Fotograf Fabian Muir pokazuje, że „Korea Północna nie jest jedną wielką paradą wojskową"
Australijski fotograf, Fabian Muir, zajmuje się dokumentem oraz sztuką. Za ten materiał został nominowany do finału konkursu Magnum Photography Awards 2016. Postanowiliśmy zamienić kilka słów z Fabianem, by lepiej poznać jego twórczość.
Fabian Muir: Robię zdjęcia praktycznie tak długo, jak pamiętam. Jak byłem małym chłopcem, patrzyłem z fascynacją na Hasselblada ojca – obraz na matówce wyglądał magicznie, a odbitki przenosiły mnie w inny wymiar. Jestem samoukiem, nigdy nie odbyłem żadnej lekcji fotografowania. Uważam, że uczenie się wszystkiego na własną rękę jest budujące, ponieważ możesz rozwinąć swoją wizję na temat obrazu, zamiast zadowalać nauczycieli. Cieszę się, że nikt nigdy nie zmuszał mnie do przyjęcia określonej postawy, jako twórcy.
Uważam, że przede wszystkim fotograf zawsze powinien próbować przekazać informacje oraz emocje za pośrednictwem obrazu. Według mnie idealna klatka to ta, która wywołuje uczucia, chwyta „decydujący moment”, ale również powoduje, że widz zadaje sobie pytania lub zostaje zaskoczony. Wszystko to powinno być opatrzone stosowną estetyką. Tych rzeczy szukam w swoich zdjęciach oraz dziełach innych twórców.
Fotografia nigdy nie jest dla mnie pracą. Zamiast poczucia frustracji, przynosi spokój – jest dla mnie jak medytacja, od czasu, kiedy mogę się w pełni jej poświęcić.
Oczywiście zdaje sobie sprawę z tego, że to złudzenie, ale kiedy jestem na miejscu robienia materiału, prawie wierzę w to, że jestem niewidzialny za aparatem. Myślę, że to pokazuje, jak bardzo wciąga mnie fotografowanie. Często jestem zaskoczony, kiedy ktoś wybudza mnie zza aparatu i zaczyna do mnie mówić!
Kiedy wspominam o medytacji, nie mam na myśli „lunatykowania”. Nie mogę sobie na to pozwolić, ponieważ muszę być cały czas świadomy tego, co dzieje się dookoła, by móc reagować na to, co jest przede mną.
Być może fotografia jest połączeniem stanów medytacji i wzmożonej świadomości, od których jestem uzależniony. Właśnie z tego powodu nie mógłbym pracować jako fotograf studyjny.
Za pierwszym razem, kiedy odwiedziłem Północną Koreę, spodziewałem się, że zobaczę to, co pokazują wszyscy w swoich materiałach. Innymi słowy – silnie kontrolowane, dziwne i depresyjne miejsce.
Jednak odkryłem, że są tam zupełnie normalne aspekty życia społecznego, które są absolutnie pomijane przez reportaże i to stało się moim pomysłem na realizację materiału dokumentalnego. Korea Północna nie jest jedną wielką paradą wojskową!
Lista jest zbyt długa, by o tym opowiadać. W skrócie – przemierzyłem cały kraj, w tym oba wybrzeża, daleką północ oraz ponad 12 malutkich miasteczek poza Pyongyang, co jest tutaj kluczowe, ponieważ mało fotografów zwraca uwagę na to, co jest poza stolicą.
Nie było większych problemów. Pamiętam jednego z plażowiczów, który wkurzył się na to, że robię zdjęcia w miejscu, gdzie był – na szczęście udało mi się skończyć. Koreańczycy są z natury dość skorzy do pomocy, aczkolwiek czasem niespecjalnie podoba im się to, że się ich fotografuje. Oczywiście uszanowałem to.
Nigdy nie chowałem się z aparatem, nie pracuję w ten sposób.
Nie, nikt nigdy nie przeglądał moich zdjęć przy wyjeździe. Przekraczałem granicę w trzech różnych miejscach. Czasami tylko celnicy patrzyli na zdjęcia, które już miałem na aparacie wjeżdżając na teren kraju.
Wydaje mi się, że Koreańczycy przykładają większą wagę do tego, co wwozisz do ich kraju, niż do tego, co wywozisz. Chociaż może są po prostu ciekawi świata poza swoimi granicami?
Standardowo. Wykorzystałem moje dwa aparaty Fuji z serii X oraz Sony RX100.