Morze ma wiele twarzy. Michał Olech stara się uchwycić wszystkie z nich
Michał Olech jest zafascynowany polskim morzem, ale serce oddał ukraińskim Karpatom. Jego zdjęcia pokazują różne oblicza Bałtyku - od pełnego spokoju, przez radość po gniew wzburzonych fal.
Michał Olech zajmuje się fotografią krajobrazu od 15 lat. Początkowo zafascynowany Bieszczadami, szybko docenił życie nad morzem i urok plenerów na plaży. Zapytany o to, co najbardziej lubi w Bałtyku odpowiada:
Morze ma wiele twarzy. Może być leniwe i ciche, zwłaszcza wczesnym rankiem. Bywa gniewne i chimeryczne, gdy wdziera się falami na pla żę. Czasem rozbija się falami o molo i rozbija na miliardy kropli, czasem sprawia wrażenie smutnego i nostalgicznego, innym razem zdaje się radosne, pełne krzyku mew.
Uchwycenie nastrojów naszego morza jest czymś, co sprawia Michałowi największą przyjemność podczas fotografowania. Jednym z przełomowych dla niego momentów była przeprowadzka do Gdańska Karola Nienartowicza - fotografa górskiego. Wspólne plenery były ważną nauką dla Michała. Wiele nauczył się zarówno jeśli chodzi o sprawy techniczne, jak i spojrzenie. Podczas tych wypadów zrodziła się między fotografami przyjaźń.
Wspólnie odkrywaliśmy morze i nawzajem się wyciągaliśmy wczesnym rankiem czy nawet w nocy na plenery. Jego żona czasem mogła być zazdrosna o ilość czasu jaki wspólnie spędzaliśmy.
Ulubionym zdjęciem Michała, jakie zrobił nad morzem jest nocna fotografia podczas burzy nad orłowskim molo. Przez ponad godzinę stał pod parasolem w ulewnym deszczu czekając na błyskawice. To zdjęcie jest najchętniej oglądaną fotografią na jego stronie. Ma ponad 36 tysięcy polubień.
Adrenalina była tak spora, że nie myślałem wtedy w ogóle o kwestiach bezpieczeństwa. Gdy jednak wróciłem do domu i zobaczyłem na ekranie efekt, wiedziałem już, że osiągnąłem co chciałem, a nawet więcej.
Mogłoby się wydawać, że Bałtyk jest największą fascynacją tego fotografa, ale nie jest to prawda. Michał najbardziej upodobał sobie Ukrainę. Trafił tam po raz pierwszy 8 lat temu i zakochał się od pierwszego wejrzenia. Stara się jeździć w tamte rejony kilka razy do roku. Przepiękne góry, dzikie i urokliwe nie są tak zatoczone, jak nasze. To spowodowało, że ukraińskie Karpaty tak bardzo urzekły Michała.
Szczególny sentyment mam do fotografii przedstawiającej konie idące łąką z potężną sylwetką Popa Iwana w tle. Tego poranka obudził mnie dźwięk trombity, pasterze wyprowadzali owce na pastwiska. Zapach zieleni, rosa pod stopami, brak pośpiechu. Każdemu życzę, by coś takiego przeżył.
Jak opowiada Michał, można iść tam z namiotem przez tydzień i nikogo nie spotkać. Można też rozbić namiot w dowolnym miejscu i nikomu to nie przeszkadza. Dla fotografa to istotna informacja. Fotografując o świcie warto rozbić namiot tam, gdzie chcemy robić zdjęcia, żeby nie musieć marnować czasu na dojście do lokalizacji. W Polsce często nie jest to możliwe.
Kolejne wyjazdy pozwalają Michałowi poznawać Ukrainę i coraz bardziej przekonuje się, że jest to kraj pełen życzliwych ludzi. Na co dzień jednak fotografuje tam, gdzie mieszka i jak widać, wcale mu się to nie nudzi.