Przez trzy lata próbował odzyskać skradziony aparat dziadka. W końcu się udało
Historia Benjamina Dome’a pokazuje, jak ważne są sentymentalne pamiątki po członkach rodziny. Trzy lata temu aparat fotograficzny należący do jego dziadka został skradziony podczas wyprawy do Etiopii. Mężczyzna zrobił wszystko, co w jego mocy, by odzyskać cenny rodzinny artefakt.
Opowieść Benjamina zaczyna się, gdy kierowca podwożący go odjechał z piskiem opon z lustrzanką na film Nikon FE na pokładzie. Mężczyzna był wówczas w Etiopii, by dokumentować życie plemienia Mursi. Kierowca uciekł, gdy podróżnicy zrobili przerwę, by kupić coś do jedzenia.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Znalezienie zbiega nocą było niewykonalne – w Etiopii była zarządzona wówczas godzina policyjna. Dome trafił na kilku żołnierzy i opowiedział im, co się wydarzyło. Funkcjonariusze walili pięściami do drzwi hotelu i w końcu odnaleźli kierowcę. Ten utrzymywał, że o niczym nie wiedział. Samochód był pusty, lecz później policja obiecała mu odnaleźć zaginiony sprzęt. Benjamin opuścił Etiopię z niczym. Film był wciąż w aparacie.
Co ciekawe, Dome odwiedza plemię Mursi regularnie od 20 lat w towarzystwie antropologa Davida Turtona. Gdy wrócił do Londynu, poprosił zaprzyjaźnionego mieszkańca pobliskiej wioski o trzymanie ręki na pulsie. Dopiero osiem miesięcy temu pojawił się trop – na Facebooku jakiś chłopak umieścił zdjęcie, na którym trzyma w rękach taki sam aparat, jaki miał Dome. Po sprawdzeniu numerów seryjnych teoria się potwierdziła – to była dokładnie ta sama lustrzanka.
Trzy lata po zgubieniu aparatu, w marcu 2022 r., Benjamin ponownie odwiedził Etiopię, by odzyskać zaginiony aparat. Co ciekawe, gdy lustrzanka trafiła w jego ręce, aparat wskazywał 36. klatkę, co oznacza, że nikt przy nim nie majstrował, a film wciąż jest w środku. Okazało się, że naciąg filmu został zepsuty, a film zerwany, lecz zrobione zdjęcia wciąż były bezpieczne w kasetce.
Po wydostaniu filmu ze środka, Benjamin chciał go wywołać, lecz nie pamiętał, jak go naświetlał. Postanowił zaryzykować i wywołał go tak, jakby był naświetlany na czułości ISO 200. Okazało się, że trafił w dziesiątkę. Po zeskanowaniu zdjęć, wszystkie okazały się poprawnie naświetlone. Ukazywały one codzienność fotografowanego plemienia. Najważniejsze jest jednak to, że rodzinna pamiątka wróciła do prawowitego właściciela.
Więcej zdjęć znajdziecie na Instagramie.
Marcin Watemborski, redaktor prowadzący Fotoblogii