Piotr Tracz fotografował pandemię kamerą termowizyjną. Pokazał prawdziwy niepokój
25.08.2020 11:54, aktual.: 25.08.2020 16:13
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Piotr Tracz jest fotografem, który zajmuje się szeroko pojętym dokumentem. W dobie pandemii koronawirusa SARS-CoV-2 widzieliśmy już wiele materiałów, ale to coś nowego. Artysta wziął kamerę termowizyjną i pokazał, jak wygląda świat podczas pandemii.
Piotr Tracz uznał, że zbyt wiele jest klatek ze szpitali i innych strasznych kadrów. W swoim projekcie "COVID-19" chciał pokazać życie codzienne z nadzieją wzbudzenia refleksji w odbiorcach. Niecodzienna forma nadała tym kadrom dodatkowego niepokoju i zdecydowanie na długo zapada w pamięci.
Marcin Watemborski: Skąd pomysł na ten projekt?
Piotr Tracz: Żyjemy wśród otaczającego nas wirusa, do którego chyba się już trochę przyzwyczailiśmy. Wiele koleżanek, a także kolegów fotografów niejednokrotnie z narażeniem własnego zdrowia dokumentuje w szpitalach i izbach przyjęć zmagania pacjentów oraz personelu w codziennej walce z wirusem.
Prawdę mówiąc, ja w ogóle nie miałem zamiaru zająć się dokumentacją epidemii. Jednak jak w życiu, tak i w fotografii, w wielu kwestiach decyduje przypadek. Tak było ze mną i pomysłem na ten materiał.
Jakiś czas temu udałem się z moim 4-letnim synem na spektakl do Nowohuckiego Centrum Kultury. Jako że było to zaraz po "odmrożeniu kraju", reżim sanitarny był wyjątkowo duży - mierzenie temperatury, itp. Spektakl był jednak kierowany dla młodszych widzów. W trakcie przedstawienia zacząłem się zastanawiać, jaki właściwie ten wirus ma wpływ na nas jako społeczeństwo, w jaki sposób determinuje nasze zachowania w życiu codziennym, jakie odciska na nas piętno, i jak zmienni nasze życie codzienne w przyszłości, bo co do tego, że się tak stanie, to nie mamy już chyba wątpliwości.
Dlaczego akurat kamera termowizyjna?
Gdy stwierdziłem, że chcę dokumentować życie codzienne podczas epidemii, od razu wiedziałem, że muszę wybrać formę, która spotęguje siłę oddziaływania tych sytuacji mocno codziennych, często w ogóle fotograficznie niespektakularnych.
Stąd zrodził się pomysł rejestracji obrazu aparatem termowizyjnym, którym pracuje i tak już od dłuższego czasu nad innym długoterminowym projektem, jednak w przypadku COVID-19 musiał być to aparat wyjątkowo mały, który umożliwia mi uprawianie fotograficznego voyeryzmu. Tak się szczęśliwie złożyło, że w tym czasie udało mi się nawiązać kontakt z firmą TCCM, polskim przedstawicielem firmy Cat, która użyczyła mi telefony z wbudowaną kamerą termowizyjną. Najpierw był to model Cat s61, a od jakiegoś czasu pracuję na modelu Cat s62.
Odkryłeś jakieś niepokojące znaki podczas fotografowania?
Podczas dokumentacji odkryłem na nowo to, co powszechnie o nas wiadomo i jak postrzegają nas inne narody, a do czego często jest nam się trudno przyznać. Jesteśmy narodem dość krnąbrnym, lecz przy tym pomysłowym, również w sposobie obchodzenia zakazów, nakazów.
Jak wyobrażasz sobie świat po pandemii?
Przyzwyczailiśmy się już trochę do tego wirusa. Siła oddziaływania statystyk, które prezentowane są w mediach, jest już dużo mniejsza, jednak wydaje mi się, że jest to swoisty test na naszą dyscyplinę, którą najlepiej zacząć od siebie.
Już dzisiaj wiemy, że wpływ wirusa na nasze życie codzienne jest ogromne, tak samo na gospodarkę.
Nie bałeś się realizować tego projektu we właściwie niebezpiecznym środowisku?
W przeciwieństwie do większości fotografów, od początku nie miałem w zamierzeniu rejestracji obrazu w miejscach wrażliwych jak SORy, izby przyjęć, itp. Chciałem się skupić na życiu codziennym nie w czasie wirusa, lecz mimo wirusa.