Rosjanie ostrzelali reporterów. Co mówi o tym prawo międzynarodowe?
Ekipa brytyjskiej stacji Sky News została zaatakowana przez Rosjan. Według relacji reporterów ostrzał nie ustał nawet wówczas, gdy poinformowali oni napastników, że są przedstawicielami mediów. Przypadek ten rodzi pytanie, jak wygląda międzynarodowa ochrona prawna dziennikarzy i fotoreporterów relacjonujących wydarzenia z miejsca działań wojennych.
Według informacji podanych przez Sky News, ekipa "wpadła w zasadzkę w pobliżu Kijowa", a "dziennikarz Stuart Ramsay został postrzelony". Za atakiem mogła stać rosyjska grup zwiadowcza. Co może zastanawiać, Rosjanie mieli nie przerywać ognia nawet wówczas, gdy reporterzy poinformowali ich, że są pracownikami mediów. Co na ten temat mówią międzynarodowe przepisy?
Ochrona prawna dziennikarzy i fotoreporterów wojennych
W teorii korespondenci są objęci tzw. prawem konfliktów zbrojnych, czyli zbiorem norm przyjętych przez społeczność międzynarodową. W praktyce brakuje jednak ujednolicenia, które gwarantowałoby im większą ochronę. Jak zauważa Julita Działak-Jankowska w pracy pt. "Status polityczny oraz prawnomiędzynarodowy korespondenta wojennego", brakuje "jednoznacznych przepisów regulujących prawa i obowiązki dziennikarza jako osoby cywilnej albo jako jeńca wojennego".
"Niestety coraz liczniejsze przypadki śmierci dziennikarza świadczą o tym, że reporter nie jest postrzegany jako neutralny obserwator, a coraz częściej jest widziany jako przedstawiciel obcego świata, którego należy wyeliminować. (…) Konieczne jest przygotowanie ujednoliconego aktu prawnego, dotyczącego ochrony korespondenta wojennego o zasięgu międzynarodowym oraz stworzenie karty identyfikacyjnej, powszechnie rozpoznawalnej, zapewniającej nietykalność i bezpieczeństwo, będącej jednocześnie gwarantem praw i obowiązków dziennikarza" – zauważa Działak-Jankowska.
W efekcie sami dziennikarze i fotoreporterzy tworzą i zrzeszają się w międzynarodowych organizacjach medialnych zajmujących się kwestiami bezpieczeństwa. Przykładami takich podmiotów są International Federation of Journalists czy The Comitee to Protect Journalists.
Warto wspomnieć również o "Karcie Bezpieczeństwa Dziennikarzy Pracujących w Strefach Wojny lub Niebezpiecznych Obszarach" opracowanej przez organizację Reporterzy bez Granic. Stwierdza ona niestety wprost, że bezpieczeństwo przedstawiciel mediów pracujących w takich obszarach nie jest zawsze zagwarantowane, nawet jeżeli "prawo międzynarodowe daje właściwe zabezpieczenie na papierze".
Odnosząc się do międzynarodowej ochrony prawnej Reporterzy bez Granic opierają się na zasadach wyrażonych w artykule 79 I Protokołu Dodatkowego do konwencji genewskich. Stanowi on, że "dziennikarze, którzy spełniają niebezpieczne misje zawodowe w strefach konfliktu zbrojnego, będą traktowani jak osoby cywilne" pod warunkiem, że nie podejmują oni "żadnego działania, które byłoby sprzeczne z ich statusem osób cywilnych". Za działania sprzeczne z takim statusem uważa się m.in. szpiegostwo, udział w walkach czy posiadanie broni.
Co istotne, Karta opracowana przez Reporterów bez Granic stwierdza, że "jakikolwiek zamierzony atak na dziennikarzy, który spowoduje śmierć lub poważne obrażenia, jest poważnym pogwałceniem tego Protokołu i uznawany jest za zbrodnię wojenną". Jeśli Rosjanie świadomie zaatakowali zatem korespondentów Sky News, był to atak na bezbronnych cywilów.
Jak zaznacza jednak Działak-Jankowska, są to zasady opracowane przez organizację pozarządową, przez co skuteczność i siła oddziaływania Karty jest de facto niewielka. Co więcej, Karta określa obowiązki nakładane na samych reporterów i ich pracodawców, a nie na państwa będące stronami konfliktu. Chociaż trudno byłoby pociągnąć do odpowiedzialności sprawców ataku na reporterów Sky News, ich działanie należy uznać za sprzeczne z międzynarodowym prawem humanitarnym.