Oskarżają o przestępstwo i żądają sporych kwot. Nie daj się oszukać!

W internecie mnóstwo jest oszustów. Od jakiegoś czasu można zaobserwować plagę krętactwa opierającego się na prawie autorskim. Jeśli dostaniesz na skrzynkę mailową informację o przedsądowym wezwaniu do zapłaty, dobrze się zastanów, bo właśnie mogłeś paść ofiarą wymuszenia.

Oskarżają o przestępstwo i żądają sporych kwot. Nie daj się oszukać!
Źródło zdjęć: © © Ekaterina Bolowcowa / CC0 / Pexels
Marcin Watemborski

Scam, czyli forma internetowego oszustwa, przeważnie bazuje na niewiedzy użytkowników i w większości takie informacje rozsyłane są za pośrednictwem adresu mailowego. Przestępcy działają w większości dwojako – pierwszym sposobem jest informacja o rzekomych naruszeniach i wpłacie zadośćuczynienia na określone konto podane w wiadomości, a drugim, bardziej wyrafinowanym, przesłanie linku udającego jakąś stronę, która kopiuje wasze dane.

W przypadku wymuszeń dotyczących prawa autorskiego, których ostatnio jest mnóstwo (również dostajemy takie na adres naszej redakcji), oszuści działają w pierwszy z wyżej opisanych sposobów. Często straszą pozwami sądowymi, lecz bezpodstawnie.

Jeśli na swojej stronie internetowej lub gdzieś w internecie umieściliście zdjęcia pochodzące z domeny publicznej lub opatrzone licencją Creative Commons (CC0) w świetle prawa nie musicie się martwić. Macie wówczas możliwość korzystania z tych utworów dowolnie – również w kwestii komercyjnej.

Oszuści jednak nie śpią. Jeśli trafią w sieci na zamieszczone przez was zdjęcie i sięgną po dane kontaktowe, będą próbowali wyciągnąć od was pieniądze. Przykładem może być historia pewnego studenta, który z popularnej strony bezpłatnych zdjęć pobrał fotografię i umieścił ją w swojej publikacji internetowej. Szybko dostał wezwanie do zapłaty na kwotę kilku tysięcy dolarów, a oszust powoływał się na prawa majątkowe fotografa, który zrealizował zdjęcie.

Rzecz ma się w tym, że zdjęcie przekazane do domeny publicznej lub opatrzone licencją CC0 jest pozbawione świadczeń prawa majątkowego. Innymi słowy – autor zrzekł się roszczeń finansowych i za użycie danej fotografii w jakikolwiek sposób nie należy mu się zapłata. Na własne życzenie zresztą.

W mailu do studenta nie było informacji na temat sposobów licencjonowania ani konkretnego naruszenia, co było już dziwne. Było jedynie żądanie zapłaty 5000 dolarów. Jest to pewnego rodzaju pułapka, w którą ludzie często wpadają, gdy widzą informację o pozwie sądowym i chęci polubownego rozwiązania sprawy. Tu trzeba powiedzieć jasno – jeśli jakikolwiek fotograf oraz prawnik są pewni tego, że prawa autorskie zostały naruszone, nie będą się oni bawić w prośby wpłaty, a po prostu założą sprawę w sądzie.

Nie dajcie się nabrać i uważajcie. Jest też pewien haczyk – często w przypadku pobierania zdjęć z darmowych stron, pojawia się informacja o wymogu podpisania autora. W świetle polskiej legislatywy, prawa autorskie osobiste są niezbywalne i twórcę danego dzieła trzeba podpisać, chyba, że ten jasno zaznaczył, że tego nie chce.

Polskie prawo zakłada również, że prawa majątkowe wygasają 70 lat po śmierci oryginalnego twórcy, jeśli nikt z nim związany się po nie nie upomni.

Marcin Watemborski, redaktor prowadzący Fotoblogii

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)