Torba Cosyspeed Camslinger 160, czyli Wyatt Earp się kłania! (test)
Cosyspeed? Słyszeliście tę nazwę? Przyznam, że ja też nie. Aż do tegorocznych łódzkich targów fotograficznych, gdy trafiłem na stoisko tej firmy. Zaciekawiły mnie tam zgrabne torby… wróć! torebki, czy raczej futerały na aparaty fotograficzne.
31.05.2017 | aktual.: 26.07.2022 18:29
A zaciekawiały coraz bardziej, gdy byłem po nich „oprowadzany”. Niewielkie, z pozoru prościutkie i niewyróżniające się, okazały się pełne oryginalnych rozwiązań. Wręcz udziwnień. Zaciekawiły mnie one na tyle, że jedną z tych toreb postanowiłem przetestować.
Cosyspeed Camslinger 160 Paris Gray – tak brzmi pełna nazwa modelu, który trafił na moje biodra. Oprócz tej paryskiej szarości, na rynku jest jeszcze gładka i śliska czerń. A obok modelu 160, znajdziemy też krótszy, bardziej kompaktowy 105. Dochodzą też trochę większe i wyposażone w dodatkowe kieszonki Camslingery Streetomatic.
Zasadniczo torby te przeznaczone są dla bezlusterkowców. Hasło Mirrorless Hero mówi samo za siebie. Jednak nic nie stoi na przeszkodzie, by w torbach tych przenosić kompakty, bądź lustrzanki. W tym drugim wypadku chodzi jednak wyłącznie o najmniejsze modele, w dodatku nie uzupełnione wielko-, czy nawet średniogabarytową optyką. Zresztą, zajrzyjcie sami na stronę www.cosyspeed.pl, by obejrzeć sobie całą ofertę firmy.
Co wchodzi do Camslingera 160, widzicie na zdjęciach powyżej. Wnętrze torby ma długość 175 mm. Gdy aparatem jest nieduży bezlusterkowiec, taki jak Panasonic GF8, wyposażony w skromny wielkością obiektyw (tu 12-32/3.5-5.6), to oprócz niego do torby spokojnie zmieści się jeszcze całkiem spore szkiełko (tu 35-100/2.8), A, i bank energii na dokładkę. Jednak jeśli aparat „urośnie” do gabarytów Lumixa G80, a standardowym zoomem okaże się 12-60/2.8-4, to poza portfelem nic już do Camslingera nie upchniemy. Gdyby obiektyw uzupełnić osłoną przeciwsłoneczną w pozycji roboczej, to nawet na bank energii ledwo starczyłoby miejsca. Dla porządku uzupełnię, że wysokość wnętrza torby wynosi 140 mm. Dodam też, że wspomniane wcześniej 100 mm maksymalnej grubości torby, to wartość rzeczywiście największa. Położony na boku wyższy o nawet o kilka milimetrów aparat, powoduje wybrzuszanie się torby i utrudnione jej zamykanie.
Widać też, że „ustawienie” maksymalnej grubości torby źle wpływa na jej szczelność. Jednak dopóki nie przekraczamy, powiedzmy, 9 cm, wewnętrzne „uszy” dobrze osłaniają boczne szczeliny pod klapą.
Dla kogo ta torba? Cosyspeed poleca ją osobom korzystającym dotychczas z wszelakich slingstrapów lub szelek. Czyli tych, które żądają szybkiego dostępu do aparatu jedną ręką. Tu mamy mieć niemal równie szybki dostęp oraz – charakterystyczną dla toreb – ochronę sprzętu przed uderzeniami, deszczem i pyłem. No i nic nam się nie dynda…
Ale najważniejsze: jak się Camslingera 160 używa? Szybko. To pierwsza, założona już przez twórcę, cecha wszystkich Camslingerów. Łatwy dostęp, szybkie otworzenie, błyskawiczne wyjęcie aparatu, szybki strzał. Ów „strzał” to tym razem nie tylko fotograficzny slang, gdyż inspiracją przy projektowaniu toreb był pas Wyatta Earpa. Ten rewolwerowiec i szeryf pojawia się zresztą całkiem oficjalnie w firmowych materiałach reklamowych, a zalecanym sposobem noszenia Camslingerów jest – oczywiście – umieszczenie ich nisko na biodrach.
Mnie ten sposób jakoś nie pasował. Wolałem torbę umocować ciaśniej, czyli trochę wyżej, tak by nie wisiała. Ba, nawet pociągnięcie pasa jeszcze wyżej, na brzuchu, też nie wydawało mi się od rzeczy. Choć już tej pozycji materiały Cosyspeed nie zalecają.
Zdecydowanie przeszedłem więc na noszenie po lewej stronie. Transportowo, czyli gdy nie było potrzeby wyciągania aparatu, najwygodniej nosiło mi się torbę z tyłu, na pośladku. Z kolei najwygodniejszy dostęp miałem, gdy Camslinger wisiał mi przed nogą. Lecz wówczas torba trochę przeszkadzała w chodzeniu. Jednak w tej jej pozycji uwidaczniał się powód, dla którego Camslinger nie wisi NA swoim pasie, a POD nim. Dzięki temu torba nie utrudnia kucnięcia, pochylenia się, ani klęknięcia, gdyż po prostu znajduje się nisko, a nie tkwi między brzuchem, a udem.
Na deser zostawiłem opis wisienki na tym, i tak już smakowitym, torcie. Chodzi o drobiazg, skromniutko prezentujący się dodatek, który otrzymujemy w komplecie z torbą: Fingercamstrap. Ot, niepozorny paseczek, robiący na tyle słabe pierwsze wrażenie, że wiele osób kupujących Camslingera pewnie odkłada go od razu do szuflady. Błąd! Jest to wspaniały pomysł na zapewnienie bezpieczeństwa aparatu. Bezpieczeństwa już od momentu sięgania po niego do torby, kiedy to palec wskazujący od razu wchodzi w pętelkę paska. Dodatkowo, aparatu wcale nie trzeba chwycić dłonią, by go z torby wyjąć, gdyż wyciągamy go zawieszonego na tym paseczku. Czyli nie tylko bezpieczniej, ale i łatwiej oraz szybciej. A podczas fotografowania Fingercamstrap zapewnia, że aparat nie wypadnie nam. Nawet jeśli o coś nim zawadzimy lub wyślizgnie się ze spoconej dłoni, zawsze zawiśnie na paseczku. Dla mnie bomba!
Fingercamstrap ma regulowaną w sporym zakresie długość. Można go więc swobodnie dopasować do mniejszych lub większych dłoni, dłuższych lub krótszych palców, do większych i mniejszych aparatów z płytszym albo mocno rozbudowanym gripem. W zależności od tych czynników, ale też układu elementów sterujących aparatu, w pętli paska możemy trzymać palec wskazujący, duży albo i oba.
Sam przeważnie trzymałem tylko jeden. Trochę zależało to od modelu używanego aparatu, ale ogólnie rzecz biorąc, gdy był to palec wskazujący, to paseczek był luźny, stanowił wyłącznie asekurację. Gdy natomiast przekładałem przez niego duży palec, napinałem pasek tak, by stanowił jakby „zewnętrzną” obejmę. Dzięki temu chwyt czułem jako znacznie pewniejszy.
Im głębiej w las… tym ciekawiej. Wcale nie tak często mi się zdarza, że im dłużej testuję sprzęt, tym coraz bardziej mi się on podoba. W wypadku tego Camslingera coraz to trafiałem na ciekawe rozwiązania, a pomysły, które z początku wydawały mi się nieszczególne, później okazywały się zdecydowanie trafione. Camslinger 160 Paris Gray nie jest tani, ale też jego cena nie przeraża. Gdy się poszuka, można go kupić za ciut ponad 200 zł. Jak na stylową, mało zauważalną, taką „streetową” torbę do bezlusterkowca, to cena zupełnie akceptowalna. Jeśli takiej szukacie, przyjrzycie się jej i przymierzcie się do niej. Gdyby nie podpasowała wielkością, zainteresujecie się modelem mniejszym, czyli 105, albo nieco większym Streetomatic.
- Fingercamstrap!
- niskie zawieszenie na pasie
- elastyczność zastosowanych rozwiązań
- kłopotliwe rozpinanie pasa
Na blogu ostatnio opublikowałem także: