Pushkar Raj Sharma pokazuje na swoich zdjęciach ulicznych, czym jest utrata tożsamości
Pushkar Raj Sharma jest fotografem z Deli. Jego zainteresowanie fotografią uliczną sięga 2014 roku. W trakcie swojej wędrówki wśród ludzi zauważył interesującą rzecz – chętnie kryjemy się za różnymi rzeczami, by nie zwracać na siebie uwagi. Wszystko to za sprawą Maćka Dakowicza, któremu Pushkar towarzyszył przez 10 dni w Mumbaju.
Pushkar Raj Sharma: Wszystko zaczęło się kilka lat temu, kiedy zobaczyłem zdjęcia, które zrobił mój kumpel swoją lustrzanką. Jakość obrazu była zdumiewająca. Pozazdrościłem mu i kupiłem swój aparat. Byłem wtedy zapalonym fotografem krajobrazowym, a z czasem zaczęły się produkty, zdjęcia korporacyjne, wnętrza, moda – to, co robią wszyscy.
Zdałem sobie sprawę z tego, że nie mogę często podróżować i robić krajobrazów , bo miałem pracę i rodzinę. Pomyślałem więc o fotografii ulicznej. Kupiłem pierwszą książkę - „Street Photography Now”. Dni mijały, a ja nie mogłem zrozumieć sedna fotografii ulicznej. Wtem odkryłem książkę Macieja Dakowicza, który mieszkał wtedy w Mumbaju.
Po przejrzeniu książki od razu zainteresowałem się warsztatami z Maćkiem, były dość drogie jak na realia Indii, ale zrobiłem to. Spotkałem się z Maciejem na początku 2014 roku i to on właśnie otworzył mój umysł na fotografię uliczną. Nie było już dla mnie powrotu.
Od tamtego czasu kocham każda chwilę i każde pojedyncze zdjęcie.
Szukam wielkich chwil – momentów, które się nie powtórzą i tych, które chcę widzieć. Dzięki temu rośnie we mnie radość i miło spędzam czas. Te chwile mogą być zabawne, uczuciowe, stresujące, unikalne lub rutynowe. Najważniejsze to widzieć je w różny sposób, obserwować światło i czuć nastrój.
Bardzo mocno wpłynęła na mnie twórczość Alexa Webba. Innymi moimi idolami są: Harry Gruyaert oraz Nikos Economopoulos. Lubię też styl Pinkhassova.
Czuję jedność z ludźmi przez moje zdjęcia. Pomaga mi to wcisnąć spust migawki. Tak samo jak inni – często nawalam, ale czasem przychodzą chwile, że wszystko gra jak należy.
Bardzo lubię to, co powiedział Henri Cartier-Bresson: „Fotografować to znaczy umieścić w jednej linii głowę, oko oraz serce”. Myślę, że to te trzy czynniki tworzą zdjęcie.
Rozpocząłem ten projekt jako ćwiczenie – znalezienie swojej tożsamości w świecie fotografii ulicznej. Takie najbardziej się ceni, realizuje się je dłużej – bez presji – bez względu na to, czy zostaną zaakceptowane przez społeczeństwo, wydawnictwa, prasę i tak dalej. Po prostu robisz to, co lubisz i robisz to dla siebie.
W dzisiejszym cyfrowym świecie dostęp do aparatu stał się relatywnie łatwy, więc każdy może być fotografem. Z drugiej strony unikalność coraz bardziej zanika – ten łatwy dostęp stawia nas przed ryzykiem zatracenia indywidualności. Z czasem wsiąkamy w kulturę masową i masową osobowość, tracąc przy tym naszą własną tożsamość.
Odnoszę się do tego kryzysu osobiście.
Zdjęcia zostały wykonane w Deli na przestrzeni jednego roku. Ten projekt jest metaforyczną ilustracją straty – kryzysu osobowości. Znajdziesz tam elementy wesołe, smutne, budzące wątpliwości i inne. Zadaję widzom jedno pytanie: „W jakim kierunku pójdzie ten kryzys?”.
Jestem typem człowieka, który chodzi z jednym aparatem i jednym obiektywem. Wybór padł na Nikona D610 i obiektyw Nikkor 35 mm f/2.0 AFD. Oczywiście dobre buty i butelka wody zawsze są ze mną.