Mike Kelley i powietrzne portrety samolotów, które są jego największą pasją
Mike spędził blisko dwa lata poświęcając się bezgranicznie swojej pasji fotografowania samolotów. W zbiorze jego zdjęć znajdziecie naprawdę zapierające dech w piersi zdjęcia startujących maszyn. Bezsenne noce zdecydowanie się opłaciły.
04.11.2017 | aktual.: 26.07.2022 18:16
Mike Kelley stworzył pierwsze zdjęcie z serii w marcu 2014 roku. Przez cały dzień śledził i fotografował odloty samolotów, które później złączył w jeden obraz. Rezultat jego działań bardzo szybko zyskał poparcie internetowej społeczności oraz został nazwany jednym z najlepszych zdjęć 2014 roku, a nawet trafił na okładkę albumu "Gestalten".
Tamto zdjęcie było dopiero początkiem konceptualizacji całego projektu. Mike był ciekawy czy pomysł ma ręce i nogi. Wszystkie zdjęcia zostały wykonane w przeciągu jednego dnia, podczas którego fotograf spędził na lotnisku blisko 16 godzin. Ta jedna fotografia zmieniła całe życie artysty. Kelley postanowił odwiedzić lotniska na całym świecie, by stworzyć podobne obrazy.
Latem 2015 roku Mike wybrał się na lotniskową trasę dookoła świata – był w Sao Paulo, Amsterdamie, Frankfurcie, Monachium, Zurychu, Tokio, Sydney, Auckland. Druga podróż zaowocowała odwiedzeniem Londynu oraz Dubaju, które były utrudnieniem logistycznym dla fotografa. Mimo tylu podróży oraz spędzenia godzin przy pasach startowych, twórca projektu nie był zadowolony z efektu, który otrzymywał.
THIS is how much I love airports
Tokio przywitało Kelleya upałami, wysoką wilgotnością powietrza oraz smogiem. Niestety, to uniemożliwiło wykonanie odpowiednich zdjęć. Cóż... Mike przynajmniej spędził tydzień w pięknym miejscu. Nauczył się dzięki temu trochę o kulturze Japonii oraz tego, jak powinien tam pracować. Wrócił na miejsce w marcu 2016 roku, wynajął łódź i spędził 2 dni w Zatoce Tokijskiej, fotografując samoloty.
Jak wspomina – praca w Londynie była paskudna. W drodze do Dubaju Mike często miał międzylądowanie w stolicy Anglii. W maju i czerwcu 2016 roku zaplanował sobie 17-dniowy pobyt w Londynie, lecz nie było łatwo – deszcz padał cały czas, a wiatr wiał w złym kierunku. Dzięki znajomościom Mike otrzymał zgodę na fotografowanie z prywatnej posesji niedaleko lotniska, co zaowocowało wymarzonym zdjęciem w dobrych warunkach pogodowych.
Po zrobieniu fotografii Mike musiał złączyć je w jeden obraz. Był to dość żmudny proces. W przypadku niektórych zdjęć, artysta miał tysiące obrazków, które musiały zostać poddane selekcji, postprodukcji oraz dopasowaniu, by móc je w końcu złączyć w jeden. W przypadku Frankfurtu pojawił się inny problem – pogoda ciągle się zmieniała – słońce przechodziło w chmury i na odwrót. Problemem było dobranie wszystkiego tak, by samoloty wyglądały jak najbardziej prawdziwie.
Zdjęciem, które najlepiej wspomina autor, jest jego pierwsze. Wykonał je w Los Angeles, gdzie pogoda była dla niego idealna. Ekspozycja na samolotach nie zmieniała się podczas większości dnia, co sprawiło, że wycięcie elementów było dziecinnie proste. Było to zupełnym przeciwieństwem tego, co miało miejsce na Nowej Zelandii lub w Europie, gdzie pogoda stale się zmienia.
Słońce w Los Angeles było cały dzień za plecami fotografa, co dawało mu dobre oświetlenie samolotów. W Sydney Mike spotkał się natomiast z problemem związanym z kierunkiem światła, padającego na maszyny – słońce było dosłownie cały dzień nad samym pasem startowym, świecąc mu w twarz. Istny koszmar!
Kelley jest często pytany o prawdziwość swoich zdjęć. Właściwie są one bardzo prawdziwe – fotograf spędza cały dzień w jednym miejscu oraz robi dużo zdjęć każdego z samolotów, który przelatuje. Później wybiera obraz bazowy, do którego dokleja samoloty z kolejnych ujęć, komponując końcowe dzieło.
Koniec końców Mike Kelley jest bardzo zadowolony ze swojego dzieła. Zajęło mu ono wiele czasu, a migawka strzelała raz za razem. Jego cierpliwość, technika oraz przede wszystkim pomysł, zaowocowały świetnymi zdjęciami, które możemy podziwiać m.in. na jego Instagramie.