Leica M Typ 240 - klasyczne połączenie elegancji z nowoczesną technologią
Leica M typ 240 - to już klasyka. Połączenie dopracowanego, eleganckiego i ponadczasowego wzornictwa z elektronicznymi dobrodziejstwami trybu Live View i najwyższą możliwą jakością obrazu. Wybaczcie, jeśli opis tego modelu będzie nadto osobisty - ale ja ciągle jestem pod wrażeniem możliwości modeli M, a tego w szczególności. Pasują one do tego, co robię, a ich obrazowanie, wynikające także ze świetnych obiektywów, bardzo mi odpowiada. To nie test - to próba podzielenia się swym własnym odkryciem dokonanym w drodze ku coraz lepszym obrazom. O moim nastawieniu i radości z użytkowania niech świadczy fakt, że chciałem dać temu artykułowi tytuł: „M jak Miłość” Hehehe - Sorry;-) Wybaczcie:-)
25.07.2016 | aktual.: 26.07.2022 18:56
Moja droga do M?
Jak zwykle podzielę się z Wami wynikami moich prywatnych poszukiwań. Odkrycie systemu Leica M to konsekwencja porzucenia lustra z jednej strony i dążenie do perfekcjonizmu z drugiej. Duże i ciężkie lustrzanki oferujące „jedynie” podgląd obrazu przez obiektyw wydają się anachronizmem (mnie się wydały), w czasach, gdy w wizjerze możemy zobaczyć „gotowy” obraz - już po wprowadzeniu stylu, korekcji ekspozycji itd. Ba! Możemy go sobie powiększyć i naostrzyć - dokładnie tak, jak zaawansowane lustrzanki pozwalają nam to robić w trybie LV. Pozwalają, a jakże - ale na tylnym wyświetlaczu. Bezlusterkowce - jeśli tylko damy im szansę - bardzo szybko potrafią zauroczyć. Mnie zauroczyły. Dodam, że czarowi samego braku lustra nie uległem. Powaliły mnie wielkość korpusu i pełna klatka. Nabywszy Sony A7R poczułem nowy przypływ fotograficznych sił. Wspaniały obraz, mały korpus i… No właśnie i możliwość podpięcia dowolnego szkła. Po wstępnych eksperymentach ze szkłami AF do systemu Sony okazało się, że perfekcyjna i jasna optyka wymaga bardzo dokładnego nastawiania ostrości. Ponieważ tyle samo co filmuję, to fotografuję - zawsze bardziej doceniam szkła manualne, które z podglądem powiększenia fragmentu kadru potrafią dać niesamowite efekty. Sony w idealnym optycznie szkle Carl Zeiss Sonnar 55 f1.8 zapodało elektryczne przenoszenie ruchu pierścienia ostrości na ruch soczewek.
W prawdziwie kreacyjnej pracy okazało się to niezbyt dobre. Zainteresowałem się alternatywnymi szkłami. System bezlusterkowy ma tak małą odległość mocowania obiektywu od matrycy, że można poprzez stosowną przejściówkę zastosować dowolny obiektyw.
W ten sposób skorzystałem z możliwości używania szkieł przeznaczonych do systemu M. Obiektywy Voigtländer testuję cały czas - szukając tych najbardziej dla mnie przydatnych. To wspaniałe szkła. Jeszcze niejeden test przed nami - ponieważ szukam i szerokich kątów i teraz coraz bardziej szkła tele. Zobaczymy, co z tego wyniknie. W międzyczasie natrafiłem na szkła oryginalne do systemu Leica M. Pierwszy był Summicron-C 40 f2. Stare szkło, które mnie zachwyciło. Potem przyszła fascynacja marką i jej produktami. To właśnie zachwycająca ostrość i plastyka starych obiektywów tej firmy zrodziły we mnie pytanie: Jak w takim razie obrazują najnowsze szkła tego systemu? Coraz częstsze spoglądanie w stronę sprzętu z Wetzlar doprowadziło do udanego mariażu systemów. Sony A7 (różne typy) do pracy komercyjnej i Leica M do kreacji, a to wszystko z obiektywami z mocowaniem M.
Dlaczego M?
Jeśli chcecie suchych faktów - ten akapit lepiej pomińcie - nie będzie bowiem w nim mowy o czystej technice. To zostawię sobie na później. Uzasadnienie jest głębokie i proste. Leica M to system dla ludzi poważnie traktujących fotografię. System tak głęboko przemyślany, że aż „przeźroczysty” technologicznie. Nie będę wspominał o legendzie marki, która pierwsza wprowadziła klatkę 24x36 uzyskiwaną z negatywów filmowych do fotografii. Cofnę się jedynie do 1954 roku - wprowadzenia pierwszego modelu z mocowaniem bagnetowym - M3.
Czysto mechaniczna konstrukcja poddana jest ciągłej ewolucji wspartej o ten sam zrąb technologii. Mocowanie M, dalmierz do nastawiania ostrości, solidna budowa, największa precyzja wykonania, wspaniałe projekty optyczne obiektywów, możliwość zastosowania nawet najstarszych obiektywów w każdym nowszym korpusie.
Ta właśnie precyzyjna mechanika i użyte do budowy wytrzymałe materiały zdecydowanie wyróżniają korpusy M spośród jakże bogatej oferty rynkowej. Metal, użyty do budowy korpusu, skórzane lub wykonane z syntetycznej skóry okleiny, masywne zamknięcie dojścia do systemu zasilania i karty pamięci to coś, co najbardziej mnie w serii M zachwyciło. Dążenie do solidności w budowie kamer podąża teraz dziwnymi meandrami sterowanymi przez księgowych.
Metalowa konstrukcja korpusu zdarza się często - po co jednak okładzina z tworzywa sztucznego czy tandetnego plastiku? Tu tego nie ma. Korpus zbudowany jest tak jak przed dziesięcioleciami. Naprawdę! Pamiętam, jak kiedyś fotografowałem (jeszcze na filmie i tylko przez jeden dzień ;-)) modelem M6. To samo wrażenie, ten sam dźwięk obiektywu wpinanego w korpus. Głuchy, wytłumiony rezonans metalowego korpusu. Ciężki korpus, pokryty syntetyczną skórą, wzbudza szacunek i zaufanie. Jeśli chcecie przekonać się, o czym piszę - kupcie starego Fed`a z Industarem i pobawcie się takim korpusem. Wrażenia dotykowe są bardzo podobne.
Wracając do M. Wiem, że ten korpus mnie nie zawiedzie. Możecie się śmiać - ale to w czasach, gdy wszystko się szybko dewaluuje, jest ważne. Dążenie do perfekcji w pozyskiwanym obrazie jest niejako wpisane w ten system. Inżynierowie dbają o to, aby precyzja wykonania obiektywów i korpusów dawała najlepszą możliwą jakość obrazu. Tak właśnie jest w systemie M. 24 mln pikseli matrycy modelu M Typ 240 daje możliwość uzyskania najlepszej możliwej jakości, jaką dają takie matryce.
Wpływ na to ma nie tylko budowa matrycy, która jest bardziej „spłaszczona”, poprzez skrócenie dystansu pomiędzy mikro-soczewką a czujnikiem pojedynczego piksela. Zaawansowany procesor obrazu Maestro dba o analizę danych, która w rezultacie daje pliki dng o „gęstej”, bardzo szerokiej zawartości tonalnej. Pliki - jak to się często ujmuje - są „piękne”. Nie byłyby jednak piękne ani ostre, gdyby nie obiektywy.
Manualne, z mosiężnymi elementami narażonymi na ścieranie, bardzo solidnie zbudowane, nie posiadają żadnych luzów. Scentrowane w znakomitym stopniu - pozwalają osiągać z danego projektu optycznego maximum jakości (nawet, gdy mamy do czynienia z obiektywem, który ma 20 czy 40 lat). Mało kto zdaje sobie sprawę, że właśnie centrowanie najszybciej ulega rozregulowaniu w konstrukcjach z AF, które muszą być zbudowane z lżejszych elementów. To właśnie ten parametr powoduje nierównomierność budowy obiektywów w długich seriach. Projekt obiektywu AF do lustrzanki czołowej firmy może być bardzo OK, ale różnice w poszczególnych egzemplarzach i zużycie się elementów z tworzywa powodują, że po czterech latach to już nie jest ten sam obiektyw. Tu tego nie ma.
Starannie dobrane stopy metali i szkło. Szkło czasami bardzo egzotyczne, o bardzo zaawansowanym składzie, które często wpływa na cenę i daje sumarycznie różnice w jakości finalnego obrazu. Ta właśnie świadomość, że mamy korpus, do którego możemy zastosować najlepsze z najlepszych obiektywów za każdym razem, gdy chwytam „Emkę”, wywołuje u mnie poczucie pewności, że to, co zrobię, będzie po prostu tak dobre jak to tylko możliwe. Tylko ja mogę być ograniczeniem, moje zmęczenie, brak weny lub nieciekawy obiekt przed obiektywem. Dlatego M - ale nie tylko.
Projekt
No właśnie - M to projekt kamery skupionej na fotografii. To coś, co bardzo mnie zachwyca i jest tak proste, a jednocześnie nieosiągalne dla innych. Dlaczego? Nie wiem! Solidny korpus.
Migawka szczelinowa ma charakterystyczne lamelki, które dziwią profanów kolorem. To nie tylko czarne elementy, ale dwa szare i jeden jasnoszary. Ten patent firmy daje możliwość stosowania pomiaru światła odbitego od tych właśnie lamelek w sposób klasyczny. Uśredniony pomiar odbywa się przez światłomierz umieszczony w dolnej płycie komory obiektywowej. Uniezależnia nas to od trybu LV (jak w bezlusterkowcach) i możemy mierzyć światło podczas korzystania z celownika przeziernikowego. Wówczas migawka tak bardzo subtelnie wykonuje swój cykl otwarcia/zamknięcia, że porównywanie to z klasycznymi bezlusterkowcami, takimi jak Sony A7, nie ma sensu.
Czułość tego pomiaru wraz z algorytmami przetwarzania oferuje nam poprawną ekspozycję. Pamiętać należy, że klasyczne korpusy M miały ustawiony światłomierz na 12% szarości, a nie 18%, jak większość światłomierzy, dlatego ja w cyfrowym korpusie raczej wprowadzam stałą korektę ekspozycji (-0,3 do -0,7 EV).
Migawka i jej lamelki zasłaniają matrycę, dlatego też nie musimy się obawiać jej zabrudzenia w tak szybkim tempie, jak dzieje się to w bezlusterkowcach. Tu Leica M ma coś wspólnego z lustrzankami, gdzie czujnik jest zasłonięty opuszczoną migawką. Nawet będąc w trybie LV i odłączając obiektyw, automatycznie go wyłączamy. Migawka osłania czujnik, jak tylko będziemy chcieli przekręcić obiektyw w bagnecie. Odkurzenie komory nie jest takim problemem, jak odkurzenie matrycy - to oczywiste. Zmiany obiektywów nie wymagają przez to aż takiej ostrożności jak zmiana w typowym bezlusterkowcu.
Chcecie jeszcze innych argumentów? Któż nie irytuje się brakiem prądu? Inżynierowie z Wetzlar od razu zaprojektowali mega-wielki akumulator, który wystarcza na dzień pracy. W praktyce nawet półtora dnia i kilkaset zdjęć nie było go w stanie wyczerpać. Dokupienie jednego dodatkowego akumulatora z pewnością wystarczy, nawet jeśli pracujemy bardzo intensywnie. Akumulator i zmiana karty wymagają odłączenia mosiężnej dolnej płyty.
Tak, góra i dół korpusu to chromowany lub lakierowany mosiądz (w zależności od wersji). Zamknięcie dolnej płyty lub uchwytu dodatkowego, który z tą płytą stanowi jedną całość, wzbudza nasze zaufanie. Genialne, proste i zamykane na przekręcaną śrubę - jak w konstrukcjach sprzed dziesięcioleci. Znacie bardziej pewne zamknięcie? Chyba lepszego nie ma skoro - słynący z konstruowania przemyślanych i solidnych korpusów - konstruktorzy Contax`ów używali takich samych zamknięć do swych flagowych modeli (np. Contax RTS III). To właśnie połączenie solidności, mechaniki i elektroniki sprawia, że seria M jest tak pozytywnie przeze mnie (i miliony zaawansowanych użytkowników na świecie) odbierana.
Ergonomia
Minimalistyczny korpus jest elegancki. Nic tu niczego nie udaje. Tylny ekran o rozdzielczości 920 tys. pikseli zabezpieczony szkłem Corning®Gorilla®Glass lub szafirowym, w wersji M-P, kilka przycisków i kół nastawczych i bardzo profesjonalne menu. Profesjonalne, bo krótkie.
Nie ma tu opcji, które nie mają wpływu na pracę. Wszystko zawarte w jednej przewijanej karcie. Włączane opcje też są ograniczone do off/on lub najwyżej czterech-pięciu wyborów. W pierwszej chwili czujemy się zagubieni, że np. ISO dostępne jest tylko po przyciśnięciu przycisku ISO jako niepowielonego w menu, ale szybko okazuje się, że to zaleta. To samo dotyczy podglądu, używania tylnego koła nastawczego i przycisku tylnego. Nie da się nauczyć tego korpusu w pół godziny (mam tu na myśli świadome fotografowanie z użyciem pełnej gamy możliwości tego sprzętu).
Po dwóch, trzech dniach okazuje się, że inżynierowie setki godzin spędzili nad analizą ludzkiej anatomii i tak rozmieścili wszystkie przyciski, że obły i sprawiający wrażenie nieergonomicznego, przez brak gripa na palce, korpus jest zaprojektowany optymalnie. Przykłady? Palec wskazujący może włączyć aparat i wybrać tryb rejestracji - zdjęcia pojedyncze i seryjne. Może także użyć nieco większej siły i przesunąć przełącznik okalający spust migawki dalej uruchamiając samowyzwalacz o czasie 2 s. Ponieważ spust jest mechaniczny - tak, to te same wrażenia z nacisku, co w starych, ale jakże doskonałych mechanicznych Fed`ach czy Nikonach F2. Czujemy chłód metalu i wyraźny, delikatnie zwiększający się stopniowany nacisk (po drodze uzyskujemy zapamiętanie warunków ekspozycji w pracy automatycznej), który finalnie wyzwala migawkę.
W obliczu tak wyrafinowanej mechaniki nie bez celu jest zastosowanie tzw. miękkich przycisków spustowych, wkręcanych w gwint (mechanicznego - a jakże) wężyka spustowego. Prawy palec wskazujący może także kręcić kołem nastawczym czasów - co w trybie manualnym jest wspaniałym rozwiązaniem. Pokrętło ma taki opór, że ciężko je przestawić, np. podczas wkładania do torby, ale jego położenie przy przedniej krawędzi i nie za duży opór - spokojnie poddają się naciskowi palca wskazującego.
Palec środkowy w tym czasie może naciskać na przycisk powiększenia w trybie LV, np. gdy korzystamy z wizjera elektronicznego. Kciuk zmieni nam procent powiększenia. Opisuję to - gdyż minimalistyczny korpus nie zapowiada możliwości tak głębokiej ingerencji w parametry podczas pracy.
Dalmierz
M 240 to model, w którym, jak we wszystkich modelach serii, podstawowym systemem nastawiania ostrości jest dalmierz. Optyczno-mechaniczna - bardzo skomplikowana konstrukcja - umożliwia podgląd kadru bez przerw (jak w lustrzance, gdzie uniesienie lustra powoduje utratę podglądu na moment), zawsze optymalnie jasnego i nieco szerszego niż ten, który zostanie zarejestrowany - z powiększeniem 0,68.
Ponad 60 lat budowy tych kamer sprawiło, że doświadczenie opto-mechaników połączono z najnowszymi osiągnięciami inżynierii. Klasyczny dalmierz wsparty jest teraz przez system automatycznego rozpoznawania założonego obiektywu, który automatycznie wyświetla ramki wskazujące kadr. Ramki w modelu M Typ 240 świecą na biało lub czerwono. Zawsze widzimy dwie ramki dla dwóch ogniskowych - szerokiej i wąskiej. Tu ważna dygresja - ramki te są bardzo precyzyjne i można wg. nich idealnie precyzyjnie kadrować. Specjalnie próbowałem wybrać kadr dla 35 mm obiektywu, obcinając krawędź okna tuż nad jego górną linią. Pół milimetra mieściło się w ramce - i dokładnie tyle odwzorowała matryca. System ten działa bardzo dobrze. Oczywiście im bardziej odbiegamy od obszaru przewidzianego dla odległości 2 metrów, tym różnica może być większa, ale o kadrowanie nie musimy się obawiać. Parametry ekspozycji lub strzałeczki pokazujące kierunek, w którym należy „pokręcić” pierścieniem czasu czy przysłony, aż do uzyskania prawidłowej ekspozycji, też są widoczne. Znajdujący się w centrum kadru jaśniejszy prostokąt dalmierza to "zabawka", która przenosi nas w czasie. Zgrywanie pionowych linii daje dużo radości i jest (wbrew pozorom) bardzo szybkie. Obiektywom wystarczy krótki ruch jednego palca, opartego o specjalną dźwignię, aby uzyskać ostrość. Im ciemniej wokół (ale są źródła światła - jak latarnie uliczne w nocy), tym łatwiej nastawia się ostrość. Taki celownik i system dalmierzowy dają poczucie obserwacji tego, co przed nami bez poczucia izolacji i odseparowania.
W fotografii ulicznej czy reporterskiej to kluczowe elementy. W połączeniu z obiektywami o świetle 2-2,8 lub jeszcze lepiej po ich przymknięciu i stosowaniu ustawień hiperfokalnych - taki celownik jest potęgą pozwalającą stale obserwować kadr i rzeczywistość nieprzesłoniętą matówką, ekranem itd. Bez opóźnień i barier.
Celownik elektroniczny
Przy pracy z obiektywami tele i ultra-jasnymi możemy okazać się najbardziej niedoskonałym elementem systemu. Nasz wzrok może płatać figle i możemy nie tak dokładnie operować dalmierzem. Oczywiście istnieją opcjonalne nakładki na wizjer - powiększające obraz, ale dla takich sytuacji zaprojektowany został - wsuwany w sanki lampy błyskowej - celownik elektroniczny EVF2. To rozwiązanie z Olympusa. Działa jednak bardzo dobrze, oferując powiększenie kadru, symulując ekspozycję i wygląd finalny fotografii, a także podając nam informację co do parametrów - czułości, korekcji itd. Leica produkując doskonałe szkła o znakomitej korekcji oferuje bardzo dobrą jakość obrazu na w pełni otwartej przysłonie.
Obiektywy, takie jak Noctilux 0,95 czy Summilux`y 35, 50, czy nieprodukowany już 75 mm o jasności 1,4, dają tak małą głębię ostrości, że użycie tego celownika uważam za błogosławieństwo. Pamiętajmy, że jakość obrazu będzie tak dobra, jak to tylko możliwe - to jednak Wy odpowiadacie za punkt nastawienia ostrości. Właśnie z tego powodu cenię sobie obiektywy manualne, gdyż przy znikomej głębi nawet punktowy AF nie obroni Was przed wrażeniem, że ostrość przesunęła się o parę milimetrów. Im więcej bardzo dobrych szkieł przerobiłem (bardzo dobrych czyli takich, które dają ostry obraz na w pełni otwartej przysłonie), tym bardziej jestem pewien swego zdania. Owszem, nie każdy rodzaj fotografii na to pozwala, ale w mojej pracy sprawdza się to świetnie. To, że celownik elektroniczny można odłączyć, jest świetnym rozwiązaniem, gdyż czyni z naszej M-ki klasyczny dalmierzowy aparat fotograficzny, który nie wzbudza zainteresowania - podobieństwem do klasycznych kompaktów.
Dane techniczne
Korpus może być malowany na czarno (po wielu latach intensywnej eksploatacji zamieni się w wersję Correspondent- Lenny Kravitz;-) lub srebrny chromowany. Może być także odpowiednio zindywidualizowany poprzez zamówienie wersji A`la Carte. Obsługuje 6 bitowy kod obiektywów, który może być także naniesiony na starsze obiektywy (po odesłaniu ich do serwisu fabrycznego). 24 megapixelowy przetwornik obrazu pracuje w zakresie czułości od ISO 200 do 6400, z możliwością obniżenia czułości do 100 ISO. Migawka pionowa działa w zakresie od 1/4000s do 60s i B z czasem synchronizacji 1/180s oraz samowyzwalaczem o przebiegu 2 i 12s. Zapis na kartach SD/SDHC/SDXC umożliwia zapisywania plików dng i jpeg w rozmiarze maksymalnym 5952 px na 3975 px o wielkości maksymalnej 48,2 MB dla pliku dng bez kompresji. Zapis filmów w jakości HD w plikach Motion JPG i formacie mov dla klatkażu 24,25 i 30 klatek na sekundę. Podczas pracy w klasycznym trybie (bez LV) mamy możliwość pomiaru centralnie ważonego, a w trybie LV centralnie ważonego, punktowego i wielopunktowego. Tryb manualny lub preselekcja przysłony z możliwością automatycznej zmiany ISO (w zadanym zakresie). Korekcja +/- 3EV co 1/3 stopnia. W trybie LV mamy także możliwość wskazania punktów ostrych poprzez peaking. Zasilanie z akumulatora Li-ion 7,4V, 1800 mAh.
Wymiary: 139 x 42 x 80 mm, waga 680g. Jak więc widzicie, jest OK, ale po samych danych technicznych nie widzimy, że to bardzo dobry sprzęt. Są oczywiście korpusy o większych matrycach, o większej rozdzielczości i nie można ich porównywać - Leica daje coś więcej. Aby to zobaczyć, należy korpusu M zakosztować, „poczuć”, a nade wszystko pofotografować i ocenić jakość fotografii.
Jakość obrazu
To pozostawię pod Waszą ocenę. Ja wiem, że używając bardzo dobrych obiektywów, a te z systemu M są najlepsze na świecie - nie zawiedziecie się. Dodam, że do systemu M szkła produkuje Zeiss, Voigtländer no i sama Leica. Możemy także dołączyć szkła z systemu R - poprzez adapter M-R (obecnie nie są to obiektywy drogie). Ocena bywa dzieleniem włosa na czworo, skoro oferujemy w najlepszej możliwej jakości. Po wnikliwych testach okazuje się jednak, że to właśnie szkła systemowe wygrywają. Już niedługo podzielę się z Wami wynikami testów szkieł z Wetzlar, które zrobiłem poszukując najlepszych tele i najlepszych szerokich kątów. Sami się przekonacie. Na razie kilkanaście fotografii z modelu M Typ 240. Aby pokazać Wam jakość - specjalnie obfotografowałem kościół pokryty piaskowcową okładziną. Detale piaskowca obnażają niedoskonałości optyki. Zapraszam do analizy.
Podsumowanie
Trudno jest pisać o swej fascynacji. To, co wywiera wpływ na mój pozytywny odbiór całego systemu, to niezwykła jakość samego korpusu jak i obiektywów. Dopracowanie systemu - a nawet to, że wszystkie akcesoria, w tym paski, są odpowiednio dopracowane i przemyślane. Jakość obrazu najlepsza, jaką można osiągnąć. Pewność, że ma się sprzęt bardzo solidny i wytrzymały. Minimalizm sprzętu - obiektywy są naprawdę miniaturowe. Zestaw złożony z korpusu i trzech bardzo dobrych obiektywów nie przekroczy 2 kg, a zmieści się w małej fotograficznej torbie. To sprzęt bardzo drogi, ale w pewnym momencie fotograficznej egzystencji chcemy mieć pewność, że trud włożony w organizację sesji zaowocuje najlepszym możliwym (także technicznym) materiałem. Do tego nieprawdopodobna jakość nawet bardzo leciwych konstrukcji obiektywów, które się nie starzeją i sam fakt, że sprzęt z czasem nie traci dużo na wartości (obiektywy). Jeśli dodam, że obiektywy mogę stosować w systemie Sony A, to otrzymuję perfekcyjne połączenie klasy, jakości i wszechstronności. Ci, którzy nie rozważają zakupu korpusu Leica, mogą spróbować samych obiektywów. Niskobudżetowy Summarit - o świetle 2,4 czy 2,5 (dwie linie) potrafi zmienić nasze pojęcie o jakości obiektywu. O najlepszych obiektywach, takich jak Summilux, nie wspomnę.
Pamiętajmy, że Leica wprowadzając kolejne modele ciągle doskonali ergonomię i jakość obrazu, wpływając także na nasz sposób fotografowania. Zawsze znajduje się w czołówce dystansując konkurencję tym, co ma do zaoferowania w generowaniu bardzo dobrego obrazu. Jako jedyna firma stara się także rozwijać filozofię fotografowania i zmieniać nasze podejście do rejestracji obrazu (model M-D). Takie pomysły, jak Monochrom, który jeszcze bardziej zachwyca generowanym obrazem - świadczą o tym dobitnie. Dla konstruktorów z Solms/Wetlar to jest wartość nadrzędna. To nie jest sprzęt dla każdego. Kosztuje niemało - w zamian daje jednak wspaniałe narzędzie do pracy. Oferuje nie tylko techniczne parametry (zakres czasów, pomiarów itd.), daje całość - dopracowany do granic perfekcji system, który wraz z dobrym fotografem może być gwarancją uzyskania wspaniałych obrazów.
Więcej fotografii znajdziecie u mnie na stronie.