Nikon Df - pierwsze wrażenia
05.11.2013 12:23, aktual.: 30.05.2016 11:09
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Pełnoklatkowy Nikon Df ma być powrotem do korzeni fotografii, ale z większością współczesnych dobrodziejstw fotografii cyfrowej.
Mówiąc ogólnie, Nikon Df to zgrabne połączenie legendarnego wzornictwa analogowych aparatów z legendarnej serii F z nowoczesnym Nikonem D610 oraz matrycą z profesjonalnego korpusu.
Design aparatu nawiązuje do starych wzorców, co za tym idzie - wpisuje się w modę na retro. Moim zdaniem Nikon Df to najbardziej retroaparat ze wszystkich, jakie do tej pory widzieliśmy. Korpus został w dużej mierze wykonany ze stopów magnezu. Konstrukcja jest dobrze spasowana, nie zauważyłem, aby coś trzeszczało. Niestety, po wzięciu w dłonie aparat sprawia wrażenie mniej solidnego niż na zdjęciach promocyjnych. Widać, że to metalowa konstrukcja, ale odczucie jest takie, jakby był to plastik. To nie to samo co pancerne konstrukcje sprzed lat.
Nikon Df dobrze leży w dłoni, ma solidny uchwyt z przodu. Dużą część korpusu pokrywa dobre jakościowe tworzywo przypominające gumę.
Aparat ma mnóstwo pokręteł, przełączników i tarcz. Niektóre z nich pracują z dużą kulturą, ale kilka niestety z oporem. Użytkownik nie jest w stanie włączyć aparatu lub wyłączyć go jednym palcem położonym na spuście, jak w lustrzankach Nikona. Pokrętło stawia duży opór i trzeba je chwycić drugą dłonią i mocno przekręcić. Opornie pracują także inne tarcze. Duży problem sprawia przesuwanie tarczy z przodu. Przeszkadza blokada tarczy z lewej strony, odpowiedzialnej za ustawienie czasu naświetlania. Aby ją zmienić, trzeba wcisnąć malutki przycisk zwalniający blokadę. Wydaje mi się, że to rozwiązanie może przeszkadzać podczas fotografowania w szybko zmieniających się warunkach, gdy trzeba co chwilę zmieniać parametry. Ale może tylko mi się wydaje – sprawdzę to pod koniec listopada w pełnym teście. Ciekawie rozwiązano przełącznik trybów PASM. Pokrętło trzeba delikatnie unieść do góry i dopiero można je przełączyć. Dobre wrażenie sprawia malutki, ale czytelny czarno-biały ekran na górnej ściance.
Tylna ścianka jest prawie żywcem przeniesiona z Nikona D600/610. Znajduje się na niej 3,2-calowy ekran LCD, podobny nawigator z pięcioma przyciskami oraz aż 11 innych przycisków rozlokowanych w praktycznych miejscach. Nikon nigdy nie zawodził w kwestii ergonomii i podobnie jest w tym wypadku. Biorąc Nikona Df do ręki, poczułem się jak w domu, i to pomimo wielu zupełnie nowych (w porównaniu z układem znanym ze współczesnych lustrzanek) rozwiązań na górnej ściance.
Dziennikarze dostali do dyspozycji wersje przedprodukcyjne, więc trudno je rzetelnie ocenić. Na szybko mogę stwierdzić, że 39-polowy AF pracuje bardzo szybko i celnie. To moduł zapożyczony z Nikona D600/610 i odnoszę wrażenie, że radzi sobie równie dobrze.
Nikon Df według zapewnień producenta to powrót do korzeniu fotografii, zatem aparat nie umożliwia nagrywania filmów. Brak tej funkcji może być podyktowany spójną filozofią producenta, ale może też wynikać z zastosowania malutkiej baterii EN-EL14a o pojemności 1230 mAh. Patrząc na jej gabaryty, obawiam się, jaka będzie jej wydajność w praktyce.
Tyle wrażeń na szybko z premiery. Później spróbuję jeszcze dopisać kilka zdań, ale teraz muszę kończyć i wracać do Wrocławia. Tymczasem zapraszam do obszernej galerii i na pełny test, który pojawi się pod koniec listopada.