Olympus SZ‑10 - mały wielki zoom [test]
18-krotny zoom zamknięty w obudowie wielkości grubszego iPhone'a. Przepis na sukces czy droga do porażki? Na te pytania postaram się odpowiedzieć w dzisiejszym teście Olympus SZ-10.
06.12.2011 | aktual.: 01.08.2022 14:25
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Dziś testuję dla Was małego superzooma Olympusa SZ-10. Nie jest to aparat, którym zainteresowani będą zaawansowani fotoamatorzy, więc pominę zdjęcia tablic testowych i skupię się na walorach użytkowych. Mam sentyment do superzoomów Olympusa, bo to on był moim drugim w życiu aparatem cyfrowym (dokładnie 720-UZ) i dobrze go wspominam. Jak wygląda to dziś? Zobaczmy.
Specyfikacja
Olympus we wnętrzu kryje matrycę CCD o rozdzielczości 14 milionów pikseli i o rozmiarze 1/2,3 cala oraz procesor TruePic III+. Stabilizowany obiektyw oferuje 18-krotne przybliżenie, które odpowiada ekwiwalentowi ogniskowych 28-504 mm dla małego obrazka. To naprawdę dużo, zważywszy na wymiary aparatu. Aparat nagrywa również filmy w rozdzielczości HD 720p, które można obejrzeć na niezłym, 3-calowym wyświetlaczu o rozdzielczości 460 tys. punktów. W aparacie producent zainstalował również 59 megabajtów pamięci wewnętrznej. Więcej informacji znajdziecie na stronie producenta.
Budowa i jakość wykonania
Aparat jest przede wszystkim bardzo mały. Bez problemu zmieści się do kieszeni marynarki, co zaliczyłbym do dużych plusów, szczególnie że ma tak potężny zoom. Jest również bardzo lekki - waży nieco ponad 200 gramów. Mimo niewielkich wymiarów Olympus SZ-10 dobrze leży w dłoni z uwagi na głęboki, porforowany grip i świetne wyważenie. Trzymanie poprawia dodatkowo specjalne miejsce na kciuk. SZ-10 zbudowany jest z bardzo dobrej jakości plastiku, który jest równie dobrze spasowany. Nic nie trzeszczy, nie ma się wrażenia, że aparat rozpadnie się w dłoniach.
Na obudowie znajduje się jedynie 7 przycisków, co w porównaniu np. z Minoltą A1, która liczy sobie 13 przycisków i 5 przełączników i kół nastaw, wydaje się prawdziwym minimalizmem. Prócz zwykłych przycisków jest czterokierunkowy kontroler, który również pełni rolę koła nastaw oraz przełącznik zooma zainstalowany pod spustem migawki. Lubię to rozwiązanie, wydaje mi się dużo wygodniejsze niż wybór ogniskowych pod kciukiem. Wszystkie przyciski i przełączniki są odpowiednich rozmiarów i - co ważne - stawiają odpowiedni opór i mają wyczuwalny skok.
Po włączeniu aparatu obiektyw wysuwa się na około 3 cm, ma własny system zabezpieczający przednią soczewkę przed uszkodzeniami przy wyłączonym aparacie. Nie ma zatem mowy o zgubieniu dekielka, a w tym jestem mistrzem. Na prawej ścianie aparatu znajdują się dwa gniazda - USB i HDMI typu D. Producent dołączył kabel USB - HDMI, którym ładuje się aparat za pośrednictwem komputera lub przy użyciu odpowiedniego zasilacza z gniazdka. Na dole tradycyjnie znajduje się gniazdo kart SD/SDHC/SDXC oraz miejsce na baterię. Obydwa sloty schowane są pod jedną klapką.
Nad obiektywem jest niewielka lampa błyskowa. Dziwi mnie, że w aparacie dla amatorów lampa w razie potrzeby nie otwiera się sama. Nie mam żadnych zastrzeżeń co do wykonania, jest po prostu bardzo dobrze!
Ergonomia
Widząc tak mało przycisków na obudowie, myślałem, że obsługa aparatu będzie prawdziwą mordęgą. Jednak, jak się okazało, aparat obsługuje się bardzo intuicyjnie. Duży plus należy się za kontroler, który jednocześnie jest kołem nastaw. Wybiera się nim poszczególne opcje. Dostrzegam tu analogię do mojej lustrzanki Canona. Używając tego aparatu, czułem się zatem jak ryba w wodzie. Zdziwił mnie brak koła wyboru trybu fotografowania, ale i bez niego w miarę szybko można zmienić tryb czy scenę. Drażni zbyt wolny procesor, co można odczuć przy zmianie opcji w poszczególnych trybach. Wtedy nie zawsze przy przekręceniu koła o więcej niż jeden skok opcje zmieniają się równie szybko.
Aparat bez problemu można obsługiwać jedną ręką, nie nastręcza to żadnych problemów. Menu jest przejrzyste, użyte skróty są jasne dla użytkownika. Po lewej umieszczono ikony określające funkcję poszczególnego podmenu, czyli tak jak w większości aparatów. Menu samo w sobie jest bardzo estetyczne, za co należy się duży plus. Widać, że Olympus kieruje SZ-10 do początkujących użytkowników.
Obok przycisku "menu" znajduje się przycisk oznaczony znakiem zapytania. Po naciśnięciu go oczom użytkownika ukazuje się rozbudowany samouczek kierujacy do poszczególnych opcji w menu. Na uwagę zasługuje menu podręczne każdego z trybów, gdzie w mgnieniu oka zmienia się takie wartości, jak kompensacja ekspozycji, balans bieli czy też czułość ISO. To chyba najlepsze wejście przy tak małej liczbie przycisków. Tak więc ergonomia i obsługa aparatu znajdują się na równie wysokim poziomie, co jakość wykonania.
Fotografowanie w praktyce
Wyżej opisane właściwości sprawiają, że fotografowanie SZ-10 to niezła frajda. Pierwsze zdjęcie po uruchomieniu aparatu można wykonać po około 3 sekundach. Denerwuje zbyt wolne działanie kompaktu - po zrobieniu jednego zdjęcia trzeba odczekać około 2 sekund, aby zrobić kolejne. Nie ma mowy o fotografowaniu sportu w pełnej rozdzielczości. Olympus SZ-10 między poszczególnymi ujęciami po prostu za długo się zastanawia. Lubię aparaty, które potrafią w miarę szybko pracować, tu tego zabrakło.
Autofokus dobrze działa przy krótszych ogniskowych. Kiedy obiektyw osiąga ogniskową ekw. 504 mm, przestaje być tak różowo. Trzeba znaleźć naprawdę bardzo kontrastowy obiekt, żeby na środku ekranu wyświetliła się zielona ramka. Aparat długo szuka ostrości w całym zakresie autofokusu.
Mimo tego nie mam zbyt wielu powodów do narzekań. Zadziwiająco dobrze działa automatyczny dobór balansu bieli. Jest to niesłychanie ważne, zważywszy, że maluch nie ma możliwości zapisu plików w formacie RAW. Tak duży zoom musi być stabilizowany, nie inaczej jest w tym wypadku. System działa bardzo efektywnie, umożliwiając fotografowanie przy tak dużych ogniskowych. Dziwi mnie jednak ustawienie parametrów aparatu, ponieważ przy bardzo dobrych warunkach oświetleniowych i ogniskowej 504 mm Olympus SZ-10 woli mocniej domknąć przysłonę, niż skrócić czas poniżej 1/250 sekundy. Maksymalny czas otwarcia migawki wynosi 4 sekundy w trybie nocnym. Moim zdaniem to zbyt krótko, ale domyślam się, że chodzi o zredukowanie gorących pikseli, które z pewnością pojawiałyby się przy dłuższym naświetlaniu.
Zaczynając zabawę aparatem, długo szukałem trybu M, niestety na próżno. SZ-10 nie oferuje trybu manualnego. Użytkownik może jedynie rozjaśnić lub przyciemnić zdjęcie poprzez kompensację ekspozycji w zakresie 4 EV. Być może trochę za dużo wymagam od amatorskiego superzooma, ale tryb manualny z pewnością byłby miłym dodatkiem, rozwijającym horyzonty początkującego adepta fotografii.
Warto wspomnieć o samym obiektywie. 18-krotny zoom to naprawdę spora wartość - zachęca do bezkrwawych łowów i podglądania sąsiadów. Choć sam rzadko korzystam z ogniskowych powyżej 150 mm, miałem naprawdę dużo frajdy, fotografując bardzo odległe budynki, takie jak Zamek Grodziec czy szczegóły Sky Tower. Jasność obiektywu oceniam wysoko - f/3.1-4.4 przy tak dużej ogniskowej to dobry wynik.
Olympus SZ-10 test wideo [fotoblogia.pl]
Aparat oferuje nagrywanie filmów w rozdzielczości HD 720p w formacie mp4. Dodatkowo użytkownik ma wpływ na to, czy obraz podczas filmowania będzie stabilizowany i czy wraz z filmem nagrywany będzie dźwięk. Jakość wideo przy filmowaniu jest przeciętna, w mojej ocenie obrazowi brakuje szczegółowości. Kompresja wideo materiału rzuca się w oczy, zwłaszcza w jasnych, jednolitych partiach. Radzę również wyłączyć stabilizację w trybie wideo, gdyż przy panoramowaniu powoduje ona, że obraz nienaturalnie przeskakuje.
Podczas filmowania nie działa zoom, ogniskową ustawia się jeszcze przed jego rozpoczęciem, następnie całe ujęcie musi zostać nakręcone z wcześniej zadaną ogniskową. Niestety nie obeszło się bez poważnej wady. Pod żadnym pozorem przy filmowaniu w kadrze nie może znaleźć się słońce. W przeciwnym wypadku pojawią się ogromne, fioletowe i ciemnozielone pasy.
Dodatkowe funkcje
Aparat został wyposażony w mnóstwo scen fotografowania - beauty, zachód słońca, fajerwerki, krajobraz, sceny nocne, sport itd. Ciekawostką są dwa osobne sceny portretowe dla kotów i psów. Nie do końca rozumiem działanie tej funkcji, ale polega ona na tym, że kiedy aparat wykryje pyszczek kota w trybie portret kota, sam zrobi zdjęcie - tak samo z psem. Byłbym naprawdę pod dużym wrażeniem tej funkcji, gdyby działała jak należy. Aparat nie widzi kompletnie żadnej różnicy między kotem a psem. Chyba że mój kot wygląda jak połączenie kota z psem, w co wątpię. Na uwagę zasługuje też funkcja zdjęć 3D i panoram. Obie działają całkiem nieźle, choć aparat miewa problemy z prawidłowym złożeniem nawet prostych scen, a ich jakość jest gorsza niż przy normalnym składaniu zdjęć w komputerze.
Sceny w Olympus SZ-10 [fotoblogia.pl]
Jakość zdjęć
Przez cały czas trwania testu nie zgrywałem zdjęć na komputer. Zrobiłem to ostatniego dnia, kiedy już zaczynałem pisać. Po obejrzeniu ich miałem wrażenie, że wszystkie zdjęcia zrobiłem na ISO 800 i wyższej. Upakowanie 14 milionów pikseli na powierzchni 30-krotnie mniejszej niż mały obrazek to bardzo zły pomysł. Matryca SZ-10 ma wymiary ok. 6 x 4,5 mm, a do tego została skontruowana w technologii CCD. Zdjęcia po prostu nie mogą być dobrej jakości. O ile przed zgraniem fotografii byłem pełen entuzjazmu i myślałem nad zakupem podobnego aparatu na wakacje, to po zobaczeniu ich na ekranie komputera entuzjazm zmienił się w duży niesmak. Niestety marketingowa pogoń za megapikselami odbija się czkawką... użytkownikom aparatów. Moim zdaniem maksymalną wartością dla matryc tej wielkości powinno być około 5 milionów pikseli. Zdjęcia są bardzo poszarpane, pozbawione szczegółów, wyglądają jak mocno interpolowane, zaszumione pliki. A szkoda, bo zapowiadało się naprawdę dobrze.
Podsumowanie
Kiedy dostałem ten aparat, byłem pełen entuzjazmu. Niemal wszystko było na tak. Jakość wykonania, ergonomia stoją na bardzo wysokim poziomie. Samo fotografowanie to również czysta przyjemność. Aparat jest naprawdę dobry - mały, lekki, z dużym zoomem. Co prawda moim zdaniem jest zbyt wolny, ale to byłbym w stanie mu przebaczyć. Niestety zazwyczaj po zrobieniu zdjęć chce się je obejrzeć na większym ekranie. Fotografie generowane przez SZ-10 są bardzo słabej jakości. Wyższe czułości zupełnie nie nadają się do użytkowania. Cena ok. 750 zł wydaje się być zbyt wygórowana. Jakoś zdjęć jest zbyt niska, choć wykonanie bardzo dobre. Nie da się jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie postawione na początku testu. Sukces czy porażka? Jedno i drugie. Sukces do momentu włożenia karty do czytnika w komputerze, zaraz potem - porażka.
[plus] dobra jakość wykonania
[plus] kompaktowe wymiary
[plus] duży, 18[minus]krotny zoom
[plus] szeroki kąt 28 mm
[plus] intuicyjna obsługa
[plus] wydajna stabilizacja
[minus] słaba jakość zdjęć w całym zakresie czułości
[minus] powolna praca
[minus] nieudolnie działające funkcje dodatkowe
[minus] niecelny autofokus na dłuższych ogniskowych
[minus] fioletowo[minus]zielone pasy w trybie wideo przy źródłach światła