Sony SLT‑A99 – pełna klatka, ale niepełna satysfakcja [wideotest]
21.12.2012 11:44, aktual.: 02.01.2015 12:43
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Sony SLT-A99 to profesjonalny pełnoklatkowy aparat z półprzezroczystym lustrem, czyli całkowicie przeprojektowany następca cenionego modelu A900 sprzed lat. Czy uda mu się dorównać poprzednikowi i najnowszym konkurentom: Canonowi 5D Mark III oraz Nikonowi D800?
Wideotest
Sony A99 to profesjonalny pełnoklatkowy aparat z półprzezroczystym lustrem, czyli całkowicie przeprojektowany następca cenionego modelu A900 sprzed lat. Czy uda mu się dorównać poprzednikowi i najnowszym konkurentom: Canonowi 5D Mark III oraz Nikonowi D800?
Sony SLT-A99 - test / review [PL]
Budowa i obsługa
Wykonanie
Aparat został zrobiony z solidnego stopu magnezowego. Korpus jest dość duży i dobrze leży w dłoni dzięki głębokiemu, dobrze wyprofilowanemu gripowi. Widać, że to aparat z najwyższej półki, jednak klapki baterii i kart pamięci nie zostały uszczelnione. Bagnet otoczony jest wściekłopomarańczową obwódką, co niektórym może przypaść do gustu. Na obudowie znajduje się dużo przycisków i różnych pokręteł. Na górnej ścianie jest koło trybów, a przy spuście migawki jedno z kół nastaw. Na tylnej ścianie kciuk trafi na drugie koło nastaw i dość pokaźny joystick.
Na uwagę zasługuje jeszcze jedna tarcza, umieszczona na przodzie obudowy na prawo od bagnetu. Odpowiada ona między innymi za wybór jednej z sześciu funkcji, np. pracy autofokusu i ustawień ISO. Obracając ją, nie wyczuwa się żadnego skoku, co pozwala na bezszelestną pracę w trybie wideo, ale podczas fotografowania jest to wada, ponieważ trudno trafić w żądaną opcję. Waga około 800 gramów sprawia, że aparat jest najlżejszy na tle konkurencji, ale nie odbija się to na jakości jego wykonania.
Obsługa
Ergonomię również oceniam wysoko, ponieważ wszystkie przyciski są dobrze rozmieszczone. Zastanawiające jest ulokowanie przycisku, który odpowiada za wykadrowanie zdjęcia przed jego zrobieniem. Aparat przechodzi w tryb fotografowania DX, czyli z cropem, ponieważ wycina centrum kadru. Ten tryb przyda się osobom, które fotografują dziką przyrodę i chciałyby "zwiększyć" ogniskową obiektywu. Działa on tylko w trybie zapisu JPG, a myślę, że większość osób będzie korzystać jednak z zapisu RAW.
Całkiem ciekawym przyciskiem jest AF range, który umożliwia ustawienie pracy autofokusu tak, aby pracował on jedynie w zdefiniowanym zakresie. Co prawda nie jest to funkcja, której używa się na tyle często, żeby była umieszczona na obudowie, ale trudno mieć o to pretensje. Jedynie obsługa joysticka mogłaby być bardziej precyzyjna, ponieważ jego skok jest zbyt długi, a kciuk nieraz mi się z niego osunął.
Na lewej ścianie Sony ulokowało szereg złącz: synchronizacji, „czyste” HDMI, wejście mikrofonu, wyjście słuchawkowe, wejście zasilacza, USB i moduł GPS. Po przeciwległej stronie znajduje się klapka, pod którą są dwa sloty kart SD, w tym jeden z obsługą MS Pro. Dziwne, że producent nie zdecydował się na umieszczenie bardziej profesjonalnych rozwiązań, jak Compact Flash czy choćby XQD, którego sam jest autorem.
I na koniec niespodzianka: Sony zrezygnowało ze stopki odziedziczonej po Minolcie na rzecz normalnych sanek. W zestawie dołącza jednak przejściówkę do lamp ze starą stopką, więc jeśli ktoś zdecyduje się na przesiadkę z któregokolwiek aparatu Sony/Minolta, nie będzie musiał dokupować żadnych akcesoriów. To krok w dobrą stronę, bo znika problem wyzwalaczy radiowych w studio, a ponad 20 pinów na stopce wiele obiecuje. Dziwi jednak brak wbudowanej lampy błyskowej, skoro w jej miejscu wcale nie ma rozbudowanego pryzmatu pentagonalnego.
Menu
Menu jest nieźle zaprojektowane i czytelne. Składa się z siedmiu głównych zakładek, które podzielone są na mniejsze kategorie. Układ bardzo przypomina ten z nowych Canonów. Trudno doszukiwać się w nim słabych punktów.
Denerwujący jest jednak tryb podglądu wykonanych zdjęć i filmów. Żeby oglądać zdjęcia lub filmy, trzeba wybrać to z poziomu menu. Albo oglądamy zdjęcia, albo filmy – nie ma możliwości przeglądania chronologicznie zdjęć i filmów razem. Do tego gdy przybliża się zdjęcie, przybliżenie od razu wynosi 100%, a późniejsze zmniejszanie trwa dość długo.
Fotografowanie w praktyce
Muszę przyznać, że z aparatami Sony nie miałem zbyt wiele do czynienia, jednak obsługa modelu Alpha 99 nie jest szczególnie trudna. Pierwsza rzecz, na którą zwróciłem uwagę, to czas włączania się aparatu. Dopiero po około trzech sekundach jest gotowy do pracy. Moim zdaniem to zdecydowanie za długo.
Na tylnej ścianie znajduje się spory, 3-calowy wyświetlacz, który można odchylać w trzech płaszczyznach. Za to należy się duży plus, bo chyba nie ma pozycji, w której wyświetlacz byłby niewidoczny. Jego rozdzielczość wynosi około 1,27 mln punktów, więc świetnie odwzorowuje detale i kolory. Mam jednak wątpliwości dotyczące trwałości tego rozwiązania na dłuższą metę, ponieważ ramię, na którym zamontowany jest wyświetlacz, nie sprawia wrażenia wystarczająco stabilnego. Nad nim znajduje się wizjer EVF, który jest jeszcze bardziej dokładny, bo jego rozdzielczość wynosi około 2,36 mln punktów! Jednak tu pojawia się problem, bo przełączanie między jednym a drugim wyświetlaczem trwa zbyt długo. Co prawda trwa to i tak krócej niż w Sony A77, ale reakcja nie jest natychmiastowa.
Po aparacie za ponad 12 000 zł oczekiwałbym niezauważalnego przechodzenia między wyświetlaczami. Tymczasem po przyłożeniu oka do wizjera trzeba chwilę odczekać, aby pojawił się obraz. Skoro zacząłem o wyświetlaczach, warto wspomnieć o górnym, monochromatycznym. Ma on przeciętne rozmiary, wyświetla podstawowe informacje, ale brakuje m.in. stałego wyświetlania ISO, pomiaru światła czy drabinki ekspozycji. Owszem, to wszystko jest na głównych ekranach, ale powierzchnię na tym monochromatycznym można byłoby lepiej wykorzystać.
Kolejną drażniącą rzeczą jest używanie kół nastaw. Pracowałem z bardzo jasnymi szkłami, których jasność wynosiła f/1.4. Przemierzając ulice Wrocławia, często przechodziłem między maksymalną jasnością a przysłoną f/5.6. Aby ustawić żądaną wartość, musiałem aż czterokrotnie kręcić jednym z kół nastaw. Nie każdy jego skok miał wpływ na wartość przysłony, co oznacza, że aparat nie nadąża - jakby był zbyt mało wydajny.
Niestety, podobnie było w przypadku Sony A77. Do tego w trybach półautomatycznych obydwa koła nastaw odpowiadały za zmianę wybranej wartości. Aby zmienić korekcję ekspozycji i tak trzeba wcisnąć dedykowany przycisk. Lepszym pomysłem byłoby ustawienie jednego koła nastaw, tak aby w trybach A/S jedno z kół nastaw odpowiadało za korygowanie ekspozycji.
Szybkość działania/autofokus
Na pochwałę zasługuje szybkość fotografowania w trybie zdjęć seryjnych - 10 kl./s to naprawdę świetny wynik. Jednak i w tej kategorii nie ma róży bez kolców. Szybkość 10 kl./s możliwa jest do uzyskania tylko w trybie APS-C JPG i rozdzielczości 4,6 mpx. Gdy fotografuje się w trybie RAW, prędkość spada do 6 kl./s. Po zrobieniu serii zdjęć, mimo zastosowania szybkiej karty, aparat „zapycha się” i odmawia współpracy. Nie ma możliwości obejrzenia fotografii już wcześniej zapisanych, ponieważ pojawia się komunikat, że aparat jest w trakcie pracy. Mam wrażenie, jakby A99 wyposażono w zbyt wolny procesor, ponieważ to już kolejna sytuacja, kiedy aparat pracuje zbyt wolno. Bez wątpienia wynika to z braku mocy obliczeniowej.
Z autofokusem wcale nie jest lepiej, mimo że aparat ma 19 pól autofokusu, z 11 punktami krzyżowymi. Do testów dostałem dwa topowe obiektywy: 35 mm f/1.4 i 85 mm f/1.4. Niestety, przy użyciu wspomnianych obiektywów nie ma możliwości skorzystania z technologii Dual AF, która podobno sprawdza się zdecydowanie lepiej. W tej technologii dodatkowy czujnik ma 102 pola ostrości. Podwójny system AF ma zapewniać skuteczne śledzenie obiektów wtedy, kiedy znajdą się poza obszarem krytym przez 19 czujników.
Podczas sesji używałem również konkurencyjnego zestawu spod znaku Canona: 5D Mark III i obiektyw 35 mm f/1.4L i 85 mm f/1.8. Autofokus w A99 wariował, niemiłosiernie przy tym hałasując, podobnie jak przy użyciu Canona 50 mm f/1.8 lub 35 mm f/2. Punkty autofokusu są rozmieszczone bardzo blisko centrum kadru, co należy policzyć na minus. Układ AF w A99 działa po prostu ociężale, niezbyt celnie i głośno.
Na plus jednak zaliczę to, że jeśli uda mu się trafić, obraz produkowany przez dostarczone z aparatem szkła naprawdę cieszy oko. Mam nadzieję, że w trybie Dual AF układ działa zdecydowanie lepiej. Szkoda, że nie miałem możliwości sprawdzenia systemu Dual AF z obiektywem pozwalającym na jego wykorzystanie. System Dual AF obsługują następujące obiektywy:
- Sony AF 24-70 mm f/2.8 ZA Vario-Sonnar T* SSM
- Sony 28-75 mm f/2.8 SAM
- Sony 70-400 mm f/4-5.6 G SSM
- Sony 50 mm f/1.4
- Sony 500 mm f/4 G SSM
- Sony 300 mm f/2.8 G
Tak jak wspomniałem, miałem bezpośrednie porównanie z najbliższymi konkurentami. Zdjęcia wykonywałem dokładnie w tych samych warunkach, ale praca z Sony była zdecydowanie mniej przyjemna. Dlaczego?
Nie fotografuję w trybie seryjnym, ale w sesji akurat potrzebowałem, aby zdjęcia były robione w dość szybkim tempie. Canon 5D Mark III mierzył ostrość, klapał lustrem, ale to, co działo się w jego środku, mnie jako fotografa nie dotykało, bo patrzyłem przez analogowy wizjer, dzięki czemu tempo całej sesji było zdecydowanie płynniejsze.
W przypadku Sony przez brak lustra braki w mocy obliczeniowej od razu widoczne są na wyświetlaczu. Aparat pokazuje co chwilę czarny ekran, wyświetla zrobione przed sekundą zdjęcie, przechodzi znów do trybu „live” i tak w kółko. W efekcie praca zdecydowanie traci na płynności. Odświeżanie wizjera po zrobieniu zdjęcia trwa po prostu zbyt długo. Niestety, ale i tu szybkość działania aparatu daje w kość.
Filmowanie
Sony A99 zapisuje filmy w dwóch formatach: AVCHD i MP4. Najwyższa jakość odznacza się porządnym bitare'em 28mb/s, rozdzielczością Full HD i 50 kl/s. To bardzo obiecujące parametry. Dla osób, które filmowaniem zajmują się na poważnie i interesuje je późniejsza obróbka materiału, format AVCHD będzie dobrym rozwiązaniem, ale dla kogoś, kto chce uchwycić jedynie krótkie filmiki, np. podczas wakacji, minusem będzie to, że aparat zwykłe pliki mov. produkuje tylko przy rozdzielczości 1440x1080.
Użytkownik ma dużą kontrolę nad dźwiękiem dzięki manualnej kontroli natężenia w 32 pozycjach, wejściu na mikrofon i wyjściu słuchawkowemu, a na górnej ścianie znajdziemy dwa mikrofony.Akurat w trybie wideo wspomniana tarcza na przedniej ścianie sprawdza się bardzo dobrze, ponieważ nie ma wyczuwalnego skoku. Zapobiega to drganiom aparatu i jest bezszelestne. Dzięki konstrukcji półprzepuszczalnego lustra w trybie wideo działa również autofokus, który pracuje wystarczająco płynnie, choć w trudnych sytuacjach bywa, że się gubi. Niestety, AF działa tylko w trybie ciągłym. Efekt rolling shutter występuje, ale w takim samym stopniu jak u konkurencji.
Sony A99 przykładowy film / sample movie
Funkcje dodatkowe
Nie sposób nie wspomnieć o stabilizacji. System wprowadziła jeszcze Minolta, więc stabilizowana jest matryca, a nie soczewki w obiektywie. Miałem z nim do czynienia kilka lat temu w Minolcie A1. Wtedy byłem pod wrażeniem tego rozwiązania i przez te lata entuzjazm nie opadł. To naprawdę świetna technologia, bo układ działa pewnie i z każdym obiektywem. Za to duży plus!
Kolejną rzeczą wartą uwagi jest peaking. To rozwiązanie zaczerpnięte z przemysłu wideo, polegające na podświetlaniu na określony kolor krawędzi obiektów, które są wyostrzone. Świetnie się sprawdzi w przypadku starszych obiektywów bez autofokusu. Możliwy jest wybór różnych kolorów podświetlenia, więc fotografując jasne obiekty, możemy wybrać ciemne podświetlenie krawędzi i na odwrót. Jak wiadomo, Sony w przemyśle filmowym jest nie od dziś, a peaking w lustrzankach nie jest chwytem marketingowym, tylko prawdziwym ułatwieniem. W żadnym innym systemie ustawianie ostrości w trybie manualnym nie jest tak proste i szybkie. Kolejny plus dla A99!
Sony A99 został wyposażony w moduł GPS. Kiedyś uważałem to za niepotrzebny bajer, ale odkąd zacząłem więcej podróżować, bardzo cenię sobie to rozwiązanie. Jeśli fotografuje się w różnych zakątkach świata, po jakimś czasie nie pamięta się, gdzie dokładnie zostało zrobione zdjęcie. Eksportując zdjęcia do Lightrooma czy iPhoto, można dokładnie sprawdzić, gdzie została wykonana fotografia.
Ostatnio, choć nie w przypadku testowanego Sony, moduł GPS bardzo mi pomógł. Jechałem autobusem przez całą Portugalię, nie do końca wiedząc, przez jakie miasta wiedzie wycieczka. Nie miałem łączności z Internetem, więc po prostu robiłem zdjęcia w interesujących mnie miejscach. Gdy uzyskałem dostęp do Sieci, sprawdziłem, gdzie zostały zrobione. W ten sposób dzięki modułowi GPS zwiedziłem Coimbrę i Leirię. Kolejny plus dla Alphy.
Jakość zdjęć – szumy
Matryca w Sony A99 została wykonana w technologii CMOS, a jej rozdzielczość to 24 Mpix. Duża matryca i umiarkowana liczba pikseli obiecują dobrą jakość obrazu. Faktycznie, rozczarowania nie ma. Szum do ISO 800 jest praktycznie niezauważalny, przy ISO 1600 mogą się pojawić delikatne plamy kolorystyczne, ale tylko w ciemniejszych partiach. Obraz przy ISO 6400 jest już wyraźnie zaszumiony, a kolejne skoki skutecznie go degradują. Dwóch ostatnich wartości można używać w ostateczności.
Jakość zdjęć – odwzorowanie szczegółów
Odwzorowanie szczegółów we flagowej Alphie stoi na bardzo wysokim poziomie. Do ISO 1600 spadek szczegółów niemal nie występuje. Przy wartości ISO 3200 spadek jest widoczny, a ISO 6400 to już ostatnia używalna wartość. Dwiema ostatnimi wartościami (podobnie jak w przypadku ilości szumów) można się posłużyć w ostateczności.
Zdjęcia przykładowe
Zdjęcia przykładowe zostały wykonane w formacie RAW, następnie bez zmian wywołane w Adobe Lightroom 4.2. Jeśli jakiekolwiek modyfikacje zostały dokonane, jest to zaznaczone w pliku. Wszystkie zdjęcia możecie obejrzeć na naszym profilu w serwisie Flickr.
Co nam się podoba
Spodobało mi się dobre wykonanie w połączeniu z dość niską wagą aparatu. Na uwagę zasługują również: bardzo dobry wyświetlacz, który ułatwia fotografowanie w najróżniejszych pozach, oraz wizjer EVF z ponad 2 milionami punktów, co zapewnia niezwykłą dokładność. Plus należy się również za wbudowaną stabilizację matrycy, dzięki której dużo łatwiej zrobić zdjęcie z ręki. Bardzo lubię również geotagowanie. Dużo podróżuję i zawsze wiem, gdzie dokładnie zrobiłem konkretne zdjęcie.
Jednak największymi zaletami A99 są jakość zdjęć i ich szczegółowość. Połączenie nowoczesnej matrycy i dobrego oprogramowania daje świetne rezultaty. Jeśli dorzucić do tego jasny obiektyw i wspomnianą stabilizację, możemy robić zdjęcia niemal w zupełnych ciemnościach. Miłym akcentem jest również tryb panoramy. Wystarczy obracać aparat wokół własnej osi, a on sam zajmie się wszystkim innym - i to naprawdę działa.
Co nam się nie podoba
Sony A99 przede wszystkim jest zbyt wolny. Długie uruchamianie, wolny i głośny autofokus ze zbyt wąsko ustawionymi punktami. Niestety, zbyt długa reakcja na zmianę ekranów i wolne przechodzenie między zdjęciami zniechęcały mnie do fotografowania. Przy robieniu większej liczby zdjęć aparat bardzo szybko odmawiał posłuszeństwa i przestawał reagować, a po chwili wariował. Dziwne, bo z jednej strony ma 6 lub nawet 10 kl./s, z którymi po prostu nie potrafi sobie poradzić. Niedobrze.
Werdykt
Firma Sony jako ostatnia wydała aparat konkurujący z Nikonem D800 czy Canonem 5D Mark III, doskonale znając możliwości tych urządzeń. Biorąc pod uwagę parametry, model Alpha 99 staje w szranki z nowym Canonem, ale oceniam go niżej ze względu na wymienione wady. D800 też bardziej przypadło mi do gustu. Nie chodzi tu zastosowaną technologię półprzepuszczalnego lustra, bo elektroniczny wizjer jest naprawdę dobry, ale o to, jak pracuje się z aparatem.
Fotografowanie nowym Sony A99 jest po prostu niekomfortowe, ponieważ za każdym razem trzeba na coś czekać – czy to na włączenie, czy przełączenie między ekranami, czy obejrzenie zdjęć. A99 kosztuje ponad 12 000 zł. Za tę cenę oczekiwałbym aparatu, w którym musiałbym doszukiwać się wad, a nie takiego, w którym wymienione wyżej wady zniechęcają do fotografowania. A99 odsyłam więc bez sentymentu.