Myślisz, że bez problemu wymienisz aparat w iPhone’ie? Nic z tych rzeczy
Niedawno firma Apple ogłosiła, że rozpoczyna nowy program. Miał on umożliwić użytkownikom własnoręczne naprawienie czy też wymienienie modułu w smartfonie. Krótko mówiąc – zepsuł ci się aparat i chcesz go wymienić, działaj z błogosławieństwem Apple. Rzeczywistość okazała się zgoła inna.
03.05.2022 | aktual.: 03.05.2022 12:37
Po informacji o tym, że Apple umożliwi użytkownikom naprawianie swoich produktów, w sieci zawrzało. Miłośnicy marki nie mogli uwierzyć w swoje szczęście i to, ile pieniędzy oszczędzą na wymianie ekranów, aparatów czy innych podzespołów. Jak się okazuje – wcale nie jest to takie proste.
Wyobrażenia kontra rzeczywistość
Ekspert zajmujący się urządzeniami Apple, Luke Miani, postanowił wziąć w swoje ręce naprawę ekranu w iPhone’ie 12 Pro. Spodziewał się, że dostanie sprzęt i instrukcję, a całość pójdzie jak z płatka. Otóż nie.
Is Apple Self Service Repair any good?
Luke zamówił ze strony internetowej ekran do wymiany oraz wypożyczył za 50 dolarów (ok. 220 złotych) narzędzia. I tu zaczęła się istna komedia. Jak się domyślacie – rzeczy, które zamówił bloger nie powinny zajmować sporo miejsca i każdy spodziewałby się ich przyjścia w 2 małych pudełkach z folią bąbelkową. Wychodzi na to, że Apple ma niezłe poczucie humoru, bo zarówno podzespoły jak i narzędzia zostały dostarczone w ogromnych walizkach zabezpieczających typu Pelican.
Na dodatek narzędzia to nie były zwykłe wkrętaki i przyssawka, tylko w pełni profesjonalny sprzęt przemysłowy. Na dodatek nie było prostej instrukcji w stylu szwedzkiego sklepu z meblami, tylko rozpiska całego zaawansowanego procesu. A wystarczyłoby kilka podpunktów i uwag…
Miani stwierdził, że nawet zaznajomiona z naprawi urządzeń Apple osoba mogłaby mieć problem ze zrozumieniem tego, co firma chciała przekazać. Koniec końców udało mu się wymienić ekran, ale zajęło mu to łącznie ponad 4 godziny, a uważa on, że taka naprawa powinna zabrać mu maksymalnie 30 minut.
Kuriozalna jest kwestia ceny. Miani zwrócił uwagę, że zamówienie części z dostawą oraz wypożyczenie narzędzi było 7 dolarów droższe niż taka sama naprawa w autoryzowanym serwisie. Różnica jest taka, że tutaj samemu wykonujemy wszystkie czynności. Na myśl od razu przychodzi stary żart o warsztacie samochodowym, w którym za pomoc w naprawie trzeba było dopłacać.
Po co w ogóle Apple umożliwia taki serwis?
Z doświadczenia Luke’a Mianiego wynika, że własnoręczne naprawianie urządzeń Apple nie jest proste, przyjemne ani tanie. Ktoś bez żadnej wiedzy technicznej, nie jest w stanie szybko zniwelować usterki, a sama firma wcale tego nie ułatwia. W przypadku takich usług spodziewalibyśmy się raczej, że wraz z prostym zestawem naprawczym i częściami przyjdzie instrukcja tłumacząca krok po kroku, co i jak należy zrobić – bez zbędnych komplikacji.
Wspomniany ekspert zwraca uwagę na to, że brak dokładnych instrukcji, koszt i poziom skomplikowania działań zdecydowanie nie będzie sprzyjał popularności usługi. Miani pokusił się o stwierdzenie, że udostępnienie użytkownikom możliwości własnoręcznej naprawy sprzętów ma podkreślić, że przekazanie uszkodzonego urządzenia do autoryzowanego serwisu Apple jest jedyną sensowną opcją.
Inną możliwością jest to, że firma Apple była wielokrotnie bombardowana negatywnymi opiniami za uniemożliwianie działań naprawczych użytkownikom i zmuszanie ich do korzystania z autoryzowanego serwisu. Cóż, teraz taka opcja jest dostępna, ale producent jasno pokazuje, że nie jest to najlepszy pomysł.
Marcin Watemborski, redaktor prowadzący Fotoblogii