix, w kolejnych ewolucjach ta wartość wzrasta do 18.

Co ważne, od modelu 500D instalowany jest świetny wyświetlacz o rozdzielczości 921 tys punktów. Ta linia aparatów adresowana jest do bardziej zaawansowanych użytkowników, amatorów, choć bardziej dociekliwych. W związku z tym, że są to aparaty amatorskie, interesowałbym się modelem od 450D wzwyż.

Legendy średniej półki

Seria xxD to legenda sama w sobie. Kiedyś ta linia Canona używana była głównie przez zawodowców - wyżej były już tylko EOSy z serii 1, a Canon 10D po wypuszczeniu na rynek kosztował grubo ponad 10 tys. zł. Korpusy tej serii zrobione są ze stopów magnezowych (wyłączając 60D), mają pryzmat pentagonalny (dzięki czemu wizjer jest większy i bardziej dokładny) oraz zaawansowany system autofokusu z dziewięcioma punktami krzyżowymi. Nie sposób pominąć szybkostrzelności tych korpusów, która wynosi ok. 5-6 kl./s w zależności od konkretnego modelu.

Canon EOS 50D
Canon EOS 50D

Kupując używaną lustrzankę xxD, wziąłbym pod uwagę 40D lub 50D. To bardzo podobne korpusy. 50D jest bezpośrednim następcą 40D, ma matrycę 15 Mpix (40D - 10 Mpix) i świetny wyświetlacz o rozdzielczości 921 tys. punktów - to największe różnice między korpusami, ale moim zdaniem również mocno widoczne. W porównaniu z wersją trzycyfrową w dwucyfrowej zmieniono ergonomię: przyciski kierunkowe zastąpiły pokrętła i joystick. Co ciekawe, po wypuszczeniu Canona 60D, EOSy 50D mocno podrożały zarówno na rynku pierwotnym, jak i wtórnym.

Sam używam 50D od ponad dwóch lat i muszę przyznać, że szybkość działania i ergonomia robią wrażenie - po prostu bardzo przyjemnie robi się nim zdjęcia. Nie będzie nadużyciem stwierdzenie, że z 50D pracuje się przyjemniej niż z 5D Mark II. W tej linii filmowcy nie znajdą nic dla siebie, bo funkcja nagrywania filmów dostała dodana dopiero do modelu EOS 60D. Zainteresowałbym się aparatami od 40D w górę z tej serii. 30D to po prostu dość leciwy sprzęt, a kolejne modele dużo wnoszą do tej linii (live view, lepszy AF, większy wyświetlacz).

Markowy klasyk

Canony 5D/5D Mark II zawojowały rynek. 5D to pierwszy aparat pełnoklatkowy skierowany zarówno do zaawansowanych amatorów, jak i profesjonalistów, którym 1Ds po prostu nie było potrzebne. Zainteresowanym pierwszą ewolucją 5D radzę zachować ostrożność, ponieważ egzemplarze na rynku wtórnym zazwyczaj są mocno wyeksploatowane. Niemniej jednak jeśli uda się znaleźć aparat w dobrym stanie i przyzwoitej cenie, na pewno odwdzięczy się świetną jakością zdjęć i piękną plastyką.

Canon EOS 5D Mark II
Canon EOS 5D Mark II

Korpusy zbudowane są bardzo podobnie do serii xxD, tyle że trochę większe, ale ergonomia jest niemal w 100% taka sama. Ktoś, kto używał 50D, bez trudu obsłuży 5D Mark II. Szukając używanego 5D Mark II, także trzeba zwrócić uwagę na jego wyeksploatowanie. Te aparaty pracują często podobnie do serii 1Ds, choć teoretycznie nie są do tego przygotowane.

Największe bolączki? System autofokusu, który poprawiono dopiero w Mark III. Trzeba mieć dużo cierpliwości i nauczyć się używać właściwie jednego punktu - tylko centralny jest krzyżowy. Poza tym rozmieszczenie punktów autofokusu woła o pomstę do nieba, bo niemal wszystkie punkty ulokowane są zbyt blisko siebie wewnątrz kadru. Nie sposób nie wspomnieć również o funkcji filmowania w 5D Mark II. Nie będę się o niej rozpisywał, powiem krótko: jakość i plastyka obrazu potrafią zwalić z nóg.

Źródło artykułu:WP Fotoblogia
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)