Robisz zdjęcia na publicznej drodze? Uważaj, żeby ktoś cię nie przejechał!
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Kilka dni temu doszło do incydentu, w którym uczestniczył fotograf z Los Angeles, Alex Stone. Podczas wykonywania sesji zdjęciowej mało co nie został kilkukrotnie celowo przejechany samochodem. Zobaczcie, jak wyglądała cała akcja z jego perspektywy.
Jak byście zareagowali, gdyby nagle na waszej drodze pojawił się SUV ze wściekłym kierowcą w środku? I to z tak błahego powodu jak fotografowanie, zwłaszcza, że realnie nikomu nie przeszkadzaliście? Szczerze mówiąc – nie wiem, czy zacząłbym dawać nogi za pas, czy stałbym jak wryty. To chyba zależy od masy pana w środku pojazdu, ale nie będę ukrywał – chojrakiem to ja nie jestem, a moje szanse z SUV-em, to jak pojedynek pitbulla z pinczerkiem miniaturką.
Stone ze swoją ekipą robili sesję motoryzacyjną, kiedy na ich drodze, praktycznie znikąd, pojawił się jegomość w trochę zajechanej terenówce (nie jestem pewny - Ford czy Land Rover?). Facet utrzymywał, że Alex jest na jego prywatnej drodze, co było totalną niedorzecznością – jest to niewielka opuszczona publiczna trasa w okolicy Ramony w Kalifornii. Ale co tam – facetowi z kompleksem to nie przeszkadzało, by zbluzgać Bogu ducha winnego chłopaka, grozić i próbować przejechać.
Mieliście kiedyś podobną sytuację? Ja co najwyżej kiedyś ścigałem się z dobermanem do bramki na opuszczonym parkingu. Do dzisiaj nie pobiłem swojego życiowego rekordu na setkę, ustawionego tamtego dnia.
Aktualizacja: Mężczyzna został zidentyfikowany, zatrzymany przez szeryfa oraz postawione zostały mu zarzuty. Jedyne, czego oczekuje pokrzywdzony, Alex Stone, to to, by napastnik zapłacił za naprawę ekranu smartfona, który uległ zniszczeniu w wyniku konfrontacji.