TFP? Nie! Dowiedz się, jak rozliczać sesje bez gotówki i dobrze żyć z ludźmi
Każdy, kto robi zdjęcia ludziom, spotkał się z okropną praktyką wyłudzania fotografii praktycznie za darmo. Błędnie ludzie nazywają to ”TFP”. Ja nazywam to wyzyskiem. Nie dajmy się nabijać w butelkę i zaproponujmy inne rozwiązanie.
19.09.2018 | aktual.: 21.09.2018 09:30
Jestem portrecistą. Robię zdjęcia ludziom od kilku lat. Wiele razy słyszałem, że ktoś chciał dostać zdjęcia za darmo i non stop przewijał się w tym skrót ”TFP”. Były sytuacje, że godziłem się strzelić kilka zdjęć bez obrotu gotówką, ale były z tego inne profity, jak na przykład realna promocja i polecanie usług. Tagowanie na zdjęciu nie wystarczy.
Nic nie wkurza mnie tak, jak ludzie próbujący wykorzystywać dobre serce i talent innych.
Co to jest TFP? Jak to za darmo?
TFP, czyli ”Time For Photos” lub ”Tests For Photos” to sposób ”rozliczania” zdjęć. Modele i fotografowie od zawsze lubili ze sobą pracować w barterze. W przypadku TFP chodziło o to, że fotograf mógł sprawdzić sobie sprzęt lub jakieś ustawienia i przekazywał KILKA zdjęć modelce, by ta mogła pochwalić się nimi w agencji. Dosłownie kilka - 2 lub 3, nie 30.
Bywało też tak, że bardziej doświadczone modelki po prostu chciały pomóc początkującym, dobrze zapowiadającym się fotografom i pozowały im za możliwość otrzymania zdjęć. Brzmi nieco utopijnie, prawda? No jasne, że tak. Współcześnie pojęcie "TFP" straciło jakiekolwiek znaczenie.
Jako ciekawostka, powiem wam, że kiedyś bywało też tak, że gdy modelka agencyjna umawiała się z niezrzeszonym fotografem, agencja płaciła mu jakąś stawkę za to, że zrobił zdjęcia ich modelce. Cóż - dzisiaj tego nie uświadczycie. Agencje niespecjalnie chcą wyskakiwać z kasy, ale przecież ”dają możliwość pracy z doświadczoną modelką”. No wspaniale, naprawdę. Niestety jest tak, że w większości te ”doświadczone modelki” nie za bardzo wiedzą nawet, jak trzymać prostą sylwetkę.
Współczesnemu ”TFP” mówię stanowcze ”NIE” i wam, drodzy Koledzy i Koleżanki, też polecam otwarty sprzeciw. Inaczej samozwańcze modelki z Instagrama i Agencje ”Krzak” będą wodzić nas za obiektyw.
"Zrobię ci fejm za foty", czyli praca z influencerami
Skoro samozwańcze modelki i księżniczki z Instagrama mamy za sobą, to czas na kolejną grupę. Na pewno słyszeliście o influencerach. Ale kim oni w ogóle są? I tutaj właśnie pojawia się ciekawa sprawa. Influencer to osoba wpływowa w świecie mediów społecznościowych - jednostka opiniotwórcza, która jest dla wielu osób autorytetem w danej dziedzinie. Jeśli widzicie na Instagramie kogoś, kto ma kilkadziesiąt tysięcy obserwujących, a pod jego zdjęciem jest wywód na pół strony A4 i zdjęcie z jakimś produktem, to prawdopodobnie trafiliście na influencera. Praca z takimi osobami może być opłacalna, jednak nie dajcie się zwieść.
Influencerzy i ambasadorzy różnych marek mają swoje cenniki. Innymi słowy - za promowanie jakiegoś produktu w określony sposób i w określonej grupie społecznej, dostają wynagrodzenie. Im większy zasięg, tym większe pieniądze idą za tym. Jeśli nie ma w tym kuponów NBP, to są rzeczy, których wartość można przeliczyć na PLN-y.
Wyobraźcie sobie sytuację, że przychodzi do was blogerka, która ma 60 000+ obserwujących na Instagramie i mówi, że potrzebuje sesji z ciuchami jakiejś marki. Mówi, że nie ma dla was kasy, ale przecież otaguje was na zdjęciu. Realnie, myślicie, że ktoś patrzy na podpisy pod zdjęciami lub na oznaczone osoby? Rozczaruję was - nie, nikt na to nie patrzy. Takie coś nie jest dla was opłacalne. Jeśli się zgodziliście - gratulacje, zostaliście "jeleniami".
Co innego Insta Story albo post poświęcony waszej twórczości. Takie coś faktycznie może sprawić, że ktoś was dostrzeże i być może zamówi u was usługi fotograficzne. Jesteśmy coraz bliżej sensownego rozwiązania.
Super będzie, jeśli influencer poleci was 5 innym o podobnym zasięgu. 1 osoba za 1 zdjęcie - brzmi uczciwie? Niech najlepiej zrobi to mailowo, załączając wasze wspólne zdjęcia w mailu. Koniecznie dopilnujcie, żebyście byli dołączeni do wiadomości - nie wierzcie nikomu na słowo.
Barter: Oko za oko, złotówka za złotówkę
Tutaj dochodzimy do fotograficznej utopii obrotu bezgotówkowego. Barter, czyli usługa za usługę. Oczywiście nie ma lekko i również łatwo jest dać się wykorzystać. To nie jest tak, że wy organizujecie sesję, oddajecie 10 zdjęć, a ktoś po prostu wspomni was na Instagramie. Teraz dochodzimy do bardzo ważnej rzeczy - wyceny usług.
Każdy z was powinien mieć wycenione swoje usługi - koszt stały (amortyzacja sprzętu), materiały potrzebne do sesji oraz cena za jedno zdjęcie. W ten sposób przy planowaniu sesji jesteście w stanie oszacować jej wartość. Jeśli wchodzicie w barter, musicie dopilnować, żeby druga strona za każdą waszą złotówkę, dała złotówkę od siebie. Jeśli wy robicie sesję, to niech druga osoba ogarnie makijaż i stylizację. Rozpiszcie to na kartce, bądźcie uczciwi względem siebie.
W przypadku influencerów - wspominałem o cenach. Jeśli jakiś post w zależności od zasięgu ma swoją kwotę i mieści się to w kosztach sesji, którą zrobiliście - zapytajcie o to, czy nie wrzuci posta poświęconego waszej twórczości. Kartą przetargową influencerów jest wzbudzanie zaangażowania. Jeśli wasze zdjęcie i twórczość zainteresuje kilkadziesiąt tysięcy osób, będziecie mieli do czynienia z realną promocją. Warto to przemyśleć.
Kiedy warto zrobić coś ”za fryty”
Często pojawiają się sytuacje, że możecie wziąć udział w piekielnie fajnym projekcie, który wzbogaci wasze portfolio. Jeśli uważacie, że chcecie mieć konkretne zdjęcia w portfolio i bez ekipy, która zaproponowała wam współpracę nie jesteście w stanie takich zrobić - przemyślcie to.
Innym przypadkiem zrobienia zdjęć za darmo, w którym jest to opłacalne to własne projekty. Często, gdy mam w głowie jakiś pomysł, pisze, że wykonam taką i taką sesję, mam wtedy przygotowaną stylizację i po prostu szukam osoby, która pomoże mi w realizacji. To właściwie sytuacja odwrotna do tej powyżej. Jeśli znajdzie się ktoś, kto chce mieć zdjęcia według waszego pomysłu i wam odpowiada - działajcie.
Podsumowując - nie dajcie się wprowadzać w maliny i wykorzystywać waszego talentu w zamian za coś, co nie ma realnej wartości. Tagowanie na zdjęciach, nawet przez znaną osobę, nie będzie miało większego znaczenia. Jeśli ktoś was poleci i dzięki temu możecie zdobyć zlecenie - warto się zgodzić. Influencerzy to opiniotwórczy ludzie biznesu i fajnie jest z nimi dobrze żyć, ale trzeba ich pilnować. Początkujące modelki i TFP to brednie, więc uwierzcie mi - nigdy nic dobrego z tego nie wynika. Kończycie bez dobrych zdjęć, za to ze zszarganymi nerwami.