Sony A77, czyli co ma język angielski do marketingu [odc. 1]

W bardzo interesującym materiale w serwisie The Online Photographer możemy przeczytać ciekawy komentarz na temat potencjału marketingowego aparatu Sony A77, a przy okazji ryzyka podjętego przez producenta. Jednak poza dość dobrą (choć moim zdaniem niepełną) analizą sytuacji, tekst stanowić może świetny punkt wyjścia do rozważań co dokładnie decyduje o sprzedażowym sukcesie sprzętu.

Sony A77 - budowa (źródło: The Online Photographer)
Sony A77 - budowa (źródło: The Online Photographer)
Piotr Dopart

07.09.2011 | aktual.: 01.08.2022 14:31

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

W bardzo interesującym materiale w serwisie The Online Photographer możemy przeczytać ciekawy komentarz na temat potencjału marketingowego aparatu Sony A77, a przy okazji ryzyka podjętego przez producenta. Jednak poza dość dobrą (choć moim zdaniem niepełną) analizą sytuacji, tekst stanowić może świetny punkt wyjścia do rozważań co dokładnie decyduje o sprzedażowym sukcesie sprzętu.

Jak pisze TOP, największą groźbą dla Sony A77 są dwie z zastosowanych w modelu technologii, które same w sobie nie muszą wyć złe, jednak budzone przez nie skojarzenia mogą okazać się marketingowymi gwoździami do trumny. Pierwsza to elektroniczny wizjer, wciąż jeszcze ustępujący optycznym pod niemal każdym względem (o tym szerzej w następnym odcinku), druga zaś - "półprzezroczyste" lustro, na którym chciałbym się w tej części tekstu skupić.

Technologia ta ma na celu rozwidlenie strumieni światła wewnątrz aparatu na część trafiającą do materiału światłoczułego i część kończącą w czujniku autofokusa - stanowi ona wręcz sztandarową funkcjonalność serii "dwucyfrowych" lustrzanek z serii Alfa. Dlatego też ostrzeżenia TOP mogą zdawać się raczej bezzasadne. Jednakże serwis wskazuje, że w tym przypadku przeciw Sony staje... język angielski.

Publicysta wskazuje przede wszystkim na rozróżnienie pomiędzy zastosowanym przez marketing Sony - translucent - a poprawnym w tym przypadku - pellicle. Na czym polega różnica? Pierwsze słowo roboczo przetłumaczyć można jako "półprzejrzyste". Oznacza to taką właściwość materiału, która sprawia, że przechodzące przezeń światło jest częściowo odbijane, zaś część która się przedostaje zostaje rozproszona. Dobrym przykładem jest zaparowana lub oszroniona szyba.

Z kolei "półprzepuszczalne" znaczy w tym przypadku tyle, że światło rozdzielane jest na dwa strumienie, o podobnej ostrości i mniejszej intensywności. Michael C. Johnston wskazuje, że tego rodzaju semantyczne potknięcie może zostać bezlitośnie wykorzystane przez konkurencję do wysunięcia zarzutów, iż Sony A77 oferuje dużo słabszą ostrość niż "kłapiące" DSLR, głównie z powodu "półprzejrzystości" materiału. Nie da się ukryć, że Sony podłożyło się w sposób porównywalny chyba tylko z francuską marką obuwniczą The Athlete's Foot (nazwa ta oznacza dokładnie "grzybicę stóp").

Czy jednak obawy Johnstona są uzasadnione? No cóż, Shawn Barnett z Imaging-Resource przypomina w komentarzu pod tekstem, że próbki zamieszczone w prestiżowym serwisie DPReview faktycznie wykazują śladową obecność takiego "rozmycia", jednak osobiście nie sądzę, żeby było to prawdziwym problemem.

Canon EOS RT (źródło: mir.com.my)
Canon EOS RT (źródło: mir.com.my)

Mimo to konsumenci na rynku amerykańskim wydają się nie być przekonani do technologii lustra przejrzystego - autor przywołuje przykład poprzedników. Półprofesjonalny Canon EOS RT wyprodukowany w 1989 roku w serii 10 tys. egzemplarzy, wyceniony na 800 dolarów miał według szacunków sprzedać się w ciągu roku. Nie udało się, a w objawie desperacji Canon wyprzedawać miał ostatnie RT za połowę ceny wyjściowej. Ostatnie egzemplarze zjechały z taśmy produkcyjnej w 1992 roku.

Historia przytoczona przez Johnstona wydaje się niezłym dowodem tezy o nikłej popularności, jednak RT wcale nie był pierwszym aparatem tego typu. Najpierw pojawił się Canon Pellix (1965 r.) z pomiarem TTL, następnie najszybsza seria lustrzanek analogowych świata - Canon F-1 High Speed (1972 r.), której następczyni (New F1 z 1984 r.) z imponującym wynikiem 14 zdjęć na sekundę w trybie seryjnym piastuje stanowisko lidera - a w między czasie swoją propozycję przestawił Nikon, ze swoim modelem Nikon F2H (1976 r.). Ba, równolegle z RT na rynek wprowadzono aparat Canon EOS-1N RS. Czy Canon naprawdę zdecydowałby się na produkcję RT, gdyby nie akceptowalne wyniki poprzedników? Nie sądzę.

Kolejnym argumentem zadającym kłam tezie o niepopularności technologii są powody, z których z niej zrezygnowano. Nie było to wcale wywołane słabą sprzedażą, lecz postępem w dziedzinie "kłapaczy", które zaczęły pozwalać na osiąganie naprawdę dobrych wyników w zakresie szybkości zdjęć seryjnych, sprawiając, że inwestowanie w nową technologię stało się nieopłacalne.

CDN.

Komentarze (0)