Barwy po mojemu, czyli system pracy z kolorem od A do Z
Zarządzanie barwą i zbudowanie całego systemu w domowym zaciszu jest nie lada wyzwaniem. Odpowiadając na Wasze liczne pytania, jak wygląda to u mnie, postanowiłem podzielić się z Wami moimi doświadczeniami.
16.11.2016 | aktual.: 26.07.2022 18:46
Powiem szczerze, że im więcej sprzętu przewinęło się przez moje ręce, im więcej piątek przybijałem sobie z kurierami, tym mniej wiedziałem. Poza tym znalezienie w Internecie jednej, uniwersalnej wiedzy w tym temacie, jest po prostu niemożliwe. Wiele osób mówi zupełnie co innego, często teorie się ze sobą kłócą. Poza tym pewnie to, co napiszę, nie będzie w 100% idealne, ale nie chcę się tu z nikim zabijać. Według mnie, wypracowany system jest już naprawdę niezły i jest w jakimś sensie kompromisem między normalnym wyglądem pokoju, a jakością samej pracy. Założenie było proste – w pokoju ma być przyjemnie, ładnie, ale neutralnie.
Pokój i biurko
Miejsce, w którym pracuję, to około 11 metrowy pokój. To również miejsce, gdzie trzymam książki, sprzęt fotograficzny i ciuchy. Nie jest specjalnie ustawny – jest dość wąski i długi, a na ścianie znajduje się spore okno. Jedyne sensowne ustawienie wszystkiego wymusiło ustawienie biurka przed oknem. Doszedłem do wniosku, że zdjęcia obrabiam głównie po zmroku, więc nie ma to wielkiego znaczenia. W ciągu dnia, rzeczywiście oświetlenie za oknem dość mocno się zmienia, ale pracując nad artykułami, gdzie muszę się skupić jedynie nad tekstem, nie jest to kluczowe. Ustawienie biurka bokiem do okna też nie wchodziło w grę, bo z pokoju zrobiłby się wagon, a prócz tego, że ma służyć do pracy, ma też być normalnym pokojem. Tak więc biurko 160 x 75 cm z białym, błyszczącym blatem, wjechało pod okno. Wcześniej, po prawej, znajdowała się dłuższa szafka, ale jej miejsce zastąpiły szafki Besta o łącznej długości 180 cm, na które położyłem biały blat 120 x 60 cm. Jest on nieco niżej głównego blatu, ale ma tylko rozszerzać powierzchnię roboczą i nie ma to żadnego znaczenia. Obok blatu idealnie wpasowała się drukarka, której nie chciałem ustawiać wyżej, bo umieszczanie większych arkuszy papieru byłoby jeszcze trudniejsze. Na oknie wykorzystałem dwie rolety. Główna to szara Hoppvals, która zasłania większość wnęki okiennej. Co ważne – jest neutralnie szara i idealnie działa jako tło za monitorem. Przepuszcza sporo światła, ale tak, jak wspomniałem – zdjęcia obrabiam głównie po zmroku. Druga składa się z drewnianych, ciemnych listew i wykorzystuję ją głównie w weekendy, kiedy staram się nie pracować. Dzięki niej mogę przysłonić część światła słonecznego i nadać pokojowi mniej biurowy charakter. Większość pokoju pomalowana jest na biało, natomiast ścianę po lewej, dla odmiany, postanowiłem pomalować ciemną, szarą farbą Magnat Ceramic w kolorze Grafitowy Marmur. Chciałem po prostu delikatnie odmienić wnętrze, ale jedyny kolor, jaki wchodził w grę, to jeden z odcieni szarości.
Monitor
Tak, jak wspominałem we wcześniejszych wpisach, na co dzień pracuję na Eizo Color Edge CG277. To obecnie jeden z najlepszych monitorów 27″ na rynku ze wszystkimi fajerwerkami. Wyświetla całe Adobe RGB, ma wbudowany kalibrator, kaptur w zestawie i mocno wykręcone parametry. Skalibrowany jest na natywny gamut, gamma to 2.2, punkt bieli D65 i jasność do pracy po zmroku – 60 cd/m2. W ciągu dnia zdarza mi się dojeżdżać do 100 cd/m2. Do pracy redakcyjnej i tak pracuję na gamma 2.2, D50 i 40 cd/m2 – to zdecydowanie mniej męczy wzrok. Między profilami przełączam się z poziomu Color Navigatora i to naprawdę wygodne rozwiązanie. Dodatkowo, monitor przeprowadza automatyczną korekcję kalibracji co 100 godzin pracy. Dioda sygnalizuje upłynięcie tego czasu, a po uśpieniu komputera monitor sam się włącza, wygrzewa i wprowadza korekty. To absolutnie rewelacyjne rozwiązanie, szczególnie że jest zupełnie bezobsługowe. Korekcję, choć innym czujnikiem, przeprowadzają też monitory serii CX i to zdecydowanie wygodniejsze niż każdorazowe przyczepianie kalibratora. Oczywiście – coś za coś, bo CX i CG są droższe od serii CS. Mają za to jeszcze jedną, znakomitą właściwość. To filtr ćwierćfalowy, który minimalizuje srebrzenie charakterystyczne dla matryc IPS i znacznie pogłębia czerń, dzięki czemu osiągnięcie kontrastu 1:950 nie jest żadnym problemem. O ile w mniejszych monitorach 23-24 calowych, srebrzenie nie jest mocno widoczne, o tyle w pracy po zmierzchu, przy ciemnych zdjęciach i sporym, 27 calowym monitorze, może być irytujące. Niezależnie od kąta, czerń pozostaje czarna. Jest to mocno widoczne, szczególnie jeśli spojrzę na stojącego obok 27″ iMaka, który szczególnie teraz wydaje się niemiłosiernie srebrzyć. Rozdzielczość QHD to dobry kompromis między Full HD, a 4K, szczególnie że dużą częścią mojej pracy to praca nad tekstem i przeglądanie Internetu. W rozdzielczości 2560×1440 wszystko odbywa się bez żadnego skalowania i według mnie jest ok. Czy kiedyś przyjdzie czas na 4K? Pewnie tak, ale CG248 mimo wszystko jest dla mnie trochę za mały, a CG318 zbyt drogi.
Drukarka
Niedawno zdecydowałem się na zakup drukarki. Co prawda nie miało to żadnych, ekonomicznych podstaw, bo moi klienci nie oczekują ode mnie wydruków, ale przede wszystkim chciałem archiwizować swoje wydruki na papierze. Zależało mi jednak na wysokiej jakości wydruków, których nie otrzymam z labu, możliwości doboru papieru i zadruk A2. Wybór padł na Epsona SC-P800. Rozważałem jeszcze SC-P600, ale drukuje w A3+ a pigmenty są niespełna dwukrotnie tańsze, ale ponad 3-krotnie mniejsze (26 ml w P600 i 80 ml w P800). Drukarka ma w sumie 9 pigmentów, przy czym jednorazowo używanych jest 8 – wyposażona jest w dwa czarne – błyszczący i matowy, który wybierany jest do konkretnego papieru. Prócz tego mamy odcienie szarości i mocniej wysycone kolory – purpurowy i błękit. Dzięki temu drukarka ma szerszy gamut niż drukarki 4 czy 6 atramentowe. W porównaniu do zwykłych tuszy, pigmenty są zdecydowanie bardziej trwałe, odporne na słońce, nie blakną, może rozmazują się i bardziej przyklejają się do papieru, niż w niego wnikają. Wystarczy porównać zdjęcie wydrukowane na porządnej drukarce i zwykłej atramentówce. Różnica jest widoczna na pierwszy rzut oka. Co do papierów – póki co wybrałem Premium Luster, Premium Glossy i Cold Press od Epsona. Papiery błyszczące charakteryzuje wysoki kontrast i mocne nasycenie czerni. Rzeczywiście, zdjęcia wyglądają jak żywe. Cold Press to papier prasowany na zimno, matowy, o widocznej fakturze i sporej gramaturze. Na nim planuję robić czarno-białe wydruki. Eksperymentowanie z papierami jeszcze przede mną, przygoda dopiero się zaczęła. Dlaczego Epson SC-P800? Przede wszystkim z moich wcześniej doświadczeń z tą drukarką. Plusem jest fakt, że P800 drukuje także z 17-calowych rolek, co może obniżyć koszty wydruku. Jakość zdjęć jest naprawdę rewelacyjna, co dostrzegłem szczególnie przy mocno nasyconych kolorach i w czerni, i bieli. Przejścia tonalne idealnie gładkie, nie ma żadnego bronzingu, a mocno nasycone kolory biją po oczach. Co z profilami ICC? Obecnie nie planuję zakupu spektrofotometru. Epson i inni producenci papieru często dostarczają profile ICC przeznaczone do SC-P800, więc korzystam z nich i sprawdzają się naprawdę dobrze. Jeśli przyjdzie mi pracować na papierze, do którego profilu mieć nie będę, pewnie pożyczę spektrofotometr lub spektrokolorymetr, albo po prostu zlecę przygotowanie takiego profilu i po problemie. Dlaczego nie Canon Pro1000? Po prostu. Nie miałem z nim zbyt wiele do czynienia, choć widziałem wydruki i nie były w moim odczuciu ani lepsze, ani gorsze od tych z Epsona. Jedna i druga to naprawdę świetny sprzęt, a decyzja nie zawsze ma w 100% racjonalne wytłumaczenie. Podobnie z samochodami – Mercedes czy Lexus? Kosztują podobnie, jeżdżą podobnie, więc kupujemy to, co po prostu bardziej nam pasuje i tyle.
Oświetlenie
Muszę przyznać, że dobór odpowiedniego oświetlenia do pracy był chyba najtrudniejszy ze wszystkiego. O ile decydując się na monitor do wyboru jest właściwie tylko Eizo i NEC, porządne drukarki produkuje głównie Epson i Canon, a komputer to jednak Apple. Szukając odpowiedniego oświetlenia, przewertowałem cały Internet, wypytałem wszystkich speców w Polsce i po długich wojach zdecydowałem. Zacznę jednak może od tego, z czego zrezygnowałem i czym się kierowałem. Wiele osób zachwala świetlówki o wysokim CRI Ra – np. Philiphs Graphica czy Osram Lumilux Color Proof. Sporym powodzeniem cieszą się także halogeny Soluxa czy lampki referencyjne OttLite, czy GrafiLite. Wszystkie z rozwiązań są bez wątpienia dobre, ale do każdego z nich miałem jakieś ale. Świetlówki wymagają opraw, więc zamiast normalnej lampy sufitowej musiałbym instalować oprawę rastrową w suficie, co od razu odrzuciłem. Soluxy są spoko, ale ich żywotność jest okrutnie niska, a znalezienie lampy z takim mocowaniem jest nie lada wyzwaniem. Z kolei lampki referencyjne wyglądają…jak lampki referencyjne i zupełnie mi się nie podobały. A przypominam, że to nadal ma być pokój, a nie biuro. Co do samego oświetlenia przyjąłem zasadę, że przy obróbce zdjęć będę siedział w ciemnym pokoju, a jedynym źródłem światła będzie oświetlenie za monitorem, które równomiernie będzie oświetlało szarą roletę. Kiedy jednak przyjdzie zrobić wydruk, pokój ma być odpowiednio jasny, a gotowe zdjęcie chcę oświetlić lampką biurkową. Oświetlając miejsce pracy zależało mi na tym, aby źródła światła miały między 5000 a 6000 K i wysokie CRI Ra, co ma szczególne znaczenie przy oglądaniu odbitek. Poszarpane spektrum LEDa z Biedronki nie wchodziło w grę, a zwykłe halogeny mimo pięknego spektrum, świecą zbyt ciepło. Na co się zdecydowałem?
Eizo Radilight
To moje główne oświetlenie do pracy nad zdjęciami. Zgodnie z zasadą, że podczas pracy, za monitorem powinno być białe, rozproszone światło, Radilight jest urządzeniem niemal idealnym. Co ciekawe, pierwotnie nie było projektowane do pracy nad kolorowymi zdjęciami. Eizo sprzedaje je jako oświetlenie pracowni radiologicznych, w których wymagane jest podobne oświetlenie. Całość składa się z panelu ledowego, który okala mocowanie nogi do monitora oraz elastycznego ramienia ze sterowaniem i niewielką diodą do oświetlania tego, co znajduje się na biurku. W domyśle, wyniki badań. Zamocowanie do monitora jest bardzo proste. Wystarczy przykręcić metalową płytkę między nogę, a monitor, a następnie na tym zawiesić sam Radilight. Samo ramię wyciągnąłem przed monitor. Czterema przyciskami włączamy i wyłączamy diody z przodu i na wysięgniku, a także mamy możliwość regulacji natężenia. Z moich obserwacji wynika, że jego moc nadaje się do pracy przy jasności monitora na poziomie 60-80 cd/m2. Jak z jakością światła? Poprosiłem o przeprowadzenie pomiarów X-rite i1 Pro i wyniki są naprawdę dobre. Temperatura barwowa na poziomie 6000K i CRI Ra 91-92. Najlepsza w tym wszystkim jest wygoda użytkowania. Kiedy siadam do komputera, po prostu naciskam przycisk na sterowniku i tyle, Radilight zasilany jest z gniazda USB w monitorze. Światło idealnie rozkłada się za monitorem, a kiedy pracuję z briefem czy scenariuszem, wolę go wydrukować i oświetlam go diodą na ramieniu. Tak, jak wspomniałem – bardzo długo szukałem odpowiedniego rozwiązania i Radilight spełnił wszystkie moje oczekiwania. Jak dla mnie, to obecnie chyba najlepsze rozwiązanie do pracy nad zdjęciami, pod warunkiem, że nie oceniamy wydruków.
Yuji LED High-CRI
To druga część oświetlenia w pokoju. Mam dwie takie żarówki – jedna 10W wkręcona jest w lampę górną, której jednak nie zapalam podczas samej obróbki zdjęć, bo odbija się w monitorze. Co ważne, wybrałem lampę Ranarp, również z Ikei. Ma biały klosz, więc odbite światło nie zmienia barwy. Drugą żarówkę o mocy 6W wkręciłem do lampy biurkowej Forsa, ale musiałem użyć przejściówki z gwintu E14 na E27. Ta lampka ustawiona jest obok drukarki i pod, a zapalam ją, kiedy oglądam wydruki, szczególnie te mniejsze. Jak wygląda jakość światła w tym wypadku? Nie miałem możliwości zrobienia pomiarów, ale producent deklaruje CRI Ra na poziomie 95. Ciężko się z tym nie zgodzić, a nie mam aż tak wyczulonego wzroku, żeby rozróżnić CRI 88 od 95. Żarówki są dość tanie i uniwersalne. Z mojego punktu widzenia to jedno z najlepszych rozwiązań, szczególnie że dostajemy wysoką jakość światła z bardzo uniwersalnym mocowaniem – klasyczne E27, więc możemy je wkręcić praktycznie w każdą lampę. Teraz moja Ikeowa lampka biurkowa robi za lampę referencyjną, zachowując swój wygląd, który mi odpowiadał. Czy jest lepsza od OttLite i temu podobnych konstrukcji? Trudno powiedzieć i nie chcę wchodzić na pole minowe. Według mnie jest ok, choć żarówki mają jeden minus. Światło przechodzi przez kopułkę, ale część przedostaje się również przez grubszą obudowę, bliżej gwintu, co delikatnie zmienia barwę światła na bardziej zielonkawą. przez co lepiej oglądać wydruki w centrum światła, a nie na jego krawędziach. Nie jest to oczywiście rozwiązanie godne porównywania specjalnych kabin oświetleniowych, ale bez przesady – nie prowadzę drukarni. Zależy mi na tym, żeby w pokoju siedziało się przyjemnie, lampki wyglądały tak, jak mnie się podoba, a nie producentowi oświetlenia referencyjnego, ale przy zachowaniu odpowiedniej temperatury barwowej i CRI Ra. Według mnie, zarówno Radilight, jak i żarówki Yuji, spełniają swoją rolę, choć większą „chemię” czuję z Radilightem.
Jeszcze kilka słów o tym, dlaczego Radilighta nie można zastąpić np. listwą ledową z Ikei, podobnie, jak żarówek Yuji? Chodzi przede wszystkim o stałą temperaturę barwową i odpowiedni parametr CRI Ra, który mówi o jakości światła, czyli jego spektrum. Im wyższy parametr, tym lepiej. Tanie listwy ledowe mogą świecić w zupełnie nieprzewidywalny sposób. Np. moje oświetlenie pod szafkami w kuchni składa się z łączonych modułów o długości około 30 cm. Jeden z nich świeci z zupełnie inną barwą niż pozostałe, mimo że wyciągnąłem je z jednego pudełka. Do tego dochodzi wcześniej wspomniany CRI Ra. Jeśli ten współczynnik jest niski, zdjęcie oglądane w danym oświetleniu może wyglądać zupełnie inaczej niż w świetle dziennym. Przy produkcji oświetlenia do pracy z kolorem producenci starają się maksymalnie zbliżyć spektrum do światła dziennego, co ma zapewnić maksymalnie porównywalne wyniki.
Podsumowanie
Tak, jak wspomniałem na początku wpisu – doprowadzenie wszystkiego do porządku zajęło mi mnóstwo czasu. Wybór wszystkich, bądź co bądź, nietanich komponentów, nie był prosty, ale procentuje. Dzięki rewelacyjnemu monitorowi jestem w 100% pewny tego, co robię, i że klient nie będzie niezadowolony z kolorystyki czy jasności zdjęć. Epson SC-P800 drukuje naprawdę wyśmienicie. Mogę napisać wiele słów, ale i tak nic nie odda tego w taki sposób, jak zobaczenie wydruku. Mogę się tu rozpływać nad jakością i głębią czerni czy nasyceniem barw i poprawnością ich oddania, ale najlepiej to po prostu zobaczyć. Do tego dodałem porządne oświetlenie – Eizo Radilight to majstersztyk – to coś, czego szukałem i dziwię się, że nikt nie wpadł na coś podobnego. Podobnie z Yuji – to dobre żarówki, które nie mają konkurencji na rynku, mówiąc o zastosowaniach domowych. Wszystko to napędzane jest oczywiście w odpowiedni sposób – iMakiem i Macbookiem ze złączami Thunderbolt, więc wykorzystuję pełny potencjał monitora.
Miałem od Was również wiele pytań odnośnie zarządzania danymi, backupu, dysków zewnętrznych itd. To jednak zupełnie osobny temat, który poruszę w kolejnym wpisie, bo i tu zmieniło się sporo w ostatnim czasie. Oczywiście jest lepiej, choć czeka mnie jeszcze jedna, niewielka, ale znacząca zmiana. Stay tuned!