Pozory mylą. Zdjęcia, które przedstawiają co innego, niż głosi podpis
19.07.2013 07:52, aktual.: 26.07.2022 20:12
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Niedawny kontrowersyjny wyrok w sprawie śmierci Trayvona Martina wstrząsnął Ameryką i wywołał szereg protestów – jednak zdjęcie, które miało przedstawiać demonstracje, pochodzi sprzed 26 lat. Przypadki, w których prawdziwe zdarzenie jest zilustrowane błędnym zdjęciem, nie są rzadkie – czasem dzieje się tak celowo, czasem za sprawą przypadku.
Jedną z najgłośniej dyskutowanych spraw ostatnich tygodni w Stanach Zjednoczonych jest wyrok uniewinniający George'a Zimmermana, ochotnika straży sąsiedzkiej, który zastrzelił czarnoskórego nastolatka, Trayvona Martina, biorąc go za napastnika. Wyrok, uznany za wielu Amerykanów za niesprawiedliwy i motywowany rasizmem, wywołał falę protestów. Informacjom o nich towarzyszyło zdjęcie przedstawiające tłumy na moście Golden Gate, podpisane jako fotografia z jednej z demonstracji. Jedyny problem: wydarzenia, które faktycznie miały miejsce, zilustrowano zdjęciem pochodzącym z roku 1987, wykonanym podczas 50. rocznicy otwarcia mostu.
Dlaczego ktoś wybrał akurat zdjęcie archiwalne, mając do dyspozycji wiele aktualnych fotografii przedstawiających obecne protesty – nie wiadomo. Nie jest to jednak pierwszy ani jedyny przypadek, w którym ilustracja dotyczy innego wydarzenia niż opisane.
Dzieje się tak z różnych powodów – czasem to po prostu pomyłki zmieniające się w „folklor medialny”, rozprzestrzeniający się na zasadzie plotki przez osoby, które nie zadały sobie trudu, żeby zweryfikować dane. W innych przypadkach może być to manipulacja medialna, mająca na celu zwiększenie dramatyzmu, wywarcie większego wrażenia na odbiorcy. Wreszcie, dobieranie zdjęć niezgodnych z podpisami jest klasyczną techniką propagandową, wykorzystywaną chyba we wszystkich konfliktach minionego i obecnego wieku.
Jeden z głośniejszych przykładów to przypadek z czasów wojny w byłej Jugosławii. Serbska gazeta spreparowała obraz sprzed stu lat tak, aby przypominał zdjęcie, które opatrzono następnie podpisem „serbski chłopiec, który stracił rodzinę w ataku bośniackich Muzułmanów”.
Jeden z głośniejszych przypadków ostatnich miesięcy to zdjęcie płaczącego wodza brazylijskich Indian Kayapo, rozpowszechniane razem z apelem o sprzeciw przeciwko budowie kontrowersyjnej tamy w Brazylii. Według podpisu wódz Raoni miał wpaść w rozpacz na wiadomość o decyzji rządu, która doprowadzi do zniszczenia jego rodzinnej ziemi. Bohater jest jak najbardziej prawdziwy, międzynarodowe protesty przeciwko budowie również, jednak zdjęcie przedstawia spotkanie wzruszonego wodza z dawno niewidzianym krewnym – co pospiesznie wyjaśnił sam bohater afery.
Internet pełen jest przypadków, w których dla żartu, uwiarygodnienia jednej z popularnych teorii spiskowych czy dla poparcia swoich poglądów politycznych ludzie podpisują fotografie niezgodnie z faktami albo dobierają dezorientujące ilustracje do faktycznych wydarzeń. Na pewno nie narodziło się to wraz z Internetem, jednak szybkość dystrybucji informacji w Sieci z pewnością temu sprzyja (co najlepiej podsumowuje absurdalny mem: „Problem z cytatami w internecie polega na tym, że ludzie w nie wierzą”, przypisywany rozmaitym postaciom historycznym sprzed epoki komputerów).
Kłopot z sytuacjami takimi jak protesty po śmierci Trayvona Martina czy kontrowersje wokół budowy brazylijskiej tamy polega na tym, że przez debatę o rozmywaniu granic między prawdą i fałszem prawdziwy problem znika z pola widzenia. Czasem wręcz traci w powszechnym odbiorze swoją powagę, stając się jeszcze jednym krążącym po Sieci memem.