Olympus PEN E‑P5 – pierwsze wrażenia
Na konferencji prasowej w Berlinie dziennikarze z całego świata mogli przyjrzeć się bliżej bezlusterkowcowi Olympus PEN E-P5.
10.05.2013 | aktual.: 26.07.2022 20:16
Nazwa serii aparatów Olympus PEN miała nawiązywać do kompaktowych rozmiarów urządzeń z tej linii. Miały one być tak małe i poręczne jak długopis („Pen” to skrót słowa „pencil”, po angielsku oznaczającego ‘ołówek’). Ostatnie analogowe PEN-y zostały wycofane ze sprzedaży na początku lat 80. ubiegłego wieku. Ich reaktywacja, w cyfrowej formie, nastąpiła w 2009 r. Od tamtego czasu Olympus stara się podkreślać nawiązanie do analogowej serii. Moim zdaniem jednak dopiero Olympus PEN E-P5 w zakresie wzornictwa jest spełnieniem tych zapewnień. Aparat zachował cechy charakterystyczne poprzedników z serii E-P, ale nawiązuje też do swojego analogowego pierwowzoru z lat 60.
Nowy bezlusterkowiec ma to samo zagięcie krawędzi, elegancki napis i „schodek” na przedniej części obudowy. Aby spersonalizować swój model, można zamówić drewniany przedni uchwyt dostępny w trzech wariantach. W udanym stylistycznym nawiązaniu do przeszłości przeszkadzały w poprzednich modelach serii PEN grube, wystające wyświetlacze. W Olympusie PEN E-P5 zastosowano 3-calowy, dotykowy, uchylany ekran LCD o rozdzielczości ponad 1,04 mln punktów.
Wyświetlacz jest o wiele cieńszy niż w większości aparatów i praktycznie nie wystaje poza płaszczyznę tylnej ścianki. To też pierwszy PEN w historii, który otrzymał niezły ekran – jasny, kontrastowy i przede wszystkim bardzo dobrze reagujący na dotyk. To wyświetlacz nawet lepszy niż we flagowym OM-D (3 cale, 610 000 punktów). Mechanizm odchylania ekranu działa bardzo płynnie i wygląda na solidny.
Olympus PEN E-P5 z bliska prezentuje się naprawdę dobrze. Utrzymana w stylu retro obudowa jest solidnie i stylowo wykonana. Nowy PEN E-P5 jest lekki (420 g z baterią i kartą pamięci), ale odpowiednio wyważony i dobrze leży w dłoni. Z przodu znajduje się nieduży, dobrze wyprofilowany uchwyt.
Olympus chwali się, że bierze pod uwagę krytyczne głosy użytkowników. Efektem tego jest nowy system pokręteł sterujących 2x2, składający się z dwóch tarczy i przełącznika, zamontowanych na tylnej i górnej części obudowy. Tylny przełącznik można ustawić w dwóch pozycjach. W pierwszej pozycji przednie pokrętło służy do regulowania wartości przysłony, tylnym można zmienić czas ekspozycji.
Przy drugim ustawieniu zmienimy wartość ISO i balansu bieli. W ten sposób producent chce rozwiązać problem braku dedykowanego, osobnego przycisku do czułości oraz balansu bieli. To ciekawe i innowacyjne rozwiązanie. Aby je jednak uczciwie ocenić, potrzeba dłuższych testów – nie wystarczy pół godziny z nowym aparatem w dłoniach. Trzeba przyznać, że nie każdemu to rozwiązanie przypadnie do gustu. Niektórym np. może sprawić problem zapamiętanie, które ustawienie co oznacza. Warto dodać, że przełącznik z tyłu można zaprogramować na kilka różnych sposobów, przypisując mu różne funkcje, które są do wyboru w menu aparatu.
Kolejną nowością w Olympusie PEN E-P5 jest moduł Wi-Fi, który staje się już standardem w urządzeniach ze średniej i wyższej półki. Japoński producent jako ostatni wprowadził to rozwiązanie do swoich aparatów. Takie opóźnienie przy wdrażaniu nowości ma jednak swoje plusy – można uczyć się na błędach konkurencji. A tych w kwestii bezprzewodowego łączenia się aparatu z urządzeniami przenośnymi trochę jest. W niektórych starszych aparatach z Wi-Fi irytującym problemem była konieczność ciągłego łączenia się na nowo, po automatycznym rozłączeniu czy żmudne dodawanie długich kluczy sieci Wi-Fi.
Aby połączyć się z Olympusem PEN E-P5, wystarczy zeskanować smartfonem czy tabletem odpowiedni kod QR z ekranu aparatu. Połączenie nawiąże się automatycznie i zostanie zapamiętane. Podobnie rozwiązał to Samsung w modelu NX300, tyle że tam wykorzystano technologię NFC zamiast kodu QR. Obydwa rozwiązania są dobre i skuteczne. Różnica polega na tym, że czytnik kodów QR może pobrać na telefon czy tablet każdy, a funkcji NFC nie ma wiele tańszych urządzeń przenośnych.
Wracając do nowego E-P5. Za pomocą urządzenia z system iOS lub Android i aplikacji Olympus Image Share 2.0 można zdalnie obsługiwać aparat – ustawiać autofokus, zwalniać spust migawki, jak również przegrywać zdjęcia w formacie JPEG i później przypisać do fotografii informacje GPS zapisane w smartfonie.
W Olympusie Pen E-P5 zastosowano 35-punktowy system autofokusu FAST AF, bazującego na detekcji kontrastu. „Olki” słynął z błyskawicznie szybkich i precyzyjnych systemów ustawiania ostrości i nie inaczej jest w przypadku najnowszego modelu z serii PEN. Już teraz mogę powiedzieć, że autofokus nie zawodzi, jest szybki i skuteczny. Podobno jest nawet szybszy niż w OM-D, ale różnica jest chyba nieduża i trudno mi potwierdzić te słowa. Nie miałem też pod ręką obu modeli do porównania. Plusem jest też system focus peaking, który podświetla na ekranie ostre krawędzie i płaszczyzny.
Nowy bezlusterkowiec otrzymał wbudowaną lampę błyskową, ale w zgrabnym korpusie niestety nie wystarczyło już miejsca na wbudowany wizjer. To jeden z większych minusów japońskiej konstrukcji. Producent zaprezentował jednak zupełnie nowy, zewnętrzny wizjer elektroniczny VF-4, który z wyglądu niczym nie różni się od poprzednika. Różnica jest zauważalna dopiero po przytknięciu do oka. Ekran w środku ma wysoką rozdzielczość 2,36 mln punktów, jest jasny, kontrastowy, ostry. Wizjer jest o wiele większy niż jego starsze wersje. Mogę go porównać pod względem rozmiarów obrazu do optycznych konstrukcji z pełnoklatkowych lustrzanek. Krótko mówiąc – obraz jest naprawdę duży i przyjemny w odbiorze. Praktycznie wyeliminowano też problem opóźnienia w przełączaniu obrazu pomiędzy ekranem głównym a wizjerem. Według zapewnień producenta czas przełączenia wynosi zaledwie 0,4 s, czyli tyle co nic. Nie jestem miłośnikiem cyfrowych wizjerów, ale jeśli ich rozwój ma iść w tym kierunku, jestem za.
[solr id="fotoblogia-pl-63078" excerpt="0" image="0" words="20" _url="http://fotoblogia.pl/1905,olympus-om-d-em-5-technologia-xxi-wieku-w-obudowie-sprzed-lat-wideotest" _mphoto="img-7503-252x168-f355d9e4766ae86.jpg"][/solr][block src="solr" position="inside"]2852[/block]
W Berlinie były dostępne tylko egzemplarze przedprodukcyjne i w związku z tym nie mogę pokazać Wam przykładowych zdjęć z nowego aparatu.
Olympus PEN E-P5 trafi na półki sklepowe pod koniec czerwca 2013 r. Mam nadzieję, że szybko uda nam się go przetestować, bo zapowiada się naprawdę interesująco. Jego najważniejsze elementy pochodzą z Olympusa OM-D, dodano jednak też kilka innych, nowych ciekawych funkcji. Czy przez Olympusa PEN E-P5 nie spadnie sprzedaż OM-D? Wątpię, aby tak się stało. Nowy PEN to jednak zupełnie inna konstrukcja. Korpus nie ma wizjera, nie jest uszczelniony, cechuje się nieco inną ergonomią. Poza tym japoński producent pewnie niebawem zaprezentuje następcę OM-D, wyposażonego we wszelkie udogodnienia z nowego PEN-a.
[solr id="fotoblogia-pl-60036" excerpt="0" image="0" words="20" _url="http://fotoblogia.pl/2079,olympus-pen-e-pl5-i-e-pm2-pierwsze-wrazenia-galeria" _mphoto="olympus-photokina-0015-6-f469c66.jpg"][/solr][block src="solr" position="inside"]2853[/block]