Olympus Tough TG‑1 – wakacyjny towarzysz [szybki test]
Mam do Olympusa wielki sentyment, ponieważ kilka lat pracowałem „Olkiem” E-1, potem E-3. Olympus słynie ze swojej odmiennej strategii produktowej, nietuzinkowych rozwiązań. Z przyjemnością zabrałem ze sobą na wakacje najnowszego "twardziela" Olympusa Tough TG-1.
Wrażenie ogólne
Mam do Olympusa wielki sentyment, ponieważ kilka lat pracowałem „Olkiem” E-1, potem E-3. Byłem zafascynowany optyką, ergonomią oraz szybkością pracy jednego i drugiego. Gdyby były to aparaty pełnoklatkowe, pewnie do dziś nie zdecydowałbym się na zmianę. Olympus słynie ze swojej odmiennej strategii produktowej, nietuzinkowych rozwiązań. Czasem nie trafia z pomysłami, innym razem (system OM) nie ma sobie równych. Ale do rzeczy.
Wszystko wydarzyło się dość szybko. Dostałem ten aparat tuż przed moim wyjazdem na urlop. Nie miałem czasu przeczytać żadnej recenzji, ba, nie wiedziałem nawet, co znajduje się w pudełku. Postanowiłem zacząć przygodę z tym sprzętem podobnie jak z każdym innym nowo zakupionym gadżetem. Otworzyłem pudełko, odłożyłem instrukcję obsługi w wygodne dla niej miejsce, czyli do torby. Następnie odwinąłem z folii wszystkie możliwe części. Włożyłem kartę, bateryjkę, pasek i rozpocząłem eksplorację menu.
Wrażenia ogólne
Trzymam w rękach atrakcyjnie wykonany aparat kompaktowy o niewielkich gabarytach, z dość wygodnym paskiem. Zaglądam głębiej w menu. Koło wyboru programów jest ubogie w funkcje. Nie ma możliwości wyboru programu manualnego ani półautomatycznego. To rozwiązanie nie wydaje mi się jednak złe.
To ma być aparat wakacyjno-wycieczkowy, a fotograf amator nie chce zaprzątać sobie głowy karkołomnymi ustawieniami. Jednak sprzęt kosztujący 1600 zł mógłby zapewniać wygodniejszy dostęp do korekcji ekspozycji. Jakość ekranu wydaje się bardzo wysoka, mam tylko obawy, że nie jest on wystarczająco jasny, by dało się wygodnie pracować w pełnym słońcu, ale sprawdzę to później.
Jednym z programów dostępnych w Olympusie TG-1 jest MAGIC, oferujący kilka na pierwszy rzut oka ciekawych filtrów kolorystycznych. Mają one wpisywać się w modę na stylistykę retro czy Instagram. Mieszanych uczuć ciąg dalszy, bo po kilku próbnych strzałach odnoszę wrażenie, że oglądam zdjęcia ślubne najniższej miary. Nie mam nic do fotografii ślubnej, ale aktualna moda na przekontrastowane i przekolorowane fotografie przyprawia mnie o ból głowy podobny do towarzyszącego mi przy „nutach“ disco polo.
Ale na poważne próby przyjdzie jeszcze czas. Podpinam więc aparat do ładowarki, żeby nie było niespodzianki, kiedy zabiorę go w plener. I... muszę wrzucić kolejny kamyk do ogródka. Sprzęt kosztuje 1600 zł, a ładowarka to kabel USB z zasilaczem do sieci. W iPhonie takie rozwiązanie jest właściwe, ale aparat fotograficzny potrzebuje ładowarki, do której wkłada się baterię, bo może wpadnie nam do głowy, żeby jeden akumulator ładować, a drugiego używać? Instrukcji nie otworzyłem, ale szybko sprawdziłem problem w sieci. No i masz... Ładowarka to opcjonalne akcesorium. No dobra, nie pastwię się dalej, bo wszystkie te mankamenty nie spowodowały, że przestałem lubić Olympusa TG-1. Przy okazji aparat jest lekko lanserski, co w moim przypadku staje się atutem.
[solr id="fotoblogia-pl-60171" excerpt="0" image="0" words="20" _url="http://fotoblogia.pl/2068,dlaczego-olympus-om-d-e-m5-to-najlepszy-aparat-mikro-cztery-trzecie" _mphoto="olympus-om-d-0065-60171--be7c765.jpg"][/solr][block src="solr" position="inside"]2298[/block]
Chorwacja 2012 – zaczynam wakacje, zabieram aparat na pierwszą wycieczkę
[solr id="fotoblogia-pl-59755" excerpt="0" image="0" words="20" _url="http://olga.drenda.fotoblogia.pl/2096,olympus-stylus-xz-2-zaawansowany-kompakt-z-superjasnym-obiektywem" _mphoto="di-xz-2-black-product-35-3b73b74.jpg"][/solr][block src="solr" position="inside"]2299[/block]
Do tej pory na wakacje brałem zwykle albo Olympusa µ[mju:]-II (jedyna właściwa wersja, czyli analogowe Mju ze stałoogniskowym obiektywem), albo - od dwóch lat - Sony NEX-5. Będę prawdopodobnie miał w głowie funkcjonalność tamtych sprzętów. Wciskam power i do roboty... Oczywiście nie mam planu na zdjęcia wakacyjne, wkładam aparat do kieszeni i ruszam w drogę.
TG-1 został wyposażony w obiektyw 25-100 mm (oczywiście po przeliczeniu na format 35 mm). To idealny zakres ogniskowych dla sprzętu wakacyjnego. Ja będę pracował w dolnych granicach tego szkła. Pierwsze kilka zdjęć i zaczynam wiele wiedzieć. Po pierwsze ekran jest odrobinę za ciemny. Jeśli słońce świeci intensywnie, trudno zobaczyć na wyświetlaczu, co wyszło. Widać zarys, ale żeby zobaczyć pełny obraz fotografii, trzeba albo przysłonić go dłonią, albo wejść w zacienione miejsce. To nie wystarcza do komfortowego fotografowania, ale nie mogę powiedzieć, by było to wyjątkowo uporczywe. Po drugie aczyna dawać się we znaki schowana korekcja ekspozycji. Potrzeba kilku kliknięć, żeby dokopać się do podziałki +/-. To według mnie poważne uchybienie. Wiem, że to sprzęt kompaktowy, ale zależy mi na tym, żeby zdjęcia nie były ani zbyt ciemne, ani zbyt jasne. Chcę, żeby wakacyjne fotografie były dobrze wyeksponowane. System wykrywania twarzy i automatyczna kompensacja cieni mnie nie przekonują. Wolę mieć kontrolę nad sprzętem.
Cierpienie wynagradza mi jakość otrzymywanych fotografii. Ostre, z bardzo ładnymi, naturalnymi kolorami fotografie robią wrażenie. Przyznaję, że takiej jakości w sprzęcie kompaktowym jeszcze nie widziałem. To prawdopodobnie spowoduje, że NEX-5 będzie częściej zostawał w hotelu, a Olympusa TG-1 będę nosił ze sobą.
„Olek” genialnie spisuje się w roli sprzętu streetowca. Odwiedzam Dubrownik (Chorwacja), Mostar (Bośnia i Hercegowina), Split (Chorwacja), Kotor (Czarnogóra). Cały czas robię zdjęcia, a nikt tego nie zauważa. Dużo łatwiej jest się wtopić w tłum. Tym bardziej że mogę pracować dość wygodnym szerokim kątem. Wraz ze sprzętem otrzymałem konwerter Fisheye FCON-T01. To kolejne pozytywne zaskoczenie – kawał szkła doczepiony do Olympusa utrzymuje świetną jakość obrazu – nie jest to jednak efekciarskie rybie oko. Po założeniu nakładki otrzymuje się mocno szeroki kąt – 19 mm – czyli bardzo umiarkowane rybie oko, które pozwala na znacznie więcej niż tylko zabawę krzywizną, podobną do trendów w fotografii ślubnej niskich lotów.
Zauważam jednak jeszcze jeden minus. Zaczynając fotografowanie, ustawiłem program „P“, czyli automat z możliwością wszelkich korekcji. Za każdym razem po wyłączeniu i włączeniu aparatu musiałem od nowa ustawiać balans bieli i korekcję ekspozycji. Bardzo drażniące. Ponieważ podobnie jak większość z Was nie mam zwyczaju czytać instrukcji, dopiero po kilkunastu minutach doszedłem do tego, że po włączeniu jednego z programów C1 lub C2 (w których preferowane funkcje mogą być zapisane) problem znika. Zacząłem też rozumieć ideę tego rozwiązania. Amator „lubi“ zapomnieć, co ustawił wcześniej, wystarczy zatem sprzęt włączyć, wyłączyć i wszystko wraca do punktu wyjścia w programie „P“.
Już po kilku godzinach spaceru zauważam, że bateria bardzo szybko traci ładunek. Ma niewielkią pojemność, chciałbym jednak mieć odrobinę większy komfort. Ostatecznie zauważam, że przy próbach oszczędzania prądu jedno ładowanie wystarcza na dzień pracy.
Już zaczynam lubić ten sprzęt, a niebawem przyjdzie czas na przetestowanie jego wodoodporności. Jak podaje producent, można z nim pływać do 12 m głębokości. Co więcej, wyposażony jest w manometr mający chronić przed wejściem pod wodę zbyt głęboko.
Przyszedł czas na nurkowanie. Nie, „nurkowanie” to zło słowo – niestety, nie mam o nim pojęcia. Raczej popływam w okolicy Makarskiej Riviery. Specjalnie na tę okazję zakupiłem okulary do pływania (przepraszam, ładniejszych nie było w promieniu 3 km), bo swoje zostawiłem tam, gdzie pakowałem się na urlop. Przypomina mi się test jednego z pierwszych aparatów wodoodpornych, który oglądałem w TV. Tam zamoczenie sprzętu na głębokość 20 cm zakończyło się porażką.
Dlatego bardzo ostrożnie wchodzę do wody. Szybko zauważam, że nie ma najmniejszego problemu z moczeniem sprzętu w słonej wodzie. Na ile udało mi się zejść głęboko bez balastu, na tyle to robiłem. Choć nie sądzę, żeby było głębiej niż 2m. Sól wypychała mnie do góry, a trudno było „wiosłować“ ze sprzętem w jednej dłoni. Zabawę miałem jednak przednią, bo jeszcze nigdy nie fotografowałem pod wodą. Zapewne dla nurków to, co teraz napisałem, jest śmieszne. Okazuje się, że można robić zabawne zdjęcia w wodzie bez konieczności kupowania kosztownych obudów przeznaczonych do nurkowania i schodzenia znacznie niżej pod wodę.
Jest w całej tej opowieści jedno „ale“. Pasek na rękę dołączany do TG-1 jest zbyt luźny na moją dłoń, a dłonie mam dość duże. Nie przeszkadzało mi to, kiedy robiłem zdjęcia na lądzie. Zaczęło być kłopotliwe w wodzie, gdzie aparat łatwo stracić. On nie pływa i gdyby wymsknął się z ręki, miałbym nie lada kłopot z zanurkowaniem w słonym morzu aż do dna. Tym bardziej że dno było zapewne głębiej niż na 12 m (głębokość graniczna dla Olympusa).
[solr id="fotoblogia-pl-60036" excerpt="0" image="0" words="20" _url="http://fotoblogia.pl/2079,olympus-pen-e-pl5-i-e-pm2-pierwsze-wrazenia-galeria" _mphoto="olympus-photokina-0015-6-f469c66.jpg"][/solr][block src="solr" position="inside"]2300[/block]
Po wyjściu ze słonej wody wystarczy wrzucić aparat do kranówy na 10 minut, dokładnie wytrzeć i można od nowa robić zdjęcia. Oczywiście po uprzednim naładowaniu baterii.
Klapki gniazd USB, kart pamięci i baterii zabezpieczone są podwójnymi zamkami, więc nie ma obawy, że aparat przypadkowo się otworzy.
Jakość zdjęć
Kiedy oglądam zdjęcia testowe Olympusa TG-1, przypominam sobie lustrzanki sprzed pięciu lat, które z dużymi czułościami radziły sobie znacznie słabiej! Szumy są widoczne przy ISO 800, ale dosyć skutecznie radzi sobie z nimi wbudowany system odszumiania. Całkiem nieźle jest przy ISO 1600, a ziarno ma dosyć przyjemny charakter. Nawet fotografie wykonane z ISO 3200 są użyteczne - nie widoczne są nieprzyjemne artefakty czy kolorowe kropki. Awaryjnie można skorzystać z ISO 6400, chociaż fotografie są tam już mocno rozmyte. Generalnie jednak aparat bardzo dobrze radzi sobie z szumami oraz oddaniem szczegółów.
Podsumowanie
Miałem do dyspozycji świetny aparat fotograficzny na wakacje. Mimo że nie pozbawiony wad, to jednak ogólnie wypadający na duży plus. Ma on znacznie więcej funkcji niż te, o których napisałem w tym teście. GPS geotaguje zdjęcia, co jest doskonałym dodatkiem do tego typu sprzętu. Zawiodłem się na opcji Magic i kolorystycznych filtrach. Wyglądają wręcz okropnie. Są sztuczne i, moim zdaniem, bezużyteczne. Może znajdą swoich amatorów, ale ja z daleka będę rozpoznawał ich „discopolowość“.
Niespecjalnie spodobał mi się drugi dostarczony przez firmę Olympus konwerter - Tele TCON-01. Po pierwsze dla mnie obiektywy kończą się na 85 mm. Po drugie - możliwość uzyskania długości szkła 170 mm w aparacie kompaktowym powoduje, że trzeba pomyśleć o statywie (trudno utrzymać tak mały aparat przy tak długiej ogniskowej). Statyw jednak zaprzeczy kompaktowości Olympusa. To oczywiście tylko moje zdanie.
[solr id="fotoblogia-pl-59823" excerpt="0" image="0" words="20" _url="http://fotoblogia.pl/2093,canon-eos-m-pierwsze-zdjecia-nowego-bezlusterkowca-galeria" _mphoto="canon-eos-m-handson-07-5-7e3a5fb.jpg"][/solr][block src="solr" position="inside"]2301[/block]
Chciałbym wypróbować ten sprzęt w zimie. Możliwość obsługi Olympusa poprzez stukanie w obudowę to obiecująca opcja. Może okazać się genialna podczas zimowego wypadu na narty. Próbowałem „stukania“ w lecie i albo się z nim nie zaprzyjaźniłem, albo nie działa to tak pięknie, jak wynika z opisów. Zima i narty to co innego, więc chętnie sprawdzę Olumpysa TG-1 w takich warunkach. Nie doszukałem się minusów, które przekreślałyby ten sprzęt. Bardzo mnie jednak zdenerwowało, kiedy włożyłem aparat do (pustej) kieszeni dżinsów, a po wyciągnięciu na ekranie były już rysy. Nie jest to problem tylko Olympusa, dlatego polecam wszystkim producentom, żeby bardziej zadbali o ekrany aparatów fotograficznych. Nic tak nie irytuje podczas oglądania zdjęć jak rysy na ekranie (pomijając naszą kreatywność).
[plus] Sprzęt wygląda doskonale. To jeden z tych gadżetów, które chce się mieć.
[plus] Piękne kolory, bardzo ostry obraz, świetnie działający balans bieli.
[plus] Wodoodporność, możliwość pływania z aparatem fotograficznym.
[plus] Świetny konwerter – fisheye.
[plus] Schowany w obudowie jasny obiektyw, świetnie działający. Olympus może się nim szczycić, podobnie jak szkłami z serii OM czy niektórymi Zuiko Digital.
[minus] Chcemy ładowarki do baterii, a nie kabla USB.
[minus] Dość krótki czas pracy na jednym pełnym cyklu naładowania baterii.
[minus] Wyświetlacz jest zbyt ciemny w ostrym słońcu.
[minus] Pasek dołączony do aparatu nie jest dobrym rozwiązaniem w wodzie.
[minus] Łatwo rysujący się wyświetlacz.
[minus] Tragiczne filtry kolorystyczne.