Maciej Moskwa opowiada, jak w Syrii powstało Zdjęcie Roku BZ WBK Press Foto 2014
Maciej Moskwa wjechał do Syrii na własną rękę i przy skromnym budżecie zrealizował fotoreportaż, który zajął 2. miejsce w kategorii Wydarzenia, a jedno ze zdjęć z tego cyklu zdobyło tytuł Zdjęcia Roku BZ WBK Press Foto 2014.
Jak znalazłeś się w Syrii? Czy pracowałeś na zlecenie?
Mój wjazd do Syrii był owocem pracy na pograniczu tureckim. Zaistniały okoliczności, w których zdecydowałem o wjeździe na własną rękę. Skorzystałem z kanałów wypracowanych podczas wielu spotkań i reporterskiego węszenia w miejscowościach, do których uciekali z Syrii aktywiści antyrządowi.
Ponieważ nie pracowałem na zlecenie, a mój budżet nie mógł przekroczyć 20 euro dziennie, nie mogłem sobie pozwolić na korzystanie z usług licznych fixerów, tłumaczy, kierowców, którzy oferowali swoje usługi zarówno wolnym strzelcom, jak i korespondentom agencyjnym. Większość materiału, łącznie z kompilacją pracy, opublikowałem później za pośrednictwem kolektywu Testigo Documentary, który współtworzę.
Opowiedz o sytuacji w Syrii w tamtym czasie.
Wiosną 2013 roku prowincja Idlib była w większości zajęta przez siły rebeliantów, wojska rządowe bardzo często ostrzeliwały utracone miejscowości, nie oszczędzając przy tym ludności cywilnej. W tamtym czasie zarówno w Aleppo, jak i na prowincji realnym problemem była epidemia leiszmaniozy, z którą również się zetknąłem, dokumentując warunki, w jakich żyli cywile uciekający przed wojną. Służba zdrowia była w totalnej rozsypce, pacjentów przyjmowano w tymczasowych klinikach, często w piwnicach zaadaptowanych na szybko do tego celu.
Na drogach trzeba było uważać. Istniała możliwość ostrzału z powietrza przez MIG-i i śmigłowce kontrolujące drogi prowadzące do walczącego Aleppo. Rosła również skala pospolitego bandytyzmu. Był to ostatni moment, w którym korespondenci mieli jakąkolwiek możliwość pracy. Kilka miesięcy później skala porwań i obecność radykałów o niejasnych często afiliacjach doprowadziły do tego, że czołowe agencje informacyjne wycofały swoich korespondentów i zaczęły korzystać z materiałów dostarczanych przez strony konfliktu.
Z jakim zadaniem wjeżdżałeś do Syrii? Czy miałeś jakiś pomysł, plan na dokumentowanie tamtejszej sytuacji?
Wjeżdżając do Syrii, byłem skoncentrowany na śledzeniu losów jednej z aktywistek, która tworzyła zdjęcia do filmu o rewolucji w prowincji Idlib. Bardzo szybko okazało się, że na miejscu interesuje mnie dużo więcej rzeczy. Co do pomysłów i planów - miałem tylko jeden: nie brać udziału w walkach. Nie byłem na to gotowy pod żadnym względem.
Jakie były warunki pracy dla fotografa w tych okolicznościach?
Warunki pracy dla fotografa są takie same jak warunki życia dla każdego Syryjczyka. Czasami są to radosne momenty wśród pełnych wdzięczności ludzi, czasami oglądanie łez na pogrzebie albo realny strach podczas ostrzału, który zdarzył się kilkukrotnie. Raz całkiem blisko, bo rakieta spadła 300 m ode mnie i kolegi, niszcząc budynek, w którym zginął człowiek, a inny został ranny.
Problemem jest brak łączności, często również paliwa. W strefie, w której przebywałem, nie ma łączności telefonicznej, Internet łapałem w improwizowanych centrach medialnych, z których aktywiści przesyłali swoje materiały na zewnątrz kraju. Ponieważ nie mogłem opłacić kierowcy, poruszanie się było ściśle uzależnione od planów osób, przy których wówczas przebywałem. Jest to niekomfortowa sytuacja, czasem lekko klaustrofobiczna.
Na Twoich zdjęciach z konkursu nie ma pokazanej wojny bezpośrednio. Dlaczego zdecydowałeś się przedstawić ją w takim wyborze zdjęć? Co chciałeś za ich pomocą opowiedzieć?
Przyjąłem zasadę, której się trzymałem: nie fotografuję walk, nie wychodzę z rebeliantami na bitwy. Do pewnych rzeczy trzeba dojrzeć i się przygotować, żeby samemu nie stać się źródłem kłopotów. Na wojnie fotograf ma dużo pracy, nieprzygotowany fotograf powinien skupić się na tym, co może zrobić najlepiej. Fotografowanie walk musi mieć uzasadnienie. Osobiście dużo bardziej interesuje mnie to, co robią walczące strony w czasie, gdy do siebie nie mierzą.
To nie jest rodzaj cenzury, to kalkulacja sił i środków. Przeskoczenie przez granicę nie stanowi problemu, pytania pojawiają się później. Czy będę wiedział, co zrobić, gdy człowiekowi obok mnie szrapnel rozerwie tętnicę? Czy zrobiłem wszystko, żeby zabezpieczyć swoje życie w miejscu, w którym kule nie wybierają (kamizelka balistyczna, hełm, apteczka)? Czy wokół mnie jest ktokolwiek, komu mogę zaufać? Jeśli na te pytania nie jest się w stanie odpowiedzieć twierdząco, to lepiej zachować dystans. Historia do opowiedzenia i tak nas znajdzie się sama.
Jak powstało Zdjęcie Roku BZ WBK Press Foto 2014?
Zrobiłem je w drodze do miasta, które zostało praktycznie zrujnowane przez naloty i ostrzał rakietowy. Mowa o Maarrat Al-Nouman. Zatrzymaliśmy się zasięgnąć języka w jednej z baz Wolnej Armii Syryjskiej, w miejscu, gdzie poza koncentracją bojowników weterani lub byli oficerowie wojsk rządowych, którzy zdezerterowali, szkolili teraz kolejnych członków WAS. Przechodziłem przez plac, na którym zaparkowano dwa pick-upy, a pomiędzy nimi stali rebelianci. Ta scena zwróciła moją uwagę. Podszedłem bliżej i przystanąłem. Zobaczyłem, jak w tle tej sceny jeden z nich po cichu się modli.
Zrobiłem cztery zdjęcia, wszystkie z tej samej odległości, z tego samego miejsca. Zostawiłem między nami przestrzeń, on się modlił i nie wiedział, że go fotografuję. Poczekałem, aż skończy, nawiązaliśmy kontakt wzrokowy, zobaczył aparat, podszedłem, przywitałem się i zapytałem, czy mogę go sfotografować. Zgodził się i tak powstał portret. Do fotoreportażu wybrałem zdjęcie modlącego się Mohhamada, nie chcę do niego dorabiać ideologii. Nie wiem, czy on jeszcze żyje, na pewno walczył w bitwie o bazę Wadi Deif, jak cały tamten oddział.
W jaki sposób pracuje się z bojownikami? Czy nie ma problemu z dostępem do nich? Czy fotografowałeś tam sam?
Praca z bojownikami... Jak już mówiłem, niewiele pracowałem z nimi w Syrii. Jest to praca jak z każdym człowiekiem, niektóre rzeczy można zrobić szybciej, innych wcale. W kraju, który cierpi na nadmiar facetów z AK-47, nietrudno o dostęp do nich. Fotografowałem sam, ale pracowałem z przyjacielem, Rafałem Grzenią, który pisze książkę o Syrii. Wspólnie tworzymy też książkę fotograficzną, która ma opowiadać o emocjach i instynktach w wojennej Syrii. Będzie w niej więc sporo o ciemności, dźwięku, metalu, strachu i zapachu benzyny.
Jakie planujesz kolejne projekty fotograficzne?
Właśnie wróciłem z pogranicza turecko-syryjskiego. Wydaje mi się, że kwestią czasu jest, kiedy znowu zacznę pracować w miejscach, w których byłem już wcześniej.