Leica X‑U (Typ 113) - subiektywny test podróżniczego all‑roundera
Aktywne spędzanie wakacji stało się bardzo popularną formą wypoczynku, jako przeciwwaga do „słodkiego nicnierobienia”. Zimą narty i deska, latem rower, wspinaczka, żagle i wiele innych form aktywności, mniej lub bardziej ekstremalnych. Zachowanie ulotnych chwil jest tu na pewno trudniejsze, niż w przypadku tradycyjnego wypoczynku, gdyż nie każdy aparat fotograficzny przystosowany jest do wilgoci, pyłu czy wstrząsów. Z myślą o użytkownikach poszukujących adrenaliny, firma Leica wprowadziła produkt X-U, czyli oblany w gumę kompaktowy aparat, wyposażony w matrycę APS-C. W dalszej części tekstu zobaczymy, jak sprawdził się na wakacjach.
Obecnie człowiek aktywnie spędzający czas i usiłujący rejestrować to, co się wokół niego dzieje, kojarzy się z licznymi uchwytami do kamer sportowych, umocowanych w rozmaitych miejscach. Jego kask, jeśli dyscyplina sportu go wymaga, zwykle ma na szczycie wodoszczelne urządzenie, mające na celu rejestrować każdy „ekstremalny” ruch właściciela. Dla mnie stało się to odrobinę uciążliwe. Próby nagrania wszystkiego, co wydarzyło się na wakacjach, kończyło zgranie materiału do komputera i ból głowy związany z przeglądaniem go i montowaniem.
Zdecydowanie wolę nieruchomy obraz. Mam więcej przyjemności z oglądania zdjęć, niż klipów filmowych, które dość szybko mi się nudzą. Być może już nie nadążam za pędzącymi trendami, ale do zatrzymania ulotnych chwil wybieram częściej aparat niż kamerę. Leica X-U wydała mi się idealnym rozwiązaniem na jachcie, gdzie łatwo o zalanie sprzętu słoną wodą. Nigdy nie wiadomo też, kiedy coś spadnie ze stolika. Zabrałem ją więc na późne wakacje, by zobaczyć, jak radzi sobie w warunkach morskich. Przedstawię moje spostrzeżenia i wnioski z użytkowania tego sprzętu.
Pomysł i wykonanie
Aparat wydał mi się odrobinę większy, niż na zdjęciach reklamowych. Jest bardzo podobny do Leiki X. Przyciski na tylnej ściance ukryte są pod sporą warstwą gumy, co odrobinę utrudnia ich wciskanie. Trzeba użyć do tego siły, jednak operowanie nimi w rękawiczkach nie sprawia trudności. Przyciskologia jest prawie identyczna, jak w Leice X, bo X-U jest jej uszczelnionym młodszym bratem. Zastosowanie matrycy APS-C oraz bardzo wysokiej jakości optyki o jasności f/1.7 powoduje, że zdjęcia wykonane tym sprzętem naprawdę świetnie się prezentują.
Obsługa
Jeśli nie pracowałeś nigdy Leiką, potrzebujesz kilka chwil, by przyzwyczaić się do rozmieszczenia klawiszy i pokręteł. Działa ona inaczej niż Nikon lub Canon. Jest jednak bardzo prosta i przyjazna użytkownikowi. Niemiecki puryzm w połączeniu z dbałością o wygodę powoduje, że jest bardzo przyjemnie nią pracować. Należy jednak uwzględnić wspomniane uszczelnienie aparatu, powodujące konieczność użycia większej siły do operowania przyciskami. Menu, w moim odczuciu, jest niezmiernie wygodne. Nie ma kłopotu z odszukiwaniem funkcji i ustawień, choć pracując Leiką X-U zbyt często do niego zaglądać nie trzeba, bo najważniejsze funkcje dostępne są bezpośrednio z obudowy aparatu.
U góry do dyspozycji mamy dwa pokrętła wyboru. Jedno podporządkowane jest zamykaniu i otwieraniu przysłony, drugie służy do operowania czasem naświetlania. Wyświetlacz jest wystarczający. W słońcu wszystko na nim widać, pod wodą jest trochę mniej czytelny, jednak nie miałem kłopotów z kadrowaniem. Sporym zdziwieniem była dla mnie bateria. Mimo że jest mała, aparat funkcjonował na jednym naładowaniu dość długo. Nie potrafię określić liczby zrobionych zdjęć, ale przez 3 dni co chwilę nim fotografowałem. Zapełniłem kartę o pojemności 32 GB. Nie brakowało też chętnych do przeglądania zdjęć z poziomu aparatu. Dopiero kiedy się rozładował, zdałem sobie sprawę, że minęły ponad 3 dni.
Co mi się nie podoba
Nie jestem przekonany do ogniskowej obiektywu. 23 mm, dające w przeliczeniu dla pełnej klatki klasyczne 35 mm, to w warunkach, w których pracowałem, jednak zbyt dużo. Szczególnie w wodzie, tam aż się prosiło o szerszy kąt. Kiedy (poniższe zdjęcie) wskakiwałem do wody, ustawiłem kolegę w odległości, która wydawała się być właściwą do skadrowania całej postaci. Biorąc jednak pod uwagę sposób widzenia 35tki i fakt, że woda przybliża, zabieg się nie udał, mimo iż poniższe zdjęcie lubię. Kiedy fotografowałem starając się objąć więcej, okazywało się, że trudniej o poprawne doświetlenie, gdyż światło w wodzie szybko ginie. I nie pomagał w tym zmyślnie umiejscowiony nad obiektywem flesz.
No ale to efekt kolejnego kompromisu. 35 mm (23 mm dla APS-C) to fantastyczna ogniskowa dla podróżnika. Zresztą Leica twierdzi, że to najczęściej kupowana ogniskowa do ich klasycznej Leiki M. Stąd też pewnie taki wybór. Woda i fotografowanie w niej, jak obiecuje producent, nawet do 15 metrów głębokości, to tylko jeden ze sposobów wykorzystania tego aparatu. Trzeba zatem przyzwyczaić się do takiego, a nie innego sposobu widzenia optyki X-U. I brać poprawkę, że aby uzyskać lepsze efekty świetlne w wodzie, lepiej kadrować z bliska.
Wrażenia artystyczne
Egzemplarz, który dostałem od Leica Polska, był już wcześniej testowany przez kilka osób. Kiedy go rozpakowałem, zobaczyłem, że faktycznie ktoś używał go zgodnie z przeznaczeniem. Sprzęt nosił bowiem ślady intensywnej eksploatacji. Szybko jednak dotarło do mnie, że skoro wciąż działa bez zarzutu, oznacza to, że po prostu został zaprojektowany i wykonany właściwie.
Mnie Leica X-U przypadła do gustu, polubiliśmy się. Budowa, wygląd i interfejs użytkownika są bez zarzutu. Autofocus być może mógłby być szybszy. W porównaniu z Leicą Q zostaje mocno w tyle, jednak mimo wszystko jest dość sprawny i nawet pod wodą działał bardzo celnie.
Podsumowując
Na tle konkurencji Leica wyróżnia się dwoma elementami: dużym sensorem APS-C oraz bardzo jasną, wysokiej klasy optyką, z której słynie niemiecki producent. Trudno jest ją zatem porównywać z konkurencyjnymi sprzętami od Olympusa, Pentaxa czy Nikona, gdzie postawiono raczej na kompaktowe wymiary, a w niektórych przypadkach także na jeszcze mocniejsze parametry wodoszczelności, kosztem jakości obrazu. Leica X-U to przemyślany projekt, adresowany przede wszystkim do podróżników, ludzi aktywnie spędzających czas i sportowców. Cena ustalona na 14500 zł wydaje się być wysoka.
Za te pieniądze otrzymujemy jednak bardzo dobrze zbudowany, stosunkowo niewielki aparat, wyposażony w legendarną optykę spod znaku czerwonej kropki. Czy to dalej drogo? W przypadku Leiki, zawsze znajdą się tacy, którzy dokonają racjonalizacji i wymienią, co za te pieniądze można mieć. Są też inni, którzy maszerują do salonu i nie pytają o cenę. Ja plasuję się gdzieś pomiędzy nimi. Jestem dość dobrze zaznajomiony z filozofią marki i jej jakością. Cena zwykle jest ustalona na dość wysokim pułapie, jednak jakość wykonania, wygoda obsługi i genialna optyka zdecydowanie się bronią. Porównałbym produkty Leica do samochodów. Nie wymienię konkretnej marki. Ale modne dzisiaj w klasie średniej, małe silniki z dużą mocą nie dają tak dużej przyjemności z jazdy, jak duże silniki z dużą mocą, zapakowane do wygodnych, świetnie się prowadzących samochodów spod znaku klasy premium. Każdy wybiera oczywiście to, co lubi, jednak jeśli budżet pozwala, warto pomyśleć o wygodzie, przyjemności i jakości. Wartością dodaną do produktów z Wetzlar jest wielka przyjemność z fotografowania i ja ją miałem pracując X-U.