Profesjonalni fotografowie mobilni istnieją. Poznajcie grupę Tiny Collective
Fotograficzne kolektywy istniały praktycznie zawsze. Takie nazwy, jak Magnum, VII czy Napo, zna każdy, kogo pochłonęło tworzenie i podziwianie fotografii. Owszem, wiele grup wykorzystuje nowe technologie, ale nie robi tego tak jak Tiny Collective. Wbrew temu, co sugeruje nazwa, wcale nie są mali, a ich zdjęcia to tona codziennej inspiracji.
02.07.2014 | aktual.: 02.07.2014 15:44
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Pamiętam, kiedy po raz pierwszy zobaczyłam na Instagramie zdjęcia użytkownika Koci. To było TO. To była TA fotografia uliczna, która nie pozwala się oderwać. Doskonałe wykorzystanie czerni, bieli i różnych oznak szarości. Od razu dodałam do obserwowanych. Dzięki linkom i poleceniom znajdowałam kolejnych członków grupy Tiny, m.in. Theseventhshore, który zburzył mój stereotyp Australii jako kraju pełnego kolorów i misiów koala.
Potem trafiłam na dayzdandconfuzd, kolejnego wielbiciela czarno-białej fotografii. Później odkryłam dopez, obecnie jedną z moich ukochanych instagramowych przewodniczek po Nowym Jorku.
Tiny Collective został założony w 2012 roku, czyli chwilę przed instagramowym boomem w Polsce. Należy do niego 11 fotografów z m.in. Australii, Chorwacji, Francji czy Kanady. Najbardziej znanym i cenionym jej członkiem jest wspomniany Koci, wykładowca na UC Berkeley na Wydziale Nowych Mediów. Jego prace fascynują dziesiątki tysięcy osób na całym świecie, a serwis ShotKit poświęcił mu jeden ze swoich wpisów. Fotografuje iPhone'ami i Google Glass. Ta miniaturyzacja sprzętu może dziwić, ale Koci wyznaje zasadę, że jeżeli coś nie mieści się w kieszeni, to nie warto tego zabierać.
Kolektywy i grupy w kontekście fotografii mobilnej to drażliwy temat. Nie ukrywam jednak, że lubię obserwować dyskusje, czy to na Instagramie, czy to na Facebooku, dotyczące ich istnienia i działania. Profesjonaliści drwią z amatorów, że ci dopiero przy okazji opcji rejestrowania obrazu w telefonie odkryli fotografię. Amatorzy zarzucają profesjonalistom, że robią nudne zdjęcia. Jedno jest pewne: fotografem może być każdy, a do instagramowej rzeki codziennie wpadają setki tysięcy zdjęć. Nic więc dziwnego, że trudno zaistnieć w takiej masie. Ale kolektywowi się udało i jest coraz lepiej rozpoznawalny w Internecie i poza nim. Dlaczego?
Są konsekwentni, a fotografie przez nich zrobione, choć miejsca ich wykonania dzielą tysiące kilometrów, mają wspólny mianownik: ulicę. Rejestrują wszystko i wszystkich wszędzie, gdzie się da. Fotografia uliczna w ich wykonaniu nie ogranicza się oczywiście do skrzyżowań i chodników. Zagląda pod ziemię, do parków, robi zakupy w okolicznych sklepikach. Zaznajamia nas ze swoimi mieszkańcami bez względu na stan posiadania, płeć czy preferencje. Twardzi brodacze i wątli licealiści. Mocne kobiety i fani nowojorskiego metra. Kolektyw traktuje wszystkich tak samo i poświęca im tyle samo miejsca. Wszystko to ze smartfonami w rękach. Do tego dochodzą bardzo ciekawe metody edycji (choć większość członków grupy nigdy nie ukrywała miłości do Hipstamatica) i świetna fotoedycja. Nie ma miejsca na przypadkowe kadry.
Nawet jeżeli dopiero sięgnęliście po smartfona i zainstalowaliście pierwsze aplikacje, polecam zapoznać się z twórczością Tiny Collective. Nawet jeżeli fotografią mobilną zajęliście się, zanim powstał Facebook czy Instagram, zaręczam, że odnajdziecie w zdjęciach tej niezwyklej grupy coś niebanalnego i inspirującego.