Testy bomb atomowych. Las Vegas zrobiło z nich atrakcję turystyczną
Las Vegas nie bez powodu nazywane jest światowym centrum rozrywki. O ile dziś miasto to kojarzy nam się przede wszystkim z kasynami i hazardem, o tyle w latach 50. XX w. jedną z rozrywek mieszkańców było oglądanie grzybów atomowych oraz kraterów powstałych po detonacji ładunków jądrowych. Zdjęcia z tego okresu mogą wydawać się obecnie abstrakcyjne, ale przez pewien czas turystyka nuklearna stanowiła istotną część amerykańskiej popkultury.
Leżący ok. 100 km od Las Vegas poligon Nevada był miejscem ponad 900 prób jądrowych. Armia USA wybrała ten obszar z kilku powodów. Przede wszystkim poligon został zbudowany na pustkowiu, co minimalizowało zagrożenie dla okolicznych domów. Dodatkowo ok. 87 proc. Nevady należało do władz federalnych, które miały tu do dyspozycji rozległe tereny, dobre połączenia kolejowe oraz idealne warunki atmosferyczne do prowadzenia prób nuklearnych.
Budowa poligonu (nastąpiło to w styczniu 1951 r.) wymagała naturalnie przychylności opinii publicznej. Administracja prezydenta Harry’ego Trumana próbowała zyskać poparcie społeczne, wzbudzając w krajanach poczucie mocarstwowości. Najważniejszą kwestią było przekonanie mieszkańców Las Vegas, że znajdujący się nieopodal obiekt wojskowy nie zagraża ich życiu i zdrowiu.
Władze USA bez wątpienia osiągnęły swój cel, gdyż w krótkim czasie o testach atomowych rozpisywały się z zachwytem największe dzienniki w kraju, a nagrania z wybuchów były transmitowane w telewizji. Oglądając niektóre zdjęcia z tamtego okresu można mieć jednak wątpliwości, czy podziwianie prób jądrowych rzeczywiście było taką niewinną i bezpieczną rozrywką.
Bomby atomowe atrakcją w Las Vegas
Las Vegas, znane także jako miasto świateł i neonów, było niegdyś rozświetlane o zmroku przez blask bomb nuklearnych. Za dnia można było natomiast ujrzeć w oddali pęczniejące grzyby atomowe. Średnio co kilka tygodni detonowano na poligonie jedną bombę.
Chociaż każdy zdawał sobie sprawę, że jest to najpotężniejsza broń stworzona przez człowieka, wielu dostrzegało wówczas piękno w nuklearnych chmurach. Grzyby atomowe "zdobiły" pocztówki oraz inspirowały projektantów, którzy umieszczali "atomowe akcenty" na ubraniach. Organizowano nawet konkursy piękności o wielce mówiącej nazwie "Miss Atomic Bomb".
W latach 50. oraz w pierwszej połowie lat 60. XX w. wybuchy jądrowe przybrały formę spektaklu i rozrywki, przyciągając ludzi z całych Stanów Zjednoczonych. Niektórzy potrafili pokonać tysiące kilometrów, aby tylko zobaczyć to niecodzienne "widowisko". Szczególnie żądni wrażeń turyści atomowi poszukiwali tylko takich pokazów, które gwarantowały im, że znajdą się jak najbliżej strefy zero.
Oglądając wybuch z bliższej odległości, należało założyć specjalne, przyciemniane gogle. Władze zapewniały, iż dystans dzielący ludzi od miejsca detonacji jest na tyle duży, że bomba nie zagraża obserwatorom. Z drugiej strony, jedną z atrakcji były również kratery po bombach, nad którymi ustawiano specjalne tarasy widokowe. Ryzyko związane z występowaniem w tym miejscu niebezpiecznej dawki promieniowania wciąż było wtedy dość spore.
Atomowy biznes
Publicystka Kamna Kirti ocenia, że Amerykanie zawsze mieli tendencję do upiększania i komercjalizowania wielu rzeczy, a do tego uwielbiali ogrom i rozmach. Testy jądrowe idealnie wpisywały się w ten schemat.
"Nuklearna rozrywka" przyniosła Las Vegas, w którym mieszkało wówczas niecałe 25 tys. ludzi, bardzo duże zyski. Szacuje się, że łączna liczba turystów atomowych sięgała blisko 3 mln osób, co wpłynęło na powstanie wielu nowych miejsc pracy i zapewniło gospodarce miasta dochód w wysokości 176 mln dolarów.
Warto też wspomnieć, że w latach 1951-1963 populacja Las Vegas wzrosła o 161 proc. Było to możliwe właśnie dzięki sieciom kasyn oraz bombom atomowym. Niektórzy twierdzą, że "gorączka nuklearna", która zapanowała niegdyś w USA, pozwoliła osiągnąć Las Vegas status, którym cieszy się ono do dziś.
Wokół bomb skupiła się cała branża związana z turystyką, gastronomią i rozrywką: biura podróży sprzedawały "atomowe pudełka na lunch", organizowano też "Dawn Bomb Party", które zaczynały się o północy i trwały do momentu, gdy błysk atomowy rozświetlał nocne niebo. Powstał ponadto specjalny napój alkoholowy o nazwie "Atomic cocktail ", będący mieszanką wódki, brandy, koniaku i szampana. Drink został wprowadzony w tym samym czasie we wszystkich kasynach i hotelach na terenie Las Vegas. Jeden z ówczesnych właścicieli kasyn stwierdził bez ogródek w rozmowie z mediami, że "najlepszą rzeczą, jaka przydarzyła się Vegas, była bomba atomowa".
Ta zaskakująca z dzisiejszej perspektywy nonszalancja w stosunku do broni nuklearnej wynikała m.in. z zapewnień naukowców, że gdyby fale uderzeniowe dotarły do miasta, to skutki promieniowania rozproszyłyby się i byłyby nieszkodliwe dla ludzi. Eksperci przekonywali również, że testy zostały zaplanowane tak, aby zbiegały się w czasie z dobrymi warunkami pogodowymi, które miały uniemożliwiać dotarcie radioaktywnego opadu do Las Vegas.
Z czasem mieszkańcy północno-wschodniej Nevady i południowego Utah zaczęli jednak narzekać, że ich zwierzęta domowe i żywy inwentarz cierpią z powodu oparzeń będących następstwem wybuchów. Specyficzna moda ustąpiła po latach miejsca jakże oczywistemu faktowi, że bomba atomowa to nie rozrywka, ale niszczycielska broń niosąca za sobą śmierć i cierpienie.
Adam Gaafar, dziennikarz Fotoblogii