Przeżyła koszmar fotografa ślubnego. Ten "wujek z aparatem" niemal zniszczył wszystko

Ślub to wyjątkowy dzień w życiu każdego człowieka. Większość chce mieć z tej okazji pamiątkę w postaci pięknych zdjęć, lecz nie zawsze jest to łatwe. Zwłaszcza, gdy wynajętemu fotografowi w kompetencje wchodzi członek rodziny z aparatem, który „wie lepiej”. Taka sytuacja spotkała tę fotografkę.

Przeżyła koszmar fotografa ślubnego. Ten "wujek z aparatem" niemal zniszczył wszystko
Marcin Watemborski

Na portalu Tumblr pojawił się długi wpis skopiowany z jednej facebookowej grupy zrzeszającej fotografów ślubnych. Fotografka, która opublikowała posta woli pozostać anonimowa, ale na potrzeby artykułu nazwiemy ją "Anna". Ta historia podniesie ciśnienie każdemu fotografowi ślubnemu, któremu na bank coś podobnego się zdarzyło, co podkreśla, że polskie wesela to nie jest odosobniony przypadek.

Przygotowania, detal i zdjęcia grupowe

Ślub, który miała fotografować Anna, odbył się wczesną wiosną. Wszystko było w jak najlepszym porządku i nic nie zapowiadało katastrofy, która niebawem miała nastąpić. Lampy błyskowe i inne sprzęty były już ustawione na miejscu ceremonii, asystentka Anny zostawiła swoje rzeczy w bezpiecznym miejscu, a drugi fotograf był gotowy do działania.

Problemy zaczęły się już na początku, gdy Anna chciała sfotografować detale przed ceremonią – buty, akcesoria i co najważniejsze – sukienkę. Umiejscowiła ją przy oknie, by światło dobrze podkreślało fakturę i odeszła kawałek szukając odpowiedniego kadru. Wtem pojawił się "wujek Bob" z aparatem i zaczął robić zdjęcia. Na stwierdzenie Anny, że wybrała ładne światło, ten odpowiedział, że jest zbyt ciemno. Cóż – nie każdy musi wiedzieć, jak naświetlać zdjęcia ani je obrabiać w Lightroomie.

Po tym jak Annie udało zrobić się jedno zdjęcie, wujek zabrał sukienkę i pognał w nieznane.

Obraz

Przyszedł czas na obrączki. Zanim fotografka zdążyła zrobić zdjęcia, znowu pojawił się ukochany wujek z aparatem i zabrał je sprzed nosa artystce, awanturując się, że ta zepsuje zdjęcia, a młodzi nie będą mieli żadnej pamiątki. Po chwile szarpania, oddał je. Anna odesłała go do poszukiwania wygodnego miejsca i nakłaniała do chwili relaksu. Ten w odpowiedzi… szczeknął na nią! Pies ogrodnika…?

Nastał kolejny etap – zdjęcia grupowe. Wujek wystawał za Anną, chrząkając jej do ucha. Chciał być na kilku zdjęciach. Jak opowiada artysta – podobno kupił nowy aparat i jest teraz fotografem. Od dwóch tygodni. To dopiero profesjonalizm i doświadczenie!

Najgorsze dopiero miało nastać

Po przygotowaniach, detalach i zdjęciach grupowych z wujkiem Bobem na ramieniu, przyszedł czas na najważniejszą część – ceremonię. Anna miała wszystko przygotowane. No właśnie – miała, bo szanowny miłośnik fotografii postanowił poprzestawiać wszystko, co ustawiła jej asystentka wcześniej. Gdy panna młoda się o tym dowiedziała, była wściekła, ale fotografka uspokoiła ją i powiedziała, że wykonają zdjęcia przy świetle zastanym.

Anna zdecydowała, że będzie podążać za panną młodą i dokumentować każdą chwilę, drugi fotograf miał za zadanie sfotografować ją idącą do ołtarza. Wujek był zmęczony i przez chwilę nie robił zdjęć, aż tu nagle rozbudził się w momencie, gdy padły słowa: "Teraz możesz pocałować pannę młodą". Pierwszy pocałunek to chwila, którą po prostu trzeba ująć – inaczej wszystko stracone.

Wujek Bob też chciał mieć to zdjęcie, więc wszedł bezkarnie na alejkę prowadzącą do ołtarza i skutecznie zasłonił kadr zarówno Annie, jak i drugiemu fotografowi. Artystka była wściekła, chociaż końcowo udało jej się usunąć mężczyznę z jednego zdjęcia i uratować kadr. Całe szczęście 16-letnia asystentka Anny była w innym miejscu i złapała decydujący moment.

Obraz

Okazało się, że wspomniana nastolatka miała jeszcze lepszy pomysł, o którym Anna nie wiedziała. Dziewczyna robiła zdjęcia z każdym razem, gdy wujek coś kombinował, dzięki czemu zgromadziła obfity materiał dowodowy, który oczywiście zobaczyła panna młoda. Okazało się również, że wcześniej była wściekła nie przez poprzestawiany sprzęt, a przez samego wujka, który wziął jej suknie (tę z początku historii) i położył ją na trawie, by zrobić zdjęcia. Niestety zostały na niej zielone ślady.

Rozwiązanie? Unplugged weddings!

Ta historia pokazuje, jak bardzo irytujący dla fotografów, gości weselnych oraz samych młodych są rodzinni pasjonaci fotografowania. Jeśli jesteśmy zapraszani na wesele to nie po to, by robić komuś zdjęcia (chyba, że było to ustalone), a się bawić i świętować z przyjaciółmi oraz rodziną wesołe chwile.

Kiedyś pisałem o idei "unplugged weddings" czyli dosłownie "odłączonych wesel". Polega ona na tym, że państwo młodzi informują gości o zakazie robienia zdjęć aparatami, a wręcz zabraniają wyciągać po to smartfony. W końcu dzięki temu można skoncentrować się na samej zabawie, a pracę zostawić opłaconemu profesjonaliście.

Koniec końców, pamiętajmy, że idąc na wesele idziemy tam dla bliskich, a nie dla zdjęć. Warto zostawić sprzęt fotograficzny w domu i nie być "wujkiem Bobem" z przytoczonej historii. Szkoda czasu na nerwy.

Źródło artykułu:WP Fotoblogia
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (2)