Voigtlander 10 mm f/5.6 Hyper Wide Heliar Aspherical - test spektakularnego hiperobiektywu
Mój zachwyt nad niektórymi konstrukcjami optycznymi zawsze był szczery. W naszym zawodzie, a często pasji, posiadanie właściwych narzędzi jest podstawą. Często zachwyt kończył się zakupem i radością z posiadania kolejnego obiektywu. Obiektyw, o którym piszę, wydawał mi się przerostem formy nad treścią.
09.08.2017 | aktual.: 26.07.2022 18:23
Testowałem już szkła o ogniskowych 15 mm i 12 mm wyprodukowane przez Cosinę. Są świetne! Czy przetestowanie obiektywu o ogniskowej 10 mm może coś jeszcze zmienić? Czy te 2 mm różnicy pomiędzy najszerszym do tej pory przetestowanym przeze mnie Voigtlanderem może mieć znaczenie? Nie wydawało mi się. Jakże się myliłem! W moje nieufne dłonie trafił Voigtlander VM 10 mm f/5.6 Hyper Wide Heliar Aspherical i…. zmienił moje spojrzenie na rzeczywistość. Dosłownie i w przenośni. Słowo "szerokokątny” okazało się nadmiernie wykorzystywanym frazesem. Stopniowanie przymiotników nagle odzyskało dawno utracony sens. Super, ultra, hiper - okazały się logicznymi określeniami na to, co daje konkretna konstrukcja.
Obiektyw o ogniskowej 35 mm wielu fotografom nie wystarcza i wymusza potrzebę posiadania szerszego szkła. Dla mnie początkowo uzupełnieniem była ogniskowa 24 mm. Potem całkiem fajne okazało się być 20 i 21 mm. Za czasów lustrzanki polubiłem 16 mm. Ostatnio 15 i 12 mm. Teraz wiem, że to wszystko to były półśrodki. 10 mm to naprawdę szeroki kąt! Zakochałem się bez pamięci. Usprawiedliwię się i opiszę pokrótce, o co w tym hiperobiektywie "chodzi”.
Testy tego szkła obiegły sieć i fotograficzną prasę. Notki o 10 mm szkle z mocowaniem Leica M i Sony E pojawiły się wszędzie. Obiektyw był wnikliwie i ciekawie testowany. Ja postaram się opisać moje spostrzeżenia. Weźcie jednak poprawkę, że to spostrzeżenia osoby, która w swej torbie na zawsze pozostawi ten obiektyw… Tak właśnie!
Voigtlander VM 10 mm f/5,6 Hyper Wide Heliar Aspherical jest jednym ze szkieł, których nie chcę się pozbywać
Na czym polega fenomen?
Szczerze? Na tym, że ten obiektyw pokazuje zupełnie nowy świat. Zjawisko to opisywałem w teście obiektywu 12 mm, ale tu wrażenie jest jeszcze silniejsze. Dzieje się tak z dwóch przyczyn. Kąt widzenia 130 stopni to nie przelewki. Tak szeroki kąt związany z idealną korekcją geometryczną to coś, do czego nie jesteśmy przyzwyczajeni. Uwierzcie mi. Nawet jeśli myślicie, że możecie to sobie wyobrazić, to w praktyce po wykonaniu pierwszych zdjęć musicie poprawić dłonią zwisającą szczękę. Ja podnosiłem szczękę wielokrotnie. Do tego kąta widzenia nie jesteśmy się w stanie łatwo przyzwyczaić.
Tak świata nie widzimy. Ten obiektyw oferuje nam inną jego wizję. Można bez przesady stwierdzić, że nawet zwykłe, nieciekawe miejsca potrafią w tym obrazowaniu wypaść naprawdę ekscytująco. Tak by można streścić używanie tego Voigtlandera. Wnosi on dużą dawkę emocji i dynamiki do naszych zdjęć. Nie jest to dynamika tania niczym ze szkieł typu rybie oko, która nudzi się szybko. To wyrafinowane obrazowanie wsparte korekcją geometryczną na najwyższym poziomie.
Jak zbudowana jest ta konstrukcja?
To bardzo ważna cecha. Ten obiektyw to nie zakończone gwintem filtra 93 czy 77 mm ultraszerokie szkło do lustrzanek. Jeśli mieliście do czynienia z 14-15 milimetrowymi obiektywami zakończonymi wielkimi, wypukłymi soczewkami, to będziecie zawiedzeni. To coś, co łatwo mieścimy w dłoni, zbliżone wielkością do typowego standardu. Zwartość budowy i gabaryty robią wrażenie.
Obiektyw jest ciężki jak na swe rozmiary w wersji z mocowaniem Leica M - przy długości 58,7 mm i średnicy 67,8 waży 312 gram. W wersji z mocowaniem Sony E parametry są nieco inne. Długość 68,5, szerokość 67,4, waga 375 g. Tylna soczewka bardzo zbliżona jest do płaszczyzny światłoczułej, wychodząc bardzo poza mocowanie bagnetu. Na szczęście nie mamy tu do czynienia z rozwiązaniem a`la Jupiter 12 mm, gdzie soczewka jest zakończeniem całej konstrukcji. Tu wypukła tylna soczewka asferyczna zabezpieczona jest zmatowioną krawędzią, co chroni ją przed porysowaniem.
Obiektyw zbudowany jest na bazie projektu Gaussa z uwzględnieniem zasad optyki i nie musi omijać komory lustra. Daje nam to korekcję geometryczną zupełnie w szerokich kątach niespotykaną. Dodam, że nie można zbudować takiego szkła dla lustrzanek. Tu bezlusterkowce zdecydowanie są górą. Obiektyw kryje powierzchnię pełnej klatki. Jasność a raczej ciemność ;-) przy otwartej przysłonie to f/5,6. Od razu zaznaczę, że w większości sytuacji nie jest ona problemem przy tak szerokim kącie. Możliwość użycia dłuższych czasów w znacznym stopniu redukuje problem. Zresztą ileż to zoomów posiada jasność f/5,6? Cała masa! Tu mamy ciemne szkło, ale o jakże rewelacyjnych osiągach. Warto zaznaczyć, że już przy otwartej przysłonie mamy bardzo ostre zdjęcia, a po przymknięciu do f/8 uzyskujemy referencyjną ostrość w całym zakresie ostrzenia.
Tak…. Skala ostrości obejmuje odległości od 30 cm w wersji dla Sony E i 50 cm dla Leica M do nieskończoności, ale ustawienie podziałki na hiperfokalną powoduje, że nie musicie nic ostrzyć. Przysłona przymyka się co pół działki w wersji dla Leica M i co 1,3 działki w wersji dla Sony E - aż do f/22. 10 listkowa przysłona wydaje się przesadą przy takiej ogniskowej, ale w specyficznych warunkach tworzy bardzo ładne gwiazdki ze świecących w kadrze źródeł światła.
Budowa optyczna to 13 elementów w 10 grupach, w tym dwa elementy asferyczne - to im zawdzięczamy ogólną wysoką jakość odwzorowania. Obiektyw nie ma możliwości stosowania filtra (ma go Voigtlander 12 mm f/5.6 Ultra Wide Heliar aspherical). Pierścień ostrości pracuje płynnie, ale z należytym, precyzyjnym oporem - co właściwie ma znaczenie tylko wówczas, gdy decydujemy się na zdjęcia z bardzo bliskich odległości. Przysłona pracuje równie precyzyjnie sterowana przeskakującym z oporem pierścieniem. Kliknięcia na poszczególnych stopniach otwarcia są łatwo wyczuwalne. Całość wykonana wyłącznie z metalu. Słowem typowy, dobrze zbudowany Voigtlander, doskonale leżący na korpusie Sony jak i na Leica. Metalowy, ciężki, solidny. Na wbudowaną na stałe osłonę przeciwsłoneczną nachodzi lekko wypukła, metalowa, bardzo elegancka osłona - zaślepka. Udane narzędzie, które zajmuje mało miejsca w torbie.
Dla kogo taka ogniskowa?
To łatwa odpowiedź. Dla każdego, kto chce pokazać rzeczywistość w efektowny sposób. Dla każdego, kto posiada korpus Sony ILCE czy Leica M - zwłaszcza, że sama Leica produkuje tylko obiektywy o ogniskowej do 16 mm.
Dla fotografowania architektury, w tym wnętrz, to narzędzie wręcz idealne. Zachwyt klientów, którzy zobaczą swe budynki czy wnętrza sfotografowane w bardzo efektowny sposób, jest wręcz gwarantowany. Dla tej ogniskowej nie istnieją małe pomieszczenia. Nie ma możliwości odejścia? Dla tego obiektywu to nie jest problemem. W dodatku nie musicie korygować krzywizn. Linie proste pozostają prostymi. Muszę was jeszcze przekonywać?
Krajobraz i fotografia podróżnicza to kolejne sfery fotografii, w których ten obiektyw będzie brylował. Przerysowanie proporcji pomiędzy pierwszym, a drugim planem, szerokie perspektywiczne ujęcia to coś, co stanowi o sile tego szkła. W dodatku powalająca ostrość… Na tym nie koniec. Reportaż, street, w tym reportaż z ukrycia, to zastosowania idealne dla tego obiektywu. Uzyskiwanie wielopłaszczyznowych fotografii jest gwarantowane. Mnie spodobało się fotografowanie bez użycia wizjera. Tuż znad ziemi, z pozycji brzucha czy piersi. Swawolne naciskanie spustu zakończone kadrami, których wyglądu nie da się do końca przewidzieć. Chodzenie z aparatem zawieszonym na szyi, niepodnoszenie go do oka, a jedynie wyzwalanie migawki, może dać niespotykane efekty. Zwłaszcza jeśli zbliżymy się do tematu naszych zdjęć, którego nie zaniepokoimy podnoszeniem aparatu do oka. Podniesienie go ponad głowę daje wrażenie szybowania nad tłumem… Nie musimy myśleć o ostrości… Z cichą migawką Leica M czy z Sony A7 II możemy fotografować dowolną akcję, zamykając w jednym kadrze bardzo szeroki plan. Fotografom pracującym dla banków zdjęć obiektyw ten daje możliwość uwypuklenia cech czy obiektów i wniesienia dynamizmu w trudnych do uchwycenia kadrach.
Obiektyw dla lubiących wyzwania?
Tak. To szkło, którego musimy się nauczyć. Nie do końca chodzi tylko o kąt widzenia. Musimy pamiętać, że pomimo braku zniekształceń geometrycznych mamy tu do czynienia z dużym rozciągnięciem obiektów znajdujących się na brzegu kadru. Jeśli jednak pamiętamy o umieszczeniu głównego obiektu blisko centrum, nie mamy z tym problemu. Przy panoramach i widokach to zjawisko nie ma już takiego znaczenia.
Ten obiektyw poznaję ciągle na nowo. Każde jego zastosowanie kończy się kilkoma kadrami nieudanymi i kilkoma zwalającymi z nóg. Poznawanie jego możliwości to czysta przyjemność. Na początku pracujemy nad świadomością szerokiego kadru. Potem nad geometrią. Ostatnim etapem jest poznawanie i świadome zastosowanie przerysowań…
Wada
Ogniskowa, tak krótka, daje 130 stopni widzenia (oczywiście po przekątnej) i niesamowitą głębię ostrości. Ta głębia właśnie jest przyczyną wystąpienia pewnej niedogodności. Soczewki muszą być czyste. Każdy "paproch” staje się bardzo widoczny. Nawykiem powinno być czyszczenie obiektywu przed zdjęciami. Jeśli o tym będziecie pamiętać, otrzymacie totalnie niepowtarzalne ujęcia.
Kilka uwag zamieściłem pod samymi zdjęciami. Zobaczcie, jakie obrazy uzyskujemy, korzystając z tego obiektywu. Fotografowałem aparatami Sony A7R i Leica M Monochrom Typ 246. Z tym drugim korpusem efekty są jeszcze bardziej spektakularne (mniejsze ziarno, większa ostrość). Każdy, kto na moim ostatnim szkoleniu fotografował tym obiektywem - wracał kręcąc ze zdumienia głową, jakby nie dowierzając temu, co widzi na wyświetlaczu kamery. Nie chce mi się dłużej pisać. Wolę założyć Voigtlandera na korpus i pofotografować!
Na koniec dwa przykłady sfotografowane obiektywem 50 mm i 10 mm