Sony A6600 – pierwsze wrażenia prosto z Kopenhagi
28 sierpnia 2019 roku firma Sony zaprezentowała dwa nowe bezlusterkowce z segmentu APS-C. Pierwszy z nich – Sony A6100 – jest przeznaczony dla początkujących, drugi model – Sony A6600 – został flagową propozycją producenta. Ten ostatni z nowymi obiektywami Sony E 16-55 mm f/2.8 G i Sony E 70-350 mm f/4.5-6.3 G OSS sprawdza się naprawdę dobrze.
29.08.2019 | aktual.: 29.08.2019 19:31
Wyjazdy na premiery sprzętu zawsze są ekscytujące. Nigdy do końca nie wiemy, co zaprezentują producenci. Tak też było w tym wypadku. Spodziewałem się, że zobaczę jeden nowy model i będzie to Sony A7000, jednak pojawiły się dwa: amatorski Sony A6100 oraz flagowy Sony A6600. Miałem okazję przez chwilę sprawdzić działanie tego drugiego wraz z nowymi obiektywami do korpusów z matrycami APS-C: Sony E 16-55 mm f/2.8 G oraz Sony 75-350 mmm f/4.5-6.3 G OSS.
Sony A6600 – wzornictwo, jakość wykonania, ergonomia i bateria
Jeśli widzieliście kiedykolwiek korpus z serii Sony A6XXX, nie zaskoczy was bryła. Kształt jest bardzo zbliżony, a szkielet aparatu wykonany ze stopu magnezu. Ma wymiary 120 x 67 x 69 mm i waży 503 gramy.
Pierwsze, na co zwrócimy uwagę, biorąc do ręki nowy korpus to poprawiony uchwyt. Grip stał się teraz głębszy, dzięki czemu aparat pewniej leży w ręce. Jeśli mieliście problem ze zsuwającym się małym palcem, tutaj tego nie uświadczycie. Podczas noszenia aparatu w jednej ręce, spokojnie będziecie mogli nim balansować, wieszając go na palcach.
Układ przycisków na tylnym panelu jest taki sam, jak w przypadku Sony A6400. Wszystko jest logicznie rozplanowane, a same guziki działają z wyczuwalnym delikatnym oporem, lecz bez wyczuwalnego skoku. Są raczej dość miękkie, co mi osobiście bardzo odpowiada. Zmiana dotyczy górnego panelu, na którym pojawiły się 2 dodatkowe programowalne przyciski. Łącznie na korpusie znajdziemy aż 4 takie – od C1 do C4.
W lewym górnym rogu znalazł się wizjer elektroniczny o rozdzielczości 2 359 296 punktów, 100-procentowym pokryciu oraz powiększeniu rzędu 1,07x. Odchylany do pozycji selfie (do góry) dotykowy ekran LCD ma rozmiar 3 cali i rozdzielczość 921 600 punktów. Kolory są jasne, a podświetlenie pozwala na dojrzenie szczegółów zdjęć nawet w słoneczny dzień. Zwróciłem uwagę jednak, że podczas podglądu zdjęć, te wydawały mi się nieostre – po zgraniu na komputer wszystkie (tak, dosłownie wszystkie) były trafione w punkt, ale o tym za chwilę.
Na pochwałę tutaj zasługuje bateria. Do czynienia mamy z akumulatorem NP-FZ100 o pojemności 2280 mAh. Jest to ogromna poprawa w porównaniu do poprzedników. Podczas 3 godzin fotografowania z włączonym wizjerem elektronicznym (bez oszczędzania energii) ze 100 proc. zostało mi aż 68! Jestem pod wielkim wrażeniem, ponieważ Sony w końcu pokazało, że bezlusterkowce również mogą mieć wydajne akumulatory, co obala jeden z popularnych zarzutów miłośników lustrzanek.
Sony A6600 – jakość obrazu i autofokus
Sercem korpusu Sony A6600 jest 24,2-megapikselowa matryca Exmor CMOS, stabilizowana w 5 osiach. Wspiera ją najnowszej generacji procesor Bionz X. Dokładnie takie same podzespoły zostały zastosowane w drugim pokazanym modelu – Sony A6100.
Flagowiec pozwala na pracę w natywnym zakresie czułości ISO 100-32 000, rozszerzalnym odpowiednio do ISO 50, aż do 102 400. Pierwszy raz mamy do czynienia z tak rozbudowanym zakresem ISO w bezlusterkowcach z matrycami APS-C. Niestety podczas zabaw nowym Sony A6600 nie miałem możliwości sprawdzenia, jak radzi sobie w złych warunkach oświetleniowych. Tamten dzień w Kopenhadze był wyjątkowo słoneczny i ciepły, a fotografowanie na otwartym terenie przyjemne.
Po to, by sprawdzić działanie korpusu oraz nowych obiektywów, wybraliśmy się na spacer po Kopenhadze. Był to najcieplejszy dzień w stolicy Danii od wielu miesięcy. Wyprawa na pobliski targ zaowocowała wieloma uśmiechami i kadrami. W pierwszej kolejności zresetowałem Sony A6600 do ustawień fabrycznych oraz wyłączyłem odszumianie, ustawiłem rozdzielczość na pliki JPEG w maksymalnej jakości i standardowy profil kolorystyczny. Pamiętajcie, że ustawienia autofokusa również były zresetowane.
Firma Sony chwali się najszybszym autofokusem w bezlusterkowcach z matrycami APS-C. Sony A6600 jest w stanie ustawić ostrość w czasie 0,02 sekundy, co jest wspaniałym wynikiem. Dodatkowo 435 punkty autofokusa wspierają zaawansowane wykrywanie twarzy, oka (priorytet na lewe, prawe lub automatyczny wybór) oraz śledzenie. Postanowiłem ustawić autofokus na tryb szeroki, włączyć śledzenie twarzy i automatyczny wybór oka. Nie zawiodłem się. Mimo tego, że w pełnym słońcu, kadry wydawały mi się nieostre, wszystkie były trafione. Nie było ani jednego zdjęcia, na którym aparat nie poradziłby sobie z wykryciem twarzy oraz szybkim i celnym ustawieniem punktu ostrości. Niestety nie miałem czasu, by pobawić się innymi opcjami, a zwierzęta uciekały, gdy chciałem sprawdzić działanie wykrywania ich oka. No cóż, nie każdego muszą lubić…
Odwzorowanie kolorów, kontrast, ostrość – wszystko jest na najwyższym poziomie. Robiąc zdjęcia Sony A6600 otrzymacie po prostu obrazek idealny, biorąc oczywiście pod uwagę mniejszy sensor, bo nie możecie spodziewać się zabójczej głębi ostrości z formatu APS-C. Od tego są inne aparaty. W segmencie APS-C nie znajduję obecnie lepszej jakości obrazu, nawet mimo mojego zamiłowania do kolorów z Fujifilm X-T3. Jeśli zależy wam na rzeczywistym odwzorowaniu kolorów, tonu skóry (ważne!) i płynnych przejściach tonalnych w formacie Super 35, Sony A6600 jest tym, czego szukacie. Kropka.
Sony A6600 – zdjęcia seryjne i filmowanie
Sony A6600 pozwala na wykonanie 11 kl./s z ciągłym autofokusem oraz automatyczną ekspozycją. Ten tryb działa doskonale. Bufor aparatu się nie zapycha, funkcjonowanie nie zostaje przerwane ze względu na myślenie korpusu. Myślę, że ten aparat może trafić do fotografów sportowych dzięki celnemu autofokusowi oraz dobremu obliczaniu automatycznej ekspozycji. Mierzenie światła jest bardzo celne.
Filmowanie natomiast to coś, na co Sony położyło duży nacisk. Zacznijmy od tego, że w Sony A6600 nie spotkacie się z limitem czasowym – możecie kręcić wideo w rozdzielczości 4K/30p bez martwienia się o to, czy za chwilę nie skończy się klip. Dodatkowo korpus został wzbogacony o płaskie profile S-Log oraz opcję HLG. Na boku aparatu znalazło się wejście na słuchawki oraz mikrofon, więc bez problemu ustawicie poziomy dźwięku. Myślę, że ten aparat również doskonale sprawdzi się podczas wlgowania, dzięki obracanemu o 180 stopni ekranowi.
Sony A6600 – czy jest pozbawiony wad?
Sony A6600 to flagowy model segmentu APS-C tego producenta. Jak to w przypadku takich propozycji bywa, i ten aparat jest naprawdę bardzo dopracowany. Jest jednak kilka kwestii, które można by było rozwiązać inaczej. Chętnie zobaczyłbym wejście na kartę pamięci (pojedyncze, mogłoby być podwójne, jak u konkurencji) na boku uchwytu, jak w serii Sony A7 III, by niezależnie korzystać z gniazda kart oraz komory baterii.
Bardzo ucieszyłoby mnie przeprojektowanie pokręteł do zmiany parametrów ekspozycji. Posiadanie pokrętła zmiany czasu pod kciukiem (na górze tylnej ścianki) jest dla mnie koniecznością i tutaj Sony zdało egzamin. Zabrakło mi jednak przedniego pokrętła pod spustem migawki do zmiany przysłony. W idealnym świecie natywny, odpowiednio oznaczony przycisk (np. wypukłą kropką na środku) pojawiłby się na górze korpusu, tuż za spustem migawki.
Zwróćcie uwagę, że wspominam tylko o kwestiach ergonomicznych, wynikających z moich preferencji i przyzwyczajeń. Nie mam zarzutów do działania aparatu. Po prostu nie mogę ich mieć – nie ma się do czego czepić. Sony A6600 to mały korpus z najwyższej półki, a w połączeniu z nowymi obiektywami serii G Master sprawdza się doskonale. Gdybym dzisiaj miał wybierać swój aparat z matrycą APS-C, istnieje duże prawdopodobieństwo, że byłby to właśnie ten model.