Sony Xperia Z1 i Sony DSC QX‑10 - pierwsze wrażenia i zdjęcia
Sony Xperia Z1 to smartfon, który ma zastąpić kompakt. Czy się udało? Z kolei Sony DSC QX-10 to początki dla nowej fotograficznej rodziny, a początki bywają trudne. Oto kilka słów po zetknięciu się z nowościami Sony.
30.09.2013 | aktual.: 30.05.2016 11:13
Włączam aplikację fotograficzną, która oczywiście interesuje mnie najbardziej. Od razu po kliknięciu aparat jest gotowy do pracy. Dane techniczne są imponujące: obiektyw G Lens Sony 27 mm, F2.0, matryca CMOS typu 1/2.3, 20,7 Mpix, procesor obrazu BIONZ for Mobile. Na ekranie znajduje się wszystko, co jest potrzebne, po lewej: opcje lampy, menu aparatu, przełączenie między kamerami, przednią i tylną. Po prawej: szybki dostęp do galerii z miniaturką ostatniego zdjęcia, spust-symbol aparatu albo "REC", przełącznik kamera-aparat, przycisk - menu aplikacji i programów. Dzięki odpowiednio dobranej wielkości ekranu wszystko znajduje się w odpowiedniej odległości od siebie, jest czytelnie i wygodnie.
Wchodzę w aplikacje w aparacie, w której do dyspozycji użytkownika są: automatyka, nastawy ręczne, Timeshift Burst - zdjęcia seryjne, efekty, panorama. Kolejno znajdują się: Efekt AR, Info Eye i Social Live. Dzięki Efekt AR na zdjęciach mogą pojawić się dinozaury, motyle i inne animacje. To propozycja dla najmłodszych, ale cierpliwych, bo zabawka działa dość topornie. Info Eye to funkcja wyszukiwania wizualnego, dostarczająca informacji na temat obiektów, na które kieruje się aparat. Niestety, nie miałem okazji jej przetestować. Social Live pozwala użytkownikowi prowadzić własny live streaming z wykorzystaniem profilu na Facebooku. To narzędzie przydatne np. dla vlogerów, ja nie miałem czasu na dłuższy test tej opcji.
Najciekawszy wydał mi się program "ręczne", zapowiadający możliwość ręcznego sterowania nastawami itd. Wprowadzenie tej opcji to ostatni krok do zrównania aparatu w smartfonie z dobrym kompaktem. Niestety, tu zatrzymujemy się w pół kroku. Ręczne nastawy ograniczają się do korekcji ekspozycji +/- EV i wyboru balansu bieli. Reszta opcji to wybór programów fotografowania, np. krajobraz, HDR, przyjęcia, kulinaria, zwierzęta domowe, śnieg… Wybór jak we wszystkich kompaktach.
Bardzo spodobał mi się program Timeshift Burst, pozwalający na zrobienie 61 zdjęć w 2 sekundy, dzięki czemu jest większa szansa na zrobienie "tego" zdjęcia w dynamicznych warunkach. Taka seria jest możliwa przy dużej kompresji obrazów. Po przyjrzeniu się plikom stwierdziłem, że to nic innego jak film full HD podzielony na klatki.
Kolejną fotograficzną ciekawostką z menu aplikacji są "efekty". Mnie najbardziej przypadła do gustu prosta w użyciu "miniatura" dająca efekt tilt-shift i migawka Harrisa, naśladująca technikę fotograficzną o tej samej nazwie, zapewniającą efekt wielokolorowej multiekspozycji. Kolejny element to zdjęcia panoramiczne, które robi się łatwo, niemal od niechcenia.
Samo fotografowanie, w dowolnym trybie, jest przyjemne, ale wbrew zapowiedziom autofokus niezbyt dobrze radzi sobie w trudnych warunkach. Miałem okazję fotografować neony w zaciemnionych pomieszczeniach Muzeum Neonów w Soho Factory. Precyzyjne ustawienie ostrości na twarz osoby fotografowanej chwilę trwało. Podobnie jest przy fotografowaniu w kontrze.
Podsumowując: bez odpowiednich narzędzi nawet dinozaury wmontowywane w zdjęcia nie sprawią, że Xperia będzie konkurować z zaawansowanymi kompaktami. Dopiero aplikacje umożliwiające w pełni manualną obsługę aparatu, zapisywanie plików RAW, ręczny wybór ISO itd. uczynią z tego telefonu lepszy aparat. Do tego czasu 20,7 Mpix to tylko chwyt reklamowy.
Żeby można było swobodnie i bez obawy o zniszczenie korzystać z tego urządzenia, potrzebna jakaś ochronna obudowa. Dodatkowo zwiększy ona rozmiary sprzętu, który jak na kieszonkowy aparat i tak jest za duży.
Jest jedna podstawowa rzecz, o której należy pamiętać: to wciąż smartfon, który ma służyć do różnych rzeczy, nie tylko do robienia zdjęć. Chodzi o to, żeby szybko i w każdych warunkach zrobić zdjęcie i opublikować je w Internecie. Z Xperią Z1 jest to możliwe w kilka chwil. Odnoszę wrażenie, że to urządzenie oferuje mnóstwo możliwości, których nie miałem szansy poznać. W smartfonach najważniejsze są aplikacje, które cały czas ewoluują. Ten sprzęcik jest gotowy, żeby go spersonalizować i wykorzystać jego potencjał. Cena na razie jest zaporowa - 2600 zł.
Dzięki aplikacji PlayMemories Mobile możliwa jest obsługa aparatu, który korzysta z ekranu telefonu. Montaż i sparowanie urządzeń chwilę trwa. Synchronizacja przebiega za pomocą Wi-Fi. Pierwsze kilkadziesiąt sekund pracy jest utrudnione - wygląda to tak, jakby synchronizacja urządzeń trwała jeszcze po uruchomieniu aplikacji PlayMemories, ekran skacze. Po tym czasie zestaw jest gotowy do pracy. Nie jest to rozwiązanie pozwalające na ekspresowe działania. "Dziesiątka" korzysta z trzech automatycznych programów pracy. W każdym możliwa jest korekcja ekspozycji, wybór balansu bieli, wielkości zdjęć - i tyle. Przydałoby się znacznie więcej opcji.
Komunikacja między Xperią Z1 i obiektywem przebiega niemal bez zakłóceń w odległości 2 metrów. Przy większej odległości (do 5 metrów) pojawiają się problemy: obraz zamiera i skacze. Fotografowanie tym urządzeniem nie jest najszybsze, za co winę ponosi wolny transfer zdjęć z obiektywu do telefonu, który odbywa się po każdym naciśnięciu spustu.
Korzystanie z zooma to prawdziwy koszmar: jeśli steruje się nim z telefonu, trzeba poczekać 5-6 sekund na pełne przybliżenie. Jeśli chodzi o jakość zdjęć, jest ona porównywalna ze zdjęciami z nowoczesnych smartfonów. Kolejnym problemem jest to, że transmisja obrazu i plików przez Wi-Fi jest bateriożerna.
Główną zaletą urządzenia jest łatwe dzielenie się zdjęciami w Internecie. Są one od razu dostępne w pamięci telefonu. Jakość zdjęć z użyciem zooma, który wciąż jest lepszy niż jakiekolwiek cyfrowe przybliżenie, to kolejny plus sprzętu.
Gdybym miał w kieszeni 800 zł, bo tyle kosztuje QX-10, bez wahania zdecydowałbym się na jakiś kompakt. Ten sprzęt to wprawka i zapowiedź, mam nadzieję, bardziej udanych rozwiązań. Jestem ciekaw modelu QX-100, który zapowiada się bardziej obiecująco.
Pierwsze zdjęcia
Więcej zdjęć możecie obejrzeć na naszym profilu w serwisie Flickr.