Światło błyskowe w fotografii portretowej. Jak je kontrolować?
W studyjnej fotografii portretowej mamy na co dzień do czynienia z lampami błyskowymi. Wiele osób się ich boi, lecz nie ma czego. Przedstawię wam kilka sposobów ustawiania światła tak, byście wiedzieli co i jak.
13.07.2018 | aktual.: 14.07.2018 15:27
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Zajmuję się fotografią portretową od kilku lat, lecz nigdy nie przepadałem za światłem błyskowym. Z czasem zdałem sobie sprawę dlaczego. Bałem się go. Bałem się, że nie będę umiał go kontrolować. Na początku tego roku postanowiłem się przełamać i zacząć działać z tym na szerszą skalę. Przeważnie fotografuję wykorzystując jedną lampę błyskową. Rzadziej fotografuję z dwiema i blendą. Uwielbiam budować dramaturgię na podstawie dużych kontrastów.
Lampa błyskowa i modyfikatory
Ja zdecydowałem się na mobilne lampy studyjne Quadralite DP-300, które są po prostu niedrogie i pozwalają na zamocowanie modyfikatorów z bagnetem Bowensa. Mam do dyspozycji 3 modyfikatory, których najczęściej używam: Octabox 120 cm, Softbox 90x60 cm oraz Stripbox 180x40 cm. Każdy z nich jest wyposażony w podwójny materiał rozpraszający oraz grid kierunkujący światło w miarę potrzeby.
Całość wyzwalam systemem Yongnuo RF-603. Wszystko jest w pełni manualne, więc parametry muszę ustawić od początku do końca sam. Dzięki takiemu rozwiązaniu łatwiej jest zrozumieć działanie sprzętu, światło i można przewidywać powtarzalność zdjęć.
Pamiętajcie – im źródło światła jest większe i jest bliżej, tym przejścia do cienia będą łagodniejsze, w dużym uproszczeniu. Stosuję też zasadę tego, że modyfikator ustawiam najdalej w odległości jego przekątnej od modelki przed aparatem, więc jeśli używam 120 cm octaboxa, całość nie znajduje się dalej niż 150 centymetrów od mojego bohatera.
Kierunek światła nada charakter zdjęciom
Tutaj zabawa jest lepsza. W zależności od tego, z której strony pada wasze światło, będziecie otrzymywali różne wyniki. Światło górne przed modelką pozwoli wam wydobyć kształt twarzy. Boczne podkreśli jej trójwymiarowość, tyle zarysuje kontur i odetnie naszego bohatera od tła. Dolne przednie światło może ujawnić ”demonicznosć” - to dość groteskowe światło i raczej nie stosuje się go w portrecie, chyba, że taki jest zamysł.
Na pewno słyszeliście o świetle rembrandtowskim. Jest to specyficzne ułożenie, które umiłował sobie nie kto inny, jak barokowy malarz Rembrandt Hamenszoon van Rijn. Inaczej nazywa się je światłem górno-bocznym. Źródło światła jest ustawione tak, by padało w dół pod kątem 45 stopni na modela, oraz było przesunięte lekko na bok tak, by światło tworzyło malutki trójkąt na mniej oświetlonej części twarzy modela.
Zdjęcia, które widzicie powyżej wykonałem przy zastosowaniu standardowej czaszy, która była w zestawie z lampą błyskową.
Światłomierz to konieczność
Jeśli myślicie, że światłomierze są przereklamowane – jesteście w błędzie. Po 12 latach fotografowania postanowiłem się złamać i kupiłem takie urządzenie. Jak się okazało – pomiary ekspozycji są kompletnie inne niż te z aparatu – przynajmniej przy świetle zastanym. Dzieje się tak, ponieważ aparat mierzy światło odbite, a światłomierz padające.
Co do światła błyskowego – to metoda prób i błędów oraz umiejętność czytania histogramu. Sprawę można sobie zasadniczo uprościć i wyposażyć się w światłomierz – małe urządzenie, które zdecydowanie ułatwi sprawę.
Mój Sekonic L-308X kosztował niecały 1000 złotych. Ma opcje mierzenia światła zastanego (dobierania czasu lub przysłony) oraz błyskowego. Pomiar wyzwalany jest czujką błysku lub po kablu synchronizacyjnym. To drugie rozwiązanie sprawuje się dobrze podczas zdjęć w plenerze z wykorzystaniem błysku.
Gdy już mniej więcej ustawię światło w dogodnej pozycji, ustawiam światłomierz w odpowiedni tryb pomiaru wraz z parametrami i wyzwalam błysk testowy. W moim przypadku paramtery to ISO 200 (najniższe dla mojego aparatu) oraz czas 1/125 s, czyli taki, przy którym synchronizują mi się lampy z migawką. Po wykonaniu błysku testowego pojawiają się pomiary przysłony.
Gdy zrobicie zdjęcia na parametrach podanych przez światłomierz – wasze zdjęcie będzie dobrze naświetlone. Na początku może wam się wydawać, że obraz jest za ciemny, ale w rzeczywistości postprodukcja będzie łatwiejsza przy podbijaniu świateł lub ściąganiu cieni. Na początku nie byłem do tego przekonany, ale z czasem jest inaczej. To naprawdę ułatwia wszystko!
Fotografowanie w plenerze z lampą błyskową
To już trochę wyższa szkoła jazdy. Generalnie chodzi o to, by połączyć sposób fotografowania w plenerze ze studiem. Cały sęk tkwi w tym, by połączyć światło błyskowe z ekspozycją dzienną. Podczas mierzenia światła zastanego ustawiam światłomierz w odpowiednim trybie i ustawiam parametry, których będę używał dla błysku – ISO 200 oraz czas 1/125 sekundy i mierzę wartość przysłony. Później to samo robię dla błysku.
Staram się doprowadzić do różnicy od -1 do -2 EV na rzecz błysku. Dzięki temu mogę osiągnąć charakterystyczny efekt, który lubię, czyli głębokie cienie nawet przy modyfikatorze, który mocno zmiękcza światło. Należy pamiętać, by dokonywać ponownych pomiarów co jakiś czas, bo ekspozycja na dworze szybko się zmienia. Tak samo należy działać, jeśli zmieniamy ułożenie lampy. Jest z tym trochę zabawy, ale naprawdę warto.
Jeśli macie jakieś pytania, zadawajcie je śmiało w komentarzach. Postaram się odpowiedzieć wam na nie jak najbardziej rzeczowo – może sam się czegoś ciekawego nauczę. Powodzenia!