Rene Koster mówi o sensie fotografowania: „Chodzi o ten moment, w którym wiesz, że wszystko składa się w całość”
Rene Koster dopłynął statkiem The Bark Europa z 1911 roku na samą Antarktydę. Jego podróż trwała niecały miesiąc, ale była pełna przygód. Z wyprawy przywiózł wiele interesujących zdjęć. Rozmawialiśmy z autorem o jego podejściu do fotografii.
Rene Koster: Zawsze byłem zafascynowany sposobem, w jaki działają na mnie stopklatki z filmów. Muzyka i literatura również mnie poruszają, ale nie w tak jak obrazy. One pchają mnie do tworzenia własnych historii.
Kiedy zdecydowałem się na aplikowanie na Akademię Sztuk Pięknych, musiałem się przygotować i spędzałem cały czas na fotografowaniu. Oczywiście moja technika była serio słaba, ale już wtedy czułem, że za tworzenie odpowiada serce, nie sprzęt.
Podczas wielu lat spędzonych na Akademii moja wiedza o historii sztuki oraz o sztuce malarstwa znacznie się podniosła. Pozwoliło mi to znaleźć własną drogę w fotografii.
Nie dyskredytując fotografii komercyjnej – myślę, że moje podejście zależy od rodzaju zlecenia. Niektóre mają już z góry narzuconą formę. W innym przypadku – to ja jestem odpowiedzialny za wszystkie decyzje. Wtedy takie zlecenie ma dużo silniejszy związek z moją osobistą fotografią.
Ale bez względu na te różnice – zawsze wnoszę mój osobisty styl do zleceń płatnych.
Sama podróż na Antarktydę była wyzwaniem – zwłaszcza przekraczanie Drake Passage przez wysoki statek, którym płynęliśmy. Ten przesmyk jest znany z silnych sztormów, które trwają tam przez 200 dni w roku. Cóż... dzień, w którym przepływaliśmy nie był wyjątkiem.
Po dotarciu na miejsce odczułem silny kontrast między nieokiełznanym morzem, a śmiertelną ciszą lodowej krainy. Nie mogło być lepiej. Wszyscy pasażerowie się uspokoili. Ich wszystkie powiązania ze współczesnym światem przeminęły. To jakbyś wchodził w kompletnie nowy świat, w którym panują zupełnie inne zasady.
Trudne warunku pogodowe mogą osłabić człowieka. Wszystko jednak wynagradzają jasne noce, podczas każdy zapomina o przeszywającym zimnie i bezsenności.
Zanim odpowiem na pytanie, krzycząc „w terenie!” - uwielbiam pracować w plenerze, ponieważ zawsze stawia to przede mną nowe wyzwania i muszę umieć dopasować się do panujących warunków, które niejednokrotnie mogą zaskoczyć.
Ostatnio jednak zacząłem pracować nad osobistym projektem portretowym w moim studiu. Tu mogę tworzyć swój świat od początku do końca. Daje mi to możliwość eksploracji i rozwoju nowej dziedziny mojej twórczości.
Sesja zdjęciowa sama w sobie jest procesem. Bez względu na to czy jest w plenerze, czy studiu. Chodzi o ten moment, w którym wiesz, że wszystko składa się w całość. Jednak proces twórczy i sama sesja zamieniają się we wspomnienia bardzo szybko. Wtedy patrzenie na publikacje, albo zdjęcia wystawione w galerii są tym, co sprawia najwięcej przyjemności.
Jako fotograf, zawsze obserwuję sytuacje dookoła – światła, kolory i kształty. Uważam to za bezcenne, ponieważ daje mi to możliwość to postrzegania piękna świata w unikalny i indywidualny sposób.