TEST: Canon EF‑S 10‑18 mm f/4.5-5.6 IS STM – miła niespodzianka!

Dla kogo jak dla kogo ta niespodzianka. Wstyd mi, bo sam „zauważyłem” ten obiektyw dopiero gdy znajomy zaczął przy mnie piać hymny pochwalne na jego cześć. Wcześniej jedynie zanotowałem obecność na rynku takiego szkła i odłożyłem je na półkę niepamięci. Co więcej, gdy ktoś mnie pytał o budżetowy lustrzankowy zestaw do zdjęć krajobrazu lub wnętrz, co i raz zalecałem zakup używanej, nieprodukowanej już Sigmy 10-20 mm f/4-5.6. Bo jaki jeszcze superszerokokątny zoom można kupić za mniej niż 1000 zł? Okazało się, że można, i to nie używany, a nowy. Właśnie ten Canon 10-18 mm, który stoi sobie na sklepowych półkach w towarzystwie ceny 900 zł.

TEST: Canon EF-S 10-18 mm f/4.5-5.6 IS STM – miła niespodzianka!
Źródło zdjęć: © © Paweł Baldwin
Paweł Baldwin

17.04.2018 | aktual.: 26.07.2022 18:03

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Na niektórych plastikowy bagnet działa odstraszająco.
Na niektórych plastikowy bagnet działa odstraszająco.© © Paweł Baldwin
Dwie soczewki asferyczne (jaśniejsza zieleń) i jedna ze szkła UD (ciemnozielona) to nie wszystkie atrakcje tego zooma. Canon chwali się też wyrafinowaną kinematyką zoomowania za pomocą czterech członów optycznych.
Dwie soczewki asferyczne (jaśniejsza zieleń) i jedna ze szkła UD (ciemnozielona) to nie wszystkie atrakcje tego zooma. Canon chwali się też wyrafinowaną kinematyką zoomowania za pomocą czterech członów optycznych.© Źródło: Canon
Mocowanie filtrów ma sensowny rozmiar. Poza tym zoom jest niemal „kwadratowy”: ma długość 72 mm i średnicę 75 mm. Jego masa to 240 g. Niedużo.
Mocowanie filtrów ma sensowny rozmiar. Poza tym zoom jest niemal „kwadratowy”: ma długość 72 mm i średnicę 75 mm. Jego masa to 240 g. Niedużo.© © Paweł Baldwin

Oceniając wygodę obsługi tego zooma nie mogę się do niczego przyczepić. Oczywiście, wolałbym ponarzekać na brak skali odległości, ale przypominam sobie cenę obiektywu… Pierścień ostrości obraca się z bezpłciowym oporem, ale jednak z oporem. Nie jest to absolutny luz jak najprostszych zoomach. Za to pierścień zooma prezentuje znacznie wyższy komfort obsługi. Niby czuć, że w środku plastik na plastiku i plastikiem pogania. Ale też opór przy obrocie jest nieduży, płynny i równiutki w całym zakresie ogniskowych. Nie ma najmniejszych problemów z precyzyjną, drobną korektą kąta widzenia. Przyznać jednak muszę, że uzyskanie tego wszystkiego nie było skomplikowanym zadaniem. To przecież zoom o krotności zaledwie 1,8. Dzięki temu przedni człon porusza się osiowo w zakresie zaledwie czterech milimetrów. Ciut wysuwa się dla skrajnych ogniskowych, a chowa najgłębiej w obudowie przy 14 mm.

Komfort obsługi pierścieni na poziomie znacznie wyższym niż obiecuje cena obiektywu. Przełączniki autofokusa i stabilizacji są umieszczone sensownie i nie da rady ich pomylić. Mogłyby tylko by trochę bardziej wypukłe lub kanciaste. Łatwiej byłoby je odnajdować fotografując w rękawiczkach.
Komfort obsługi pierścieni na poziomie znacznie wyższym niż obiecuje cena obiektywu. Przełączniki autofokusa i stabilizacji są umieszczone sensownie i nie da rady ich pomylić. Mogłyby tylko by trochę bardziej wypukłe lub kanciaste. Łatwiej byłoby je odnajdować fotografując w rękawiczkach.© © Paweł Baldwin

Stabilizacja obiektywu ma oficjalnie skuteczność 4 działek czasu. W moim teście wartość ta praktycznie potwierdziła się. Praktycznie, gdyż owe cztery działki stabilizacja zapewniała przy tych rozsądnych czasach naświetlania. Gdy przy ogniskowej 18 mm próbowałem z ręki naświetlać 1 s, czy 2 s, system Image Stabilization teoretycznie nie miał szans uzyskać sensowych rezultatów. Ale i tak „produkował” skuteczność 3 działek. Wynik całkiem do rzeczy. Te jedno- i dwusekundowe ekspozycje brzmią trochę od rzeczy, ale i takich trzeba użyć przy krótkich ogniskowych i procedurze testowej wymagającej przekroczenia zasady odwrotności ogniskowej o 6 działek. Jedna ważna uwaga: testowym korpusem był EOS 200D. To lekki aparat, a do tego dość mocno trzepiący lustrem i dający wyjątkowo dużo poruszonych zdjęć, gdy bez stabilizacji fotografowałem pozornie „bezpiecznymi” czasami. Stąd jeśli chcemy go kupić, zadbajmy też o stabilizowaną optykę.

Minimalna odległość fotografowania to 22 cm od płaszczyzny matrycy, czyli ok. 10 cm licząc od przodu obiektywu. Niedużo, lecz na wysoką skalę odwzorowania nie liczmy – to przecież szeroki kąt.
Minimalna odległość fotografowania to 22 cm od płaszczyzny matrycy, czyli ok. 10 cm licząc od przodu obiektywu. Niedużo, lecz na wysoką skalę odwzorowania nie liczmy – to przecież szeroki kąt.© © Paweł Baldwin

Teraz najważniejsze: zdjęcia jak wysokiej jakości da się wyciągnąć z zooma o tak niskiej cenie? Czy zachwyty mojego znajomego są w pełni uzasadnione, czy może nie całkiem? Gorszego scenariusza nie przewidywałem i tu nie byłem w błędzie. Ale co do zachwytów…

Tych nie potwierdzam, ale ogólnie rzecz biorąc, nie jest źle. Pierwsza ważna sprawa: szczegółowość obrazu przy otwartej przysłonie nie woła o pomstę do nieba. A to istotna różnica na plus w stosunku do części tanich zoomów szerokokątnych. Nie to, żeby od razu rewelacja, o nie!, ale z pełnej dziury da się korzystać. Zwłaszcza przy dłuższych ogniskowych. Przy krótkich i średnich już mniej, ale tu „bolą” tylko najbliższe okolice rogów klatki. Wolałbym, by przymykanie przysłony mocniej pomagało, ale na to nie bardzo możemy liczyć. Jest lepiej, dla całego zakresu ogniskowych i dla całej powierzchni kadru widać poprawę sytuacji, ale tylko nieznaczną. Jednak jest jeden stały parametr: przysłona f/8, przy której uzyskujemy maksimum szczegółowości dla każdej ogniskowej i w każdym punkcie kadru. Działka mocniej, czyli f/11 już skutkuje „dyfrakcyjnym” spadkiem rozdzielczości. Niedużym i zdecydowanie do przełknięcia jeśli trzeba powiększyć głębię ostrości.

Kadr do oceny szczegółowości obrazu przy ogniskowej 10 mm. Wycinki poniżej.
Kadr do oceny szczegółowości obrazu przy ogniskowej 10 mm. Wycinki poniżej.© © Paweł Baldwin
Środek kadru na górze, brzeg na dole.Pełna rozdzielczość
Środek kadru na górze, brzeg na dole.Pełna rozdzielczość© © Paweł Baldwin
Kadr do oceny szczegółowości obrazu przy ogniskowej 13 mm.
Kadr do oceny szczegółowości obrazu przy ogniskowej 13 mm.© © Paweł Baldwin
Środek kadru na dole, brzeg na górze.Pełna rozdzielczość
Środek kadru na dole, brzeg na górze.Pełna rozdzielczość© © Paweł Baldwin
Kadr do oceny szczegółowości obrazu przy ogniskowej 18 mm.
Kadr do oceny szczegółowości obrazu przy ogniskowej 18 mm.© © Paweł Baldwin
Środek kadru na dole, brzeg na górze.Pełna rozdzielczość
Środek kadru na dole, brzeg na górze.Pełna rozdzielczość© © Paweł Baldwin

Dystorsja to wyłącznie wyraźna „beczka” w dole zooma, słabnąca wraz z wydłużaniem ogniskowej aż do zera przy 18 mm. W miarę sensownie likwidowała ją funkcja korekcji wbudowana w testowego EOSa 200D.

Ogniskowa 10 mm. Dystorsję beczkowatą widać bardzo dobrze.
Ogniskowa 10 mm. Dystorsję beczkowatą widać bardzo dobrze.© © Paweł Baldwin
Ogniskowa 18 mm. Dystorsji brak.
Ogniskowa 18 mm. Dystorsji brak.© © Paweł Baldwin
Ogniskowa 10 mm - dystorsja bez korekcji i skorygowana przez EOSa 200D.
Ogniskowa 10 mm - dystorsja bez korekcji i skorygowana przez EOSa 200D.© © Paweł Baldwin

Równie widoczne jest winietowanie. Ono nie ogranicza obszaru swego występowania do krótkich ogniskowych, a rozciąga się na cały ich zakres. I przy otwartej przysłonie jest silne – może nie bardzo, ale jednak. Choć trochę oszukuję pisząc, że winietowanie jest dobrze widoczne. Widać je wyraźnie, gdy porównamy zdjęcia wykonane przy przysłonie otwartej i przymkniętej o działkę albo dwie. Ale patrząc na wiele zdjęć wykonanych pełną dziurą, ściemnienie peryferii kadru wręcz może umknąć obserwacji. To stąd, że winietowanie jest bardzo łagodne, czyli spadek jasności obrazu w kierunku naroży klatki odbywa się płynnie.

Przysłona f/8 znowu okazuje się złotym środkiem - tym razem w klasycznej metodzie usuwania winietowania. Metoda nieklasyczna, to korekcja wbudowana w canonowskie lustrzanki. Jest ona równie skuteczna.

Ogniskowa 10 mm, otwarta przysłona. Zdjęcie po lewej wykonałem bez, a po prawej z włączoną korekcją winietowania. Identyczny efekt uzyskujemy bez korekcji, jeśli przysłonę przymkniemy do f/8. No, teoretycznie to do f/11, ale już przy f/8 ściemnienie rogów kadru jest praktycznie niezauważalne.
Ogniskowa 10 mm, otwarta przysłona. Zdjęcie po lewej wykonałem bez, a po prawej z włączoną korekcją winietowania. Identyczny efekt uzyskujemy bez korekcji, jeśli przysłonę przymkniemy do f/8. No, teoretycznie to do f/11, ale już przy f/8 ściemnienie rogów kadru jest praktycznie niezauważalne.© © Paweł Baldwin
Ogniskowa 18 mm, bez korekcji winietowania.
Ogniskowa 18 mm, bez korekcji winietowania.© © Paweł Baldwin

Owo cyfrowe poprawianie obrazu jest jedyną metodą pozbycia się bocznej aberracji chromatycznej. Występuje ona w sporej dawce w całym zakresie ogniskowych i przysłon. Korekcja EOSa 200D działała skutecznie i bezśladowo.

Ogniskowa 10 mm, f/8. Kadr do oceny bocznej aberracji chromatycznej i skuteczności jej usuwania przez aparat. Wycinki poniżej.
Ogniskowa 10 mm, f/8. Kadr do oceny bocznej aberracji chromatycznej i skuteczności jej usuwania przez aparat. Wycinki poniżej.© © Paweł Baldwin
Lewy wycinek pochodzi ze zdjęcia wykonanego bez włączonego usuwania AC, prawy z włączonym. Jaśniejsze niebo na lewym to wyłącznie sprawka chmur i wiatru.Pełna rozdzielczość
Lewy wycinek pochodzi ze zdjęcia wykonanego bez włączonego usuwania AC, prawy z włączonym. Jaśniejsze niebo na lewym to wyłącznie sprawka chmur i wiatru.Pełna rozdzielczość© © Paweł Baldwin

Co tam jeszcze może przeszkadzać? Bliki przy zdjęciach pod ostre światło. Jednak pod tym względem EF-S 10-18 mm pracuje dość specyficznie. Niestraszne mu boczne światło spoza kadru, nie boi się też sytuacji gdy słońce umieścimy w rogu klatki. Natomiast bardzo nie lubi, gdy świeci mu ono prosto w mordkę. O, wówczas potrafi stworzyć jeden, a gdy jest bardzo niezadowolony, to i kilka wyraźnych blików. Jednak stosunkowo łatwo temu problemowi zaradzić. Może nie zawsze całkowicie, ale często w znacznym stopniu. Wystarczy nieznaczna zmiana kierunku fotografowania.

Ogniskowa 10 mm, przysłona f/4.5. Słońce w kadrze albo schowane za budynkiem. Widać, że obiektyw przy zdjęciach pod światło nie ma problemów z zachowaniem kontrastu.
Ogniskowa 10 mm, przysłona f/4.5. Słońce w kadrze albo schowane za budynkiem. Widać, że obiektyw przy zdjęciach pod światło nie ma problemów z zachowaniem kontrastu.© © Paweł Baldwin
Ogniskowa 10 mm – ciut w prawo, ciut w lewo, raz blik jest, raz nie ma.
Ogniskowa 10 mm – ciut w prawo, ciut w lewo, raz blik jest, raz nie ma.© © Paweł Baldwin
Ogniskowa 10 mm, przysłona f/8. Gdy się mocno pokombinuje, to można zdobyć nawet taką kolekcję odblasków. Ale to sytuacja zupełnie wyjątkowa.
Ogniskowa 10 mm, przysłona f/8. Gdy się mocno pokombinuje, to można zdobyć nawet taką kolekcję odblasków. Ale to sytuacja zupełnie wyjątkowa.© © Paweł Baldwin
Zakres kątów widzenia jest raczej skromny. Normalka w zoomach UWA.
Zakres kątów widzenia jest raczej skromny. Normalka w zoomach UWA.© © Paweł Baldwin

Na koniec dorzucam galerię z kilkoma zdjęciami wykonanymi podczas testu. Jeśli nie napisałem inaczej, wszystko to JPEGi prosto z aparatu, wykonane przy czułości ISO 100, bez korekcji wad optycznych.

  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
[1/7]

Rewelacji jakościowej więc nie ma, lecz rewelacja w konkurencji value for money jak najbardziej tak. Canonowi udało się zaprojektować i wyprodukować tani, całkiem przyzwoity zoom UWA i chwała mu za to. Na początku artykułu wspomniałem o dwóch zastosowaniach takiego szkła: do zdjęć wnętrz i krajobrazów. Jest jeszcze jedno, trochę pokrewne. Mam na myśli uzupełnianie od dołu podróżniczo-spacerowych superzoomów. One niemal zawsze zaczynają się od 18 mm, co w przypadku Canona oznacza niezbyt szerokie „małoobrazkowe” 29 mm. Na górską wycieczkę może wystarczy, ale gdy wpadniemy do jakiegoś miasta i zacznie się fotografowanie architektury… no właśnie. Jeśli komuś potrzebna wyższa jasność, wspomoże się którymś z Samyangów: 10 mm f/2.8, czy – mniej prawdopodobne – pełnoklatkowym 14 mm f/2.8. Jednak to obiektywy droższe, większe i cięższe. Ja bym brał tego 10-18…

Plusy
  • cena
  • rozsądna jakoś obrazu
  • cichutki, szybki autofokus
Minusy
  • szczegółowość obrazu w rogach zdjęć w dole zooma

Ostatnio na blogu opublikowałem także:

Komentarze (0)