Przeżył piekło wojny. Spokój przyniosło mu fotografowanie wiewiórek
Niki Colemont mieszka w Belgii i od sześciu lat zajmuje się fotografowaniem przesympatycznych wiewiórek. Zanim do tego doszło, przeżył prawdziwe piekło. Mężczyzna urodził się bowiem w Rwandzie, gdzie w 1990 r. rozpoczęły się wojna domowa i ludobójstwo.
25.07.2022 | aktual.: 25.07.2022 15:49
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Gdy zaczęło się ludobójstwo w Rwandzie, Colemont miał cztery lata. – Nigdy nie poznałem biologicznych rodziców, mama umarła przy porodzie. Ojciec na wojnie – opowiada mężczyzna. Po wybuchu wojny domowej ciotka oddała Nikiego i jego dziewięcioletnią siostrę do adopcji. W 2019 r. mężczyzna stracił siostrę, która miała wówczas 38 lat.
Colemont bardzo przeżył jej śmierć, ale nie zamierza się poddawać, przekazując ludziom dobrą energię poprzez fotografie energicznych wiewiórek. Urocze zwierzątka pochodzą z ogrodu babci jego ukochanej. Artysta wspomina, że za sprawą swoich fotografii zamierza pokazać* jak naprawdę akrobatyczne są wiewiórki* oraz rozjaśnić ludziom szare dni w niepewnych czasach.
Przygoda Colemonta z fotografowaniem rudych zwierzątek rozpoczęła się w 2016 r. Zdjęcia wykonywał metodą prób i błędów. Z czasem Niki zainwestował w lustrzankę cyfrową Nikon D5200 oraz namiot kamuflujący. Potem zbudował małe studio oparte na naturalnym świetle, gdzie umieszczał smakołyki dla wiewiórek.
Zwierzątka ochoczo realizowały przeróżne pomysły artysty. Niki założył, że będzie fotografował wiewiórki w różnych ciekawych sytuacjach bez używania Photoshopa. Trzeba przyznać, że uzyskane przez niego efekty są imponujące.
W artykule zaprezentowaliśmy tylko część zdjęć z bogatej kolekcji Colemonta. Więcej fotografii znajdziecie na Instagramie artysty.
Adam Gaafar, dziennikarz Fotoblogii*