Retro czy futuryzm, czyli jak opakować ZŁO XXI wieku?
Pisałem już na Fotoblogii, że Canon PowerShot G1 X to produkt, który jeszcze długo może być najbliższym bezlusterkowcowi produktem ze stajni Canona. Nie powstrzymuje to jednak pasjonatów przed ukazywaniem światu swoich wizji tego, jak powinien wyglądać EVIL Japończyków. Jednym z takich zapalonych projektantów jest David Riesenberg, który zaprezentował nieistniejącego Canona AE-D. Jednak niektórzy - w tym Vladimir Markov - zdają się zmęczeni stylistyką retro i proponują zupełnie nowe rozwiązania. Zobaczcie sami jakie.
28.03.2012 | aktual.: 26.07.2022 20:36
Co to futuryzm?
Futuryzm to ruch artystyczny, który narodził się na początku XX wieku we Włoszech i określa pęd technologii, młodość i przemysł. Futuryści znani są w każdej dziedzinie sztuki: malarstwie, fotografii, rzeźbie, filmie, teatrze, modzie, a nawet w... gotowaniu. Futuryzm wpłynął także na przemysł, co możemy zobaczyć na tkaninach czy wzornictwie przemysłowym.
Zarys aparatu może wydawać się nieco znajomy. Riesenberg deklaruje zresztą fascynację i inspirację modelami z linii AE i AE-P. Zdecydowanie jest to widoczne. Aparat jest relatywnie spory, jeśli porównamy jego długość np. z Nikonem 1. Grubość obu modeli jest porównywalna.
Faktycznie, Canon AE-D inspirowany był mocno starymi AE, jednak miałem też mocne skojarzenia z innymi markami. Wprawdzie odmontowanie przystawki nieco osłabia efekt podobieństwa, ale wciąż można mówić o bezpośredniej kontynuacji koncepcji linii.
Wygląda na to, że autor designu zdecydował się na takie rozmieszczenie przycisków, aby łatwo mogły je obsługiwać osoby z dużymi dłońmi. Możliwe, że zamierzeniem Riesenberga była obsługa ustawień za pomocą kciuka, bez niepotrzebnego przesuwania dłoni. Widok od tyłu mocno kojarzy się z kompaktem Leica X1.
Projekt ma te same charakterystyczne cztery kanty po każdej ze stron, a także obudowę pryzmatu. Konwencja projektowa sprawiła, że z sentymentem spojrzałem również na leżącą w szafie Minoltę X300. Inną cechą właściwą dla pewnego konkurencyjnego modelu jest lampa błyskowa. Sposób jej wysuwania został dokładnie skopiowany ze wspomnianego już aparatu Leica X1.
Widok z góry zdradza identyczne rozłożenie przycisków jak to znane z Canona AE-1, a także do złudzenia podobny wygląd. Podobieństwo z zamontowaną przystawką wizjera do starej linii AE jest wręcz uderzające.
Wprawdzie Riesenberg pisze, że nie uważa konceptu za wizję bezlusterkowca, lecz za marzenie niemożliwe do spełnienia - głównie ze względu na potencjalny koszt realizacji. Gdyby jednak Canon zdecydował się na pójście właśnie w tym kierunku z ewentualnymi nowymi modelami, ładnie wpisałby się w narastający trend reanimacji starych linii i nadawania im formy bardziej adekwatnej dla ery cyfrowej. Z drugiej strony, to wątpliwe, aby akurat ta firma padła ofiarą tego rodzaju owczego pędu.
Oczywiście ta "retrofilia" nie zmonopolizowała jeszcze świata wizji konceptualistów, czego najlepszym dowodem jest pomysłowy design zupełnie nowego pełnoklatkowego bezlusterkowca autorstwa Vladimira Markova. Snima Iris stawia przede wszystkim na ergonomię i konfigurowalność.
Ruchomy ekran LCD miałby być odczepialny, co pozwoliłoby na korzystanie z niego jako ze zdalnego, bezprzewodowego spustu migawki. Pokrętła mają potencjał pełnienia różnorakich funkcji ze względu na zastąpienie stałych nadruków małymi wyświetlaczami LCD na szczycie. Przełączanie pomiędzy sterowaniem poszczególnymi ustawieniami odbywałoby się za pomocą pacnięcia w ekran. Interesującym pomysłem jest umieszczenie dwóch tradycyjnych tarcz na boku obudowy.
Najciekawszą cechą jest oprogramowanie sterujące aparatu, które miałoby umożliwiać dodawanie nowych funkcjonalności przy użyciu internetowego sklepu - pomysł nienowy, ale zdecydowanie godny uwagi. Markov zdaje się entuzjastą wolnego oprogramowania, bo poza naciskiem na konfigurowalność pamiętał o uwzględnieniu Linuksa na liście wspieranych systemów operacyjnych.
Autor koncepcji zaznacza, że nie ma wykształcenia inżynierskiego, więc design oparł wyłącznie na swoich osobistych preferencjach. Mimo wszystko dobrze jest widzieć entuzjastów, którzy gotowi są przełamać utarte przyzwyczajenia w myśleniu o projektowaniu sprzętu - kto wie, może nakłoni to firmowych designerów do przemyślenia swoich poczynań i zaproponowania użytkownikom czegoś zupełnie nowego, bardziej niestandardowego niż kolejne odświeżenie staruszków cyfrowym sensorem.
Źródło: David Riesenberg • Vladimir Markov • mansurovs.com